Rozdział 4 Niewyznana miłość

11 3 0
                                    

- Wiesz, co Jack myślę, że nie powinieneś mówić do niej, aż tak chłodno. - zwrócił mu uwagę.
- Nie? Przecież dobrze wiesz, że nie dała by nam wtedy spokoju. - fuknął - Tylko byśmy mieli niepotrzebne koło u wozu.
- Jack, ale ja... - próbował się przebić przez brata, lecz na próżno. Jack przez cały czas wymieniał co gorszego mógłby zrobić.
- O naprawdę nie chciałem urazić twojej narzeczonej. - powiedział ze złością - A racja... Ależ ja głupi. Przecież ty nawet nie masz odwagi by z nią porozmawiać w cztery oczy. Masz rację, co ja bredzę! - roześmiał się rozzłoszczony.
- Jack, nie jest w najlepszym humorze...... - pomyślał odczuwając, jak silne są jego emocję - Tylko w jednym ma rację. Nie potrafię wyrażać swoich uczuć. Kiepski ze mnie empata..... Ale jestem niemal pewny, że Sorin nawet mnie nie lubi. - stwierdził.
- Hej, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Jim?!
- Jak zawsze, braciszku. Jak zawsze... - odpowiedział nieobecny.
- Po prostu wracajmy już do domu. Dzisiaj nie mam ochoty na żadne wygłupy.
- Może..... Jednak rozmowa dobrze by nam zrobiła... - zastanowił się - Może zamiast pójść do domu, pójdziemy do skateparku?
- Jim, nie żartuj sobie. Przecież nie mamy przy sobie deskorolek. - zamilkł - Ale wiesz.... Masz rację może faktycznie za wcześnie by wracać do domu. - zamyślił się - Zawsze możemy po prostu się przejść.
- Chyba się udało. - ulżyło mu - Teraz wszystko w twoich rękach Sorin.... Znajdź nas. - ubłagał.
Szli wąskim chodnikiem w kierunku skateparku. Przy ogrodzeniach domów rosły najróżniejsze kwiaty. Ich woń roznosił wiatr.
Jeszcze rano bliźniacy mieli nadzieję, że lekcje odciągną ich od myślenia o przeszłości, ale skoro zostały odwołane...
- Ciekawe co się wydarzyło? - zastanawiał się.
Kierowali się teraz w głąb parku, aż nagle przed oczami Jima rozegrała się dziwna sytuacja...
- Alex i Sam... Co oni tutaj robią? - spytał się  Jack, którego widok rodzeństwa wybudził z nostalgii.
Zupełnie się tego nie spodziewał.
Na jego miejscu pewnie nikt by nawet nie pomyślał, że takie coś jest wogóle możliwe.
- Chyba nie myślisz, że znowu coś kombinują? - spytał zdziwiony Jim.
Obserwował cudowny kabaret swojego ciotecznego rodzeństwa w roli głównej, w którym to Sam siedząc na ławce w parku czyta gazetę do góry nogami, a jej starszy brat, Alex udaje, iż właśnie zgubił telefon i usilnie próbuje go odnaleźć. Zagląda w krzaki i szuka zguby pod ławką, powtarzając przy tym bez przerwy te same czynności.
Na sam widok nie sposób się nie uśmiechnąć. To i na twarzy Jima pojawiło się coś na wzór uśmiechu, jednak szybko się zmyło.
- Jeżeli tak, to im niezbyt to wychodzi. - stwierdził Jack - Przecież Alex ma telefon w tylnej kieszeni spodni. - zauważył i przeczesał prawą dłonią swoję gęste, kasztanowe włosy.
- Zawsze wiedziałem, że największą furorę zrobiliby w cyrku. - zażartował Jim i przed jego oczami pokazał się cyrkowy występ Alexa i Sam. - Tylko pomyśl....
Bliźniacy nigdy nie zrozumieli do końca aspiracji rodzeństwa do tworzenia takich spektakli.
Od kiedy pamiętali Sam była bardzo uparta i zawzięta, a teraz na pewno coś kombinowała. Nigdy nie umiała ukryć prawdy, jak coś kręciła, było to po niej widać gołym okiem.
Tata im mówił, że jest bardzo podobna do swego ojca. On podobne też nie umie kłamać. Szkoda tylko, że John Wejker i Tomas Frost się nie lubią.
Jim pamiętał, jak za życia matki, często opowiadała mu o wuju. Dużo o nim wiedziała, w końcu chodzili razem do podstawówki.
Uśmiechnęli się do siebie.
Jack bezsilnie wzruszył ramionami.
- Cóż my z nimi zrobimy? - zastanawiał się bezradny. - Chyba faktycznie będzie trzeba ich odstawić do jakiegoś cyrku. - powiedział ironicznie. - Ej.... Wiesz, czy może jakiś nie przyjeżdża wkrótce? 
Przeszli, jakby nigdy nic obok rodzeństwa, udając, że zupełnie nie zauważyli na sobie ich wzroku.
- E, Jack? - spytał po minutach dłużącej się ciszy.
Coś dziwnego mu się przypomniało.
- Co?
- Pamiętasz, jak podsłuchaliśmu rozmowę rodziców o jakiś kluczach?
- Tak pamiętam, co z tym?
- Wydaje mi się, że to nie była wymyślona historia.
- Tylko?
- No cóż.... Fakty. Gdy byliśmy mali zachowywali się czasami dziwnie, co nie? - odparł - Wiesz znikali w środku nocy oraz odbierali bardzo dziwne telefony. - powiedział wracając myślami do tamtych chwil.
- Zaraz, ty chyba nie sugerujesz, że ojciec nam czegoś ważnego nie powiedział? - zmarszczył brwi.
- Nie... Ale trochę to dziwne...
- Dziwne...?
- No wiesz, chyba żaden normalny rodzic nie odbiera telefonu w środku nocy i nie gada o byle czym.
- Dziwne... - powtórzył - Hmmm, faktycznie coś tu nie gra. - powiedział, masując się po brodzie. - Mieli, jakąś super tajną pracę, czy coś?
- No, to co z tym zrobimy? - spytał się Jim.
- Na razie nie zrobimy z tym nic. - uznał - Poczekamy. Może czas sam nam wskaże odpowiedź.... W końcu tak szybko mija....
Jack raptem położył rękę na ustach Jima i kazał mu być cicho. Schowali się za kilkoma drzewami rosnącymi gęsto koło siebie. Wokół których wyrosły jakieś krzaki.
Idealna kryjówka.
- Jack, co znowu?
- Cicho bądź, bo nas usłyszy.... - wyszeptał zdenerwowany.
- Ale o co ci chodzi?
- Sorin.
- CO! - wrzasnął.
- Cicho! Sorin chyba nie odpuściła. - powiedział szeptem.
- Pewnie, że nie.... To nie w jej stylu. - pomyślał Jim. - Czyli, jednak udało jej się nas znaleźć. No prawie...... - uznał spoglądając zza krzaków i drzew.
Wystarczyło tylko jedno spojrzenie by Jim odfrunął w nieznane. Schował się za drzewami, tak jak brat, jednak jego myśli krążyły wokół soczystozielonych oczu dziewczyny. Cichutko odwrócił się by jeszcze raz na nią zerknąć.
W tym momencie Sorin ich zauważyła.
- Niech to! Zauważyła nas. - powiedział zrezygnowany Jack.
Sorin zmierzała w ich kierunku pewnym krokiem.
- Ma dziewczyna tupet..... Nie ma co. - mruknął Jack.
Bracia wiedzieli, że nie ma co próbować ucieczki i tak ta dziewczyna prędzej, czy później dopnie swego.
- Wiedziałem, że tak łatwo się nie poddasz, Sorin. - pomyślał Jim i lekko się uśmiechnął - Może brat mnie nie zabije......
Przełknął ślinę.

Strażnicy Brama CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz