Wstęp

47 7 2
                                    

W ciemną, bezgwiezdną noc wśród siedmiu sosen, które tworzyły krąg bezszelestnie zjawiła się zakapturzona postać.
Kucnęła przy krzewie, szeptała kilkakrotnie trzy słowa: Strażnicy, przebudźcie się.
Nagle jasny księżyc ukazał się na nocnym niebie i połyskiwał jak tafla zwierciadła w słońcu, zabłysł i dla postaci był to znak, że część planu została wykonana.
Zawiał lekki wiatr i w tej samej chwili zniknęła jak poranna mgła.


Trzy tygodnie później:


- NIE - krzycząc weszła do swojego pokoju. Matka znowu dała jej popalić, ale jak jej to wszystko wytłumaczyć?
Dla Sorin było to po prostu niemożliwe, niby co miałaby powiedzieć, że jednym dotknięciem ręki obróciła drzwi w drzazgi? A może, że to wszystko, to czysty przypadek?
Wyjęła zeszyt i ołówki z szuflady biurka. Jak to zwykle miała zamiar odciąć się od świata realnego i narysować słowika z kolorowymi piórkami.
Lubiła rysować zwierzęta. Zresztą nic innego jej nie wychodziło. Nawet koło w jej wykonaniu wyglądało jak kwadrat. Nie miała talentu do sztuki i często zamiast ślicznego skowronka wychodziła jej jakaś pokraka ze skrzydłami, ale Sorin bardzo lubiła takie rysunki. Były nieprofesjonalne, ale takie prace były bardzo w jej stylu. Uważała je za swoje przejawy jakiegokolwiek talentu. Jednak najbardziej podobało jej się unikalność prac i sposobów w jakie je tworzyła.
Westchnęła.
Myśli Sorin zaczęły wirować wokół ostatnich wydarzeń. Tornado na boisku szkolnym, latające kartki papieru z oczami i to dziwne niebezpieczeństwo wiszące w powietrzu. A na dodatek tego wszystkiego, jakimś pechowym trafem zniszczyła drzwi. Pomijając sam fakt istnienia przewlekłej epidemii, która zmieniła jej życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Zmuszona była do zakładania maseczek i dezynfekowania dłoni, a jak o tym zapomniała lub po prostu miała już tego wszystkiego dosyć dostawała kolejny pouczający wykład o tym jak to bardzo naraża wszystkich na zakażenie covidem.
Męczyła ją ta sytuacja.
W wolnych chwilach marzyła by wszystko wróciło na swoje tory i by mogła na powrót spotkać się ze swoimi koleżankami.
Nie to nie mogło wydarzyć się naprawdę - myślała z niedowierzaniem Sorin, a kartka którą przypadkowo ścisnęła samoistnie zaczęła się palić.
- NO NIE, ZNOWU!! Dlaczego nie mogę przestać niszczyć wszystkiego co znajduje się w moim pobliżu? - oburzyła się. - To już mój kolejny rysunek, a został on zniszczony w niezrozumiany dla mnie sposób! Jakim cudem zaczął się palić?! - Sorin zaczęła pytać samą siebie. Czuła się źle z myślą, że coś ewidentnie było z nią nie tak. W końcu komu normalnemu przytrafia się tyle nie normalnych rzeczy?
Rysunek nieco się zatlil i ciężko było rozróżnić w którym miejscu Sorin zaczęła rysować. Ołówek całkowicie się rozmazał, powodując, że rysy słowika stały się niewyraźne.
W pokoju Sorin cichutko otworzyło się okno, a przez nie weszły jakieś dwie postacie. Jednak dziewczyna była zbyt zła i zajęta sprzątaniem popiołu, że nie zauważyła jak i kiedy przybyli nieproszeni goście. Dopiero po chwili się zorientowała, że nie jest sama.
Spytała oszołomiona tym co zobaczyła: Co wy tutaj robicie?
Dwie postacie rozsiadły się wygodnie na jej łóżku popijając beztrosko malinową herbatkę z jednorazowych kubeczków, które kupiła rok temu na piknik. Każda z nich była ubrana zupełnie na czarno. Uwagę Sorin przykuło jednak poszarpane i brudne ubranie osoby siedzącej po lewej stronie łóżka najbliżej stolika, na którym stał dzbanek z herbatą. Jej zdaniem postać wyglądała jakby była wyjęta z filmu o gangsterach.
Sorin zaczęła się niecierpliwić. Po długiej chwili ciszy uznała, że ma omamy i tak naprawdę wszystko dzieje się tylko w jej głowie.
- Jestem Alex, pamiętasz? - powiedział przyjaźnie chłopak w zniszczonym stroju.  Postawił kubeczek z nie dopitą herbatą na stoliku i podszedł bliżej.
Zdjął kaptur z głowy i w tej chwili Sorin dostrzegła jego umazaną chyba smołą twarz. W jego jasnych, rozczochranych włosach tkwiły gałęzie. Szara maseczka zasłaniała jego brodę.
- Acha.... A co tu robisz? ..... I jak tu wszedłeś....i dlaczego wyglądasz tak jakby ktoś cię napadł, a ty zwiałeś przez krzaki?! - poprędce pytała czując narastającą złość  - Zaraz, a może ty biłeś się z tym krzakiem?
- Lepiej nie pytaj. - pewnie odezwała się dziewczyna, a jej głos sprawił, że Sorin wybiła się z rytmu.
Spojrzała na dziewczynę, właśnie teraz ta dolewała sobie herbaty do kubka. Wyglądała porządnie i nawet jej długie, tak samo jasne włosy, jak u Alexa były pozbawione jakichkolwiek oznak ucieczki.
- Skoro tak twierdzisz - odparła - Ale na poważnie, co wy tutaj robicie? - spytała spokojniejszym tonem, ale w jej głosie nadal było słychać cień złości.

Alex poznał Sorin na boisku szkolnym w dniu szalonego tornada. Między innymi dzięki jego interwencji Storm zatrzymała to zjawisko i zniszczyła jego źródło. Jak się później okazało winę tego całego zamieszania ponosiła osoba, która potrafiła za pomocą zapisanych słów zawładnąć pogodą. Istnieje jednak zagrożenie, że dzięki tak skutecznym opisom, ta osoba będzie wstanie zawładnąć nie tylko tym co widzimy, ale także naszymi uczuciami. W ten sposób może nawet spowodować czyjąś śmierć.
Od tamtego dnia chłopak ma się na baczności. Przyglądał się każdemu uczniowi, jednak nie dostrzegł nic nadzwyczajnego. Jednak Sorin, która wpadła na niego tuż przed tym jak tornado na dobre się rozchulało przykuło jego uwagę. Chłopak podejrzewał, że może ona była winna załamaniu pogody, ale minęło kilka dni i Alex nie zauważył by dziewczyna robiła jakieś podejrzane rzeczy. Jednak dostrzegł w niej coś innego. Pewnego wtorkowego popołudnia, gdy chciał sprawdzić, czy jego podejrzenia są słuszne dziewczyna na jego oczach rozwaliła drzwi w drobny mak.
- Słuchaj, wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, ale.....
- Ale! Na serio co robicie w moim pokoju?! - przerwała mu oburzona.  Zawsze stawiała na swoim i nie miała zamiaru odpuścić, ani teraz, ani innym razem.
- Ciszej trochę, nie chcemy kłopotów. Nas tu naprawdę w ogóle nie powinno być. Ale musimy...
- Skoro was tu nie powinno być, to co wy tu robicie?! - przerwała dziewczynie.
- Chodzi o to, że przyda nam się twoja pomoc. - dokończył spokojnie Alex.
- Jeżeli chodzi wam o pomoc to radzę wam nie szukać jej u mnie. - odparła - Dosłownie ja jestem zwiastunem kłopotów. Potrafię tylko niszczyć. - oznajmiła. - A po za tym nadal nie odpowiedzieliście mi na pytanie. Kim wy właściwie jesteście?
- No przecież nie kosmitami. - odpowiedziała dziewczyna nadal jakby nic się nie działo popijając herbatę.
- Jesteśmy Strażnikami, Sorin, no tak jakby nimi jesteśmy..... - odpowiedział Alex.
- Strażnikami.... Niby czego? Wszystkiego? - spytała z szeroko otwartymi oczami. - I co niby ma znaczyć to tak jakby?
W tej chwili dziewczyna zadławiła się herbatą i zaczęła się krztusić.
- Wybacz, ale gdy powiedziałaś wszystkiego zaczęłam mieć dziwne skojarzenia z rzeczami materialnymi. - popiła herbatą i westchnęła.
- Na przykład..... - zamyślił się -  Z papierem toaletowym? - spytał Alex uśmiechając się szeroko na tę myśl, co doprowadziło do tego, że dziewczyna po raz drugi zadławiła się herbatą.
- Zabije cię kiedyś. - powiedziała zachrypniętym głosem.
- Oj weź tylko żartowałem. A po za tym nigdy byś tego nie zrobiła. - odpowiedział z pewnością w głosie - Co nie? Siostrzyczko?
- Chcesz się upewnić, czy cię nie uduszę? - spytała twardo.
- Oj.... Przecież wiem, że byś tego nie zrobiła.
Sorin patrzyła na tą dwójkę i miała silne wrażenie, że w jej pokoju odgrywa się jakiś kabaret.
Ale, żeby tak bardzo im zależało na podduszanie siebie nawzajem?
- Wracając do rzeczy - sprowadził wszystkich do porządku Alex - To jak się jest strażnikiem zależy od naszych umiejętności. Na przykład niektórzy posiadają moce o odpowiednikach planetarnych.
- Albo od żywiołów - powiedziała dziewczyna - Tak chyba jest w twoim przypadku.
- Że co?!
- Mówisz, że wszystko wokół siebie niszczysz, a więc prawdopodobnie jesteś początkującą Strażniczką Marsa lub Ognia.
- Nie, nie, nie. Żartujesz sobie. Nie istnieje coś takiego jak magia! - powiedziała pewnie Sorin. - Magia NIE ISTNIEJE!
- Jesteś pewna - odparła dziewczyna rozpływając się na jej oczach. - Alex, poczekam na ciebie przed domem. - rozbrzmiał głos dziewczyny, ale Sorin zupełnie nie wiedziała skąd głos dochodzi.
- Dobrze - odparł Alex - Kiedyś były specjalne szkoły dla takich osób jak my, ale od bardzo dawna nie funkcjonują. Istnieje jednak możliwość, że po tych wszystkich wydarzeniach magowie i czarodzieje zbiorą się by przedyskutować sprawę na nowo. Ostatnio złe rzeczy się dzieją, niebezpieczeństwo wisi w powietrzu już od kilku miesięcy. Wszyscy tu jesteśmy zagrożeni, a magiczne dzieci w szczególności.
Sorin nie za bardzo wiedziała o czym mówił jej Alex, ale po tych słowach zniknął, jakby nigdy go nie było. Zostawił jedynie nie dopitą herbatę i kartkę na której pisało: Jeszcze wszystko ci wyjaśnimy.
- Acha......

Strażnicy Brama CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz