Rozdział 2 Rozmowa na komisariacie

25 4 0
                                    

Sorin siedziała na krześle przed biurkiem szefa policji. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego miałaby zabierać czas samemu szefowi.
Po co?
- Przecież na pewno ma dużo na głowie, dlaczego zwalają mu jeszcze mnie i moje kłopoty? - zastanawiała się. - Zresztą chwilę temu gdzieś wyszedł. Po co mu zwalać tyle do roboty?
Ciągle, jednak miała w pamięci wyraz twarzy policjantki kiedy weszła do budynku. To właśnie ona poleciła by sprawą zajął się szef.
- Jakby sama nie mogła się tym zająć. - pomyślała krzywo się uśmiechając - W gruncie rzeczy trochę współczuje temu całemu szefowi policji..... Same lenie tu pracują.
Westchnęła.
Raptem drzwi gabinetu się otworzyły i do pomieszczenia wparował wysoki mężczyzna w średnim wieku.
Na oko miał jakieś 40 lat. Ubrany był w mundur policji. Potargane, kasztanowe włosy niezgrabnie opadały mu na czoło. Jego zielone oczy zdawały się zaspane. Na sam rzut oka można było stwierdzić, że nie spał kilka nocy.
W ręku trzymał jakieś dokumenty.
Wyglądał niemal tak samo jak w tedy, gdy Sorin, zobaczyła go pierwszy raz w szkole. Tylko tym razem był bardziej zamyślony, niemal nieobecny duszą.
Nie znała, jednak na tyle dobrze tego policjanta, by spodziewać się, jak zareaguje na dane sytuację...... Na przykład na takie, które niezmiernie często ją spotykają.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Panie Włóczęga może pan już iść. - oznajmił policjantowi i odłożył dokumenty na stertę papierów.
- Rany ile on ma tych dokumentów? - zastanowiła się - Naprawdę oddział zdaję się duży....... Dlaczego, więc całą pracę musi odwalać szef? - ścisnęła dłonie.
- Tak jest - odrzekł policjant salutując lewa ręką, zamiast prawej.
Pan Wejker usiadł na swoim fotelu i zaczął przeglądać dokument, nad którym zapewne ślęczał od dłuższego czasu.
Sorin zdawało się, że nawet nie zauważył jej obecności.
- Dzień dobry...... - powiedziała niepewnym głosem, wybudzając go z zamyślenia.
- Dzień dobry, Sorin - odparł spokojnie i wyjrzał zza papierów.
- Panie Wejker, to jakaś pomyłka. - zaczęła się bronić.
- Spokojnie, Sorin. Ja wiem, że ty byś czegoś takiego nie zrobiła. - powiedział nadal przeraźliwie spokojnym głosem.
- Jak to......pan, mi wierzy? - spytała niedowierzając.
- Oczywiście - poprawił krawat - nie sądzę, żeby wpadło ci coś takiego do głowy. - westchnął i pomasował swoją brodę.
- Ja nawet nie wiem o co się mnie podejrzewa.
- To chyba częsty przypadek u mnie. Pierwsza zasada brzmi: Tłumaczy się tylko winny. - oznajmił segregując dokumenty.
- Nie rozumiem. Ma pan często takie przypadki?
- No cóż, powiedzmy, że miałem okazję w ciągu całego mojego dotychczasowego życia, przesłuchać więcej nastolatków w podobnym wieku do twojego. - odparł - Oczywiście skończyło się na upomnieniu, nikt nie został ukarany, aczkolwiek pan Włóczęga, tak ich nastraszył, że oczywiście już więcej nie wpadli w kłopoty. - westchnął.
- Znaczy, że mogę wrócić do szkoły? - to pytanie zaskoczyło Sorin, bo przeważnie starała się unikać przychodzenia tam.
Nie była najgorszą uczennicą, ale do dobrej trochę jej brakowało. Miała całkiem niezłe oceny i raczej była lubiana przez nauczycieli. Nie można było jednak ukryć, że nauka w liceum była męcząca..... A zwłaszcza na biol-chemie.
- Oczywiście.
Sorin wstała i pośpiesznie skierowała się ku drzwiom.
- A! Sorin, zajdź tu po szkole.
- Dobrze, ale... - nie dokończyła. Drzwi gabinetu zamknęły się od razu jak przekroczyła próg. - Dlaczego?....

Sorin wyszła z komisariatu powolnym  krokiem. Nadal nie miała pojęcia po jakiego grzyba po szkole ma iść na komisariat. Co takiego było ważne, że pan Wejker, nie mógł powiedzieć jej tego od razu? Przyspieszyła kroku i za pięć 9 była już pod szkołą. Całkowicie ominęła ją pierwsza lekcja, a drugą zaczęła się pięć minut temu.
- O rany! Cała ta dziwna historia zajęła mi dużo czasu. Ale przynajmniej ominęła mnie  matematyka. - mówiła do siebie, niedowierzając, że to wszystko zajęło jej tylko nieco więcej niż godzinę.

Szybko weszła do szkoły i pobiegła pod swoją klasę.
Zapukała w solidne, drewniane drzwi.
Westchnęła.
Żadnych wybuchów, ani oznak spalania. Cudownie. Zdaje się, że tym razem drzwi zostaną w całości.
Przycisnęła klamkę.
Buch.
- No, to są chyba jakieś żarty..... - wyszeptała załamana - Znowu........?
Drzwi prysły na miliony kawałeczków.
Nauczycielka biologii stała, jak wyryta mierząc przy tym  dziewczynę zszokowanym wzrokiem.
Sorin głośno przełknęła ślinę.
- Dzień dobry - powiedziała niepewnie na przywitanie - Przepraszam za spóźnienie.
Nauczycielka od biologii sztywno skinęła głową.
Sorin cichutko usiadła do swojej ławki udając, że chwilę temu wcale nic dziwnego, ani niepokojącego się nie wydarzyło. Mimo tego czuła na sobie wzrok klasy.
Wyciągnęła podręcznik, zeszyt oraz piórnik.
- A więc - zaczęła wolno nauczycielka ignorując zaistniałe zdarzenie - Dzisiejszym tematem są grzyby. Czy ktoś byłby na tyle chętny, by przypomnieć nam budowę komórkową grzybów?.....
Sorin ulżyło.
- Przynajmniej na tą chwilę nikt nie pyta mnie co się właściwie stało.... - pomyślała i wzięła głęboki oddech - Co za przeklęte drzwi. Chyba wogóle nie powinnam się do nich zbliżać.
Otworzyła zeszyt.
- Karteczka? - zdziwiła się.
Szybko rozwinęła kartkę i przeczytała napis:

Dzisiaj o 15 na szkolnym boisku. Alex.
PS. Lepiej się nie spóźnij. Sam nie toleruje spóźnień.

- Co?!
- Sorin, chciałabyś może jakoś skomentować budowę komórkową grzyba? - spytała nauczycielka. 
- Yyy...... Ma wiele małych wakuoli?..... - zaczęła czując, że się skompromituje.

                                     ***

- Intrygujące - westchnął spoglądając w papiery. - Rozwaliła drzwi...... Ale, że miała tyle siły by tego dokonać. - usiadł w kręconym fotelu.
Westchnął.
- Sorin Wilk....... Jak nic przypomina swego ojca. - podsumował - Hmmmm........ Ale trzeba coś na to zaradzić. Tak być nie może. - uznał odkładając dokumenty.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę..... - zawołał.
Do jego gabinetu weszła rudowłosa  seniorka w czarnym, wełnianym, sięgającym kolan swetrze.
Uśmiechnął się do niej.
- Dzień dobry, Helu..... - przywitał ją.
Kobieta odwzajemniła uśmiech.
- Witaj. - odpowiedziała siadając na przeciwko - Jak tam w pracy?
- Po staremu. - oznajmił - Ale chyba nie przyszłaś tu by pytać mnie co słychać u mnie w pracy, co? - upił łyk mocnej kawy, którą przygotował sobie dwie godziny temu.
Zimna.
Właściwie nic dziwnego, dlatego niezbyt się dziwił.
- Zawsze podziwiałam twoje podejście do życia. - odparła - Jesteś dość przebiegły, Johnie Wejkerze. Przyszłam, bo mam pewną sprawę. - pociągnęła za kosmyk siwych włosów.
- Zamieniam się w słuch.
- Chodzi o moją wnuczkę. Zdaję się, że ostatnio, hmmm..... Dzieję się wokół niej wiele nadprzyrodzonych rzeczy.
John kiwnął głową.
Oczywiście dawno już o tym wiedział i starał się, jakoś pomóc, ale nie mógł doprowadzić do tego by ktokolwiek wiedział o tej pomocy..... Działał więc w cieniu.
- Zajmę się tym.... - powiedział przerywając Heli.
- Ale nawet nie skończyłam.
- To nic.... Ja już wiem.
- Zajrzał mi pan w myśli? - zagroziła mu palcem.
Usta mu drgnęły.
- Nie tym razem. - oświadczył.
- A, więc skąd pan wie?
- Chodzi o pomoc w kontroli mocy, mam rację?
Staruszka skinęła głową.
- Skąd ty o tym wiesz?
- Mam na oku szkołę. - oznajmił. - Nic mi nie umknie.
Hela się uśmiechnęła.
- Przepracujesz się kiedyś.
Wstała.
John wzruszył ramionami.
- Czasem tak trzeba.
- Gdy człowiek jest zmęczony jego praca jest mniej efektywna. - rzekła zbywając jego słowa - Zrób sobie urlop. - odparła i klasnęła w dłonie.
Znikła.
John westchnął.
- I, jak ja mam później wytłumaczyć co stało się z tą kobietą? - oparł czoło o dłoń.

                                      ***

Zadzwonił dzwonek i wszyscy pośpiesznie wyszli z klasy.
Sorin miała cichą nadzieję, że uda jej się umknąć nauczycielce w tłumie.
Jednak był to tylko zamiar...... A zamiar, to nie zapewnienie, że tak się stanie......... I tak samo było w tej sytuacji.
- Sorin.... - powiedziała nauczycielka. Nadal stała przy swoim biurku - Wszystko w porządku? - spytała troskliwie.
- Tak. - odparła - Nie rozumiem, dlaczego pani pyta. - rzuciła przez ramię.
Nie chciała usłyszeć odpowiedzi.
Natychmiastowo wybiegła z klasy.
Tak jest po prostu łatwiej.
- Dlaczego znowu to się stało? - zastanawiała się spanikowana - Nie chce by wyrzucono mnie ze szkoły. Nie chcę by mama była zła.....
Skręciła w korytarz.
Biegła, tak szybko, że omal nie poślizgnęła się na mokrej podłodze.
Gwałtownie zatrzymała się przy drzwiach wyjściowych.
Westchnęła.

Strażnicy Brama CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz