-1-

372 19 10
                                    

Włóczykij się zagubił. Dosłownie i w przenośni.

Siedział na kamieniu. Z jego oczu płynęły łzy, zaczynał panikować. Chciał wpaść w ramiona Muminka. Pogubił się w uczuciach. Zakochał się w nim ale nie mógł mu o tym powiedziać. On miał dziewczynę. Czuł się pusty, wyprany z emocji. Od kilku tygodni błądził po lesie nie wiedząc gdzie jest. Od kilku nocy nie spał, musiał oszczędzać na jedzeniu, był wykończony. Wstał z kamienia i zrezygnowany ruszył marszem przed siebie. Na nogach miał pęcherze, wszystko go bolało. Trząsł się z zimna i wyczerpania. Oczy mu się zamykały. 

Szedł nie zwracając uwagi na nic co się dzieje do okoła. Po chwili się potknął i poturlał kilka metrów, zaczął się dusić, wokół niego była woda. Wstał do siadu mocno kaszląc, z grzywki kapała mu ciecz. Wyszedł z zimnego jeziora, znowu upadł. Poczuł piekielny ból kolana i nadgarstka. Tylko tego mu brakowało. Zaczął rozglądać się za plecakiem, który mu się zerwał podczas upadku. Znalazł wzrokiem plecak. Pokuśtykał do niego, kucnął by go podnieść. Wziął go na ramiona i sięgnął po długi kij. Oparł się o niego i wolnym krokiem poszedł przed siebie. 

Mimo, że się zgubił i został ranny, uwielbiał wędrówki. Kochał je. Uwielbiał chodzić w samotne wędrówki. Mógł poznawać świat, były ciekawe i poszerzał swoją, i tak już dużą jak na jego młody wiek, więdzę. Uświadomił sobie jedną rzecz. Rozejrzał się po okolicy. Rozpoznał ją. Przyśpieszył chodu. Spomiędzy drzew wyłonił się domek. 
-Hej hej! Paszczaku.- Przywitał się ze zgarbioną postacią siedzącą w ogrodzie.
-O witaj Włóczykiju!- Spojrzał na niego trochę zaskoczony.- Stało się coś?
-Nie nic się nie stało. Czemu pytasz?
-Tak po prostu.- Wzruszył ramionami.
-Z czymś Ci pomóc?- Chciał być miły. 
-A gdybyś mógł mi pomóc z podniesieniem tamtego drzewa. Ostatniej nocy spadło na mój ogród.- Lekko się zmartwił.
-Dobrze.- Uśmiechnął się. Zdjął plecak. Poszedł do kłody wraz ze starszym i podnieśli je z lekkim trudem. Przenieśli je w miejsce gdzie nie będzie nikomu przeszkadzać.
-Dziękuję, zatrzymasz się na herbatę?- Zapytał uprzejmie.
-Nie dziękuję. Śpieszę się.
-A no tak. Do Muminka. Wracaj szybko, tęskni za tobą.- Włóczykija jeszcze bardziej rozbolało kolano, nie chciał tego okazywać. Wziął bagaż i ruszył w dalszą drogę. Próbował jak najmniej obciążać bolącą go nogę, nie chciał ruszać już nadgarstkiem bo miał wrażenie, że jeśli to zrobi to mu odpadnie. Był zaskoczony reakcją Paszczaka, czemu tak zareagował? 

Szedł dalej. Ignorował nasilający się ból ciała. Chciał jak najszybciej wrócić, zbierały się chmury. Będzie padać. Marzył by znaleźć się przy Muminku i o odpoczynku. Czuł się koszmarnie. Przechodził koło domu Pani Filifionki, krzątała się po podwórku.
-Dzień dobry Pani Filifionko! Pomóc Pani w czymś?- Zapytał uprzejmie.
-Dzieć dobry Włóczykiju. Pomóż mi proszę ze schowaniem mebli do środka. Ma być burza a nie chcę by się zniszczyły.- Powiedziała z charakterystyczną dla siebie wyższością. Młodszy zaczął przenosić krzesła i stoliki. Kiedy skończył pożegnał się z nią i poszedł dalej. 

Włóczykij prawie przewrócił się kiedy uderzył w niego wiatr. Zwiało mu kapelusz, nie zdążył go złapać.
-Żegnaj wierny towarzyszu.- Powiedział zrezygnowany. Ledwo się trzymał na nogach, ale dzielnie szedł dalej. Psychicznie też nie było z nim najlepiej a fizycznie było jeszcze gorzej. Oczy mu się zamykały. Wiatr znowu uderzył i się przewrócił. Nie miał siły już wstawać.
-WŁÓCZYKIJU!- Usłyszał przed sobą. Spojrzał w tamtą stronę. Biegł do niego Muminek, brunet szybko wstał i ruszył do niego lekko przyspieszył bo nie miał siły biec. Rzucił się w ciepłe ramiona niebieskookiego. Krople deszczu zaczęły na nich spadać. Nic do siebie nie mówili, rozumieli się bez słów.
-Muminki! Włóczykiju! Chodźcie zaraz burza się zacznie! Przeziębicie się!- Krzyknęła do nich Mama Muminka. Niższy wstał i podał starszemu rękę, ten prawie się przewrócił. Muminek wziął od niego plecak i musiał go podpierać by się nie przewrócił. Zaczęło mocno lać. Poszli do domu.
-Witaj Włóczykiju.- Powiedział Tatuś Muminka. W salonie siedzieli rodzice Muminka, Mała Mi, Ryjek i Panna Migotka. Wszyscy patrzyli na niego zaskoczeni. Chłopak odruchowo chciał zaciągnąć kapelusz na twarz, ale go nie miał.
-Coś się stało?- Zapytał cicho nie widząc lepszego rozwiązania. Podrapał się nerwowo po karku.
-Jesteś niewidzialny.- Powiedziała bezpośrednio Mała Mi. Włóczykij uparcie patrzył w swoje buty.
-Włóczykiju chodź na górę, dam Ci jakieś ubrania na przebranie. Zaraz się przeziębisz.- Mama Muminka wzięła go pod rękę i zaprowadziła po schodach. Wyjęła z komody jakiś sweter widocznie za duży, krótkie spodenki.- Nie mam długich.
-Trudno.- Kichnął. Kobieta podeszła do niego i przyłożyła rękę do czoła.
-Masz gorączkę.- Podała mu ubrania, ona wyszła i poszła mu zaparzyć herbaty. Snufkin zdjął z siebie swój płaszcz i zastąpił go swetrem i nałożył spodenki. Zapomniał o nodze. Do pokoju znowu weszła Mamusia akurat gdy ten prawie się przewrócił.- Jesteś ranny?- On wzruszył ramionami.- Usiądź proszę.- Wzięła apteczkę.- Gdzie Cię boli?
-Kolano.- Położył rękę na swojej nodze. Mamusia uklękła przed nim, delikatnie ujęła jego nogę. Zadanie było trochę utrudnione, nie wiedziała czy kolano ma skręcone lub coś takiego. Syknął z bólu. Kobieta go opatrzyła.
-Coś jeszcze?
-Nadgarstek.
-Nie mamy wolnych łóżek.- Zmarszczyła brwi.
-Nie chcę robić problemów.- Jego oddech był płytki.
-Przecież nie robisz. Będziesz spał u Muminka.- Położyła dłoń na jego ramieniu.

Siedzieli w salonie rozmawiając. Włóczykij popijał herbatę, zaczynał przysypiać. W końcu Mała Mi, Migotka i Ryjek poszli spać do swojego pokoju. Muminek pomógł brunetowi dostać się na najwyższe piętro. 
-Przepraszam.- Usiadł wyczerpany na łóżku.
-Za co, przecież nic się nie dzieje.- Objął go ramieniem. Włóczykij położył mu głowę na ramieniu, nie miał już na nic siły, Muminek to wyczuł. Położyli się na miękkim meblu.- Co się właściwie stało, że stałeś się... No wiesz. Niewidzialny. Oczywiście jeśli chcesz powiedzieć.- Spojrzał na niego.
-Myślę- zająkał się.- Że zasługujesz na to by wiedzieć.- Zrobił przerwę.- Po jakimś tygodniu wędrówki dotarłem do miasta. Zawsze tamtędy przechodzę. Mam tam paru znajomych, zostawiłem u nich mój plecak. Poszedłem w mniej uczęszczane uliczki. Zaczepiła mnie dwójka ludzi.- Przełknął ślinę. Muminek zdał sobie sprawę, że mówienie o tym jest dla niego trudne.
-Nie mów jak nie chcesz.- Powiedział szybko. 
-Napadli na mnie. To właściwie tyle. Nic takiego się nie stało chyba.- To zdarzenie nadszarpnęło jego psychikę, młodszy zdał sobie z tego sprawę.- Potem zgubiłem się w lesie. To też nic takiego.- Muminek zmartwił się lekko. Przytulił go. Włóczykij się zdziwił, w tym momencie cieszył się, że jest niewidzialny bo się mocno zarumienił. Wtulił się w niego. Od razu zasnął.  

Czy kiedyś Cię jeszcze zobaczę? SnufminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz