Rozdział 10 Gdzie bliźniacy przyszli, tam ściany mają uszy.

3 0 0
                                    

Bliźniacy siedzieli na kanapie przed telewizorem. Milczeli już od dłuższego czasu.
Jim leniwie sięgnął po pilota i włączył telewizor.
- Przed państwem szokujące wiadomością ze......
Jack odebrał pilota bratu i wyłączył telewizor.
- Ej, czemu zawsze to robisz?!
- Ech, nie opłaca się słuchać tych głupot! - odparł rzucając pilot za siebie. Jim wyciągnął rękę w stronę pilota, a ten zaczął lewitować. - A po za tym nie ma nic ciekawego. - dokończył Jack.
Zawsze bredzą o tym samym.
- Na serio, Jack, a jeśli będzie jakieś tajemnicze włamanie. - próbował przekonać brata - Zero śladów, napastnik zniknął od tak na zawołanie. O albo jakieś zabójstwo?
- Nie przekonałeś mnie - stwierdził - A po za tym jeśli szukasz wrażeń, to wyobraź sobie, że ktoś czai się w tym pudle i będzie próbował cię zahipnotyzować.
Jim przewrócił oczami.
- Też sobie wymyśliłeś. - ofuknął - Niby kto mógłby wpaść na taki pomysł?
- A no na przykład taki Hadeon.
- A ty znowu o nim. - skomentował Jim - Uczepiłeś się tego całego Hadeona. Jak dla mnie on nie jest wstanie zawładnąć tak wielka technologią, jak telewizor, czy inne takie.
- Nie lekceważ go. Pamiętasz jak kiedyś zebrała się grupa i próbowała go powstrzymać. Drań uciekł i się schował w swej nędznej kryjówce. - ostrzegł go - Co jak co, ale ja na pewno nie mam zamiaru siedzieć z założonymi rękami i czekać na jego ruch.
- Ojciec długo nie wraca - zmienił temat Jim. Westchnął. - Czyżby praca znowu go zatrzymała?
- Bardzo możliwe. - odparł Jack zabierając się do czytania książki.
- Co tam czytasz?
- Żebym ja to wiedział. - odparł - Czytam coś co wyciągnąłem z szafy ojca.
- Zaraz, zabrałeś książkę taty?
- Czy ja mówię po fińsku, a może jakimś szyfrem?! - spytał się mrużąc oczy - Wczoraj wieczorem zajrzałem do jego pokoju i co z tego, że wziąłem sobie jakąś książkę i tak ich nie czytania. - westchnął - Pewnie nawet nie zauważył, że zniknęła. Z resztą to zwykła książka dla fanów fantastyki. Opowiadająca o niezwykłych dzieciach, które w dość niezwykły sposób dostały się do magicznej krainy skutej lodem i śniegiem.
- Chyba już, gdzieś czytałem tą książkę....
- Nie wykluczone. Tak, czy inaczej taka przygoda w jaką wplątali się główni bohaterowie jest wciągająca, no i orginalna.
Raptem zza stron książki wypadł kawałek papieru.
- A to co? - spytał się Jim.
- Pojęcia nie mam - odparł Jack - Cóż, zaraz zobaczymy...
- Czekaj! Moment! - zatrzymał go - To należy do ojca może to jakiś dokument, czy coś. - uznał - Tak, czy inaczej nie powinniśmy do tego zaglądać.
Jack rozłożył kartkę.
- Czy ja mówię do ściany? - mruknął ironicznie Jim.
- Ciiii - uciszył go brat. - Tu jest napisane wszystko o jakiś bestiach, a no.... Właściwie to o miejscach ataku. Chyba niedawno do tego zaglądał. - stwierdził przyglądając się datom. - Ostatni wpis jest ze wczoraj.
- Naprawdę? - zdziwił się. - Ale o co może z tym chodzić...
- Wow... - wyszeptał Jack - To są jakieś krzyżówki.
- Krzyżówki? - zdziwił się poraz kolejny - Jakie krzyżówki? Powiedz mi koniecznie o co biega!
- Te bestie posiadają cechy wampira, ale także wilkołaka.
- Współczuję wampirom. - stwierdził Jim - Nie lubią być kojarzone z wilkołakami.
- Tak... To może zaostrzyć ich konflikt. - zauważył - Hybrydy... - przeczytał małe litery znajdujące się na dole kartki.
- Hybrydy to połączenia różnych stworów, jak dobrze pamiętam.
Jack pokiwał głową.
- Biorąc pod uwagę cechy wilkołaka zapewne są bardzo silne. - wymamrotał - Nie dziwię się, że próbuję to ukryć przed społeczeństwem.
- Naprawdę to robi?
- Tak. - odparł - Przynajmniej tak jest tu napisane. A raczej wykreślone. - poprawił się.
- Twierdzisz, że odchaczał sobie to co już zrobił?
- To by było w jego stylu, nie sądzisz?
- To co z tym zrobimy? - podrapał się po głowie - Naprawdę wątpię, by tata poradził sobie ze wszystkim sam.
- Naradzie nic. - odparł Jack - Prześpimy się z tym i może jutro wpadnie nam coś racjonalnego do głowy.
- Hmmm.... Dobrze. W zasadzie jest już po 23. Chcesz się tak wcześnie położyć?
Skinął głową.
- To do ciebie nie podobne.

                                         ***

Gdy bliźniacy byli już na górze z pracy wrócił ich ojciec. Dochodziła pierwsza. Jak powiedział Elian, tak zrobił. Jednak nie spodziewał się, że John i tak ma zamiar jeszcze tego samego dnia załatwiać kilka rzeczy.
Zadzwonił do pewnej osoby.
- Tak. Wiem, ale.... Zrozumiałem.... Nadal uważam to za bzdurę. Nie istnieje coś takiego jak Klucz Czasu. Nie. Nie. - zamilkł - Istnieli tylko trzej strażnicy: Bramy Świata, Bramy Czasu i człowiek z zagadkami chroniący światy przed zniszczeniem. Z tego Brama Czasu już od dobrych kilku lat przestała istnieć.  - z powrotem zamilkł - Nie, od lat nie mam kontaktu z Aleną, z resztą jej brama została zapieczętowana po tym jak klucz zaginął. - westchnął - Inni strażnicy? - przetarł oczy - Czy myślisz, że dzwonię do ciebie w tej sprawie? Nie, mówię ci to nie możliwe by Strażniczka Kluczy, go zabrała i ukryła. W końcu nawet nie potwierdzono jej istnienia. Ty mnie wogóle słuchasz? - znów zamilkł i wyciągnął maleńki notes z tylnej kieszeni spodni oraz długopis. Zapisał coś na kartce i zamknął zeszyt. - Raya West? Nie, nie mam z nią kontaktu od tamtej feralnej kłótni. Myślisz, że byłaby wstanie pomóc?...... Tak zdaje sobie sprawę z tego, że Hadeon nie został w zupełności pokonany. Co wiesz o strażnikach, zaraz nie rozłączaj się. - wsłuchał się - Ach.... Czyli nie ma innego wyjścia?.... Dobrze. Spróbuję skontaktować się z Rayą..... Ale dzwonię w innej sprawie. Nie masz teraz czasu..... Dobrze. - westchnął - Do usłyszenia jutro.
Położył telefon na komodzie.
- Rany.... - przeczesał palcami swoje włosy - Jak zwykle nie pozwala dojść mi do słowa.
Spojrzał na notatki.
- Nie ma czegoś takiego. Ca za bzdura. - warknął.

                                         ***

- I co usłyszałeś? - spytał się Jim.
- Cóż, ich rozmowa była na tyle cicha, że słyszałem tylko słowa ojca. Zresztą to zaklęcie nie jest jeszcze do końca opracowane, by wykorzystać cały potencjał. - powiedział zakańczając czar - Jedyne czego się dowiedziałem to, że mówił coś o strażnikach i że zamierza skontaktować się z niejaką Rayą West. - westchnął - Kimkolwiek ona jest. - dokończył.
- Hmmm, zdaje się, że znali się za młodu.
- Mówisz?
Jack pokiwał głową.
- W takim razie na pewno gdzieś są ich stare zdjęcia. - odparł Jim.
- Uważasz, że ojciec ma jakieś zdjęcia z tą cała Rayą?
- Cóż. Załóżmy, że chodzili razem do szkoły. W takim wypadku zwykle zdjęcie klasowe okaże się pomocne.
- A jeśli nie? - spytał Jack.
- Jeśli się mylę, to niestety nie mam innych pomysłów.

                                       ***

Był wczesny ranek kiedy John postanowił zadzwonić do swojej dawnej znajomej. Nie spał za dobrze, a tym bardziej nie spał długo, ale nie był wstanie. Duże w jego życiu się ostatnio działo.
Dochodziła piąta rano kiedy kliknął na słuchawkę.
- Może odbierze...... - powiedział sobie.
Kilka godzin temu rozmawiał przez telefon z jednym z Radnych wtajemniczonych. Musiał poinformować go o atakach dokonanych ostatnimi czasy na ludziach. Ten z kolei nie dał mu dojść do słowa. Zaczął rozmowę o jakiś kluczach i bramach i o tym, że powinniśmy zaktualizować pewne informację. Radny nie pozwolił mu dojść do głosu. Przez to cała odpowiedzialność znowu spada na jego barki.
Westchnął.
- Halo? - usłyszał ze słuchawki.
- To będzie ciężka rozmowa....... - uznał - Cześć...... Z tej strony John Wejker, pamiętasz mnie jeszcze? - spytał.
Cisza.
Wziął głęboki oddech. Czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony Rayi West.
- Ja bym cię nie pamiętała......? - usłyszał jej zdziwiony głos. - Oczywiście, że cię pamiętam. Nawet bardzo dobrze. Czemu dzwonisz?
John westchnął ciężko.
- Dziwne rzeczy ostatnio się dzieją...... - odpowiedział zmęczony - Do tego Rada chcę, abym przeprowadził aktualizację informacji na temat strażników, bram, całego tego szajsu... - westchnął - On jako jedyny z Radnych sądzi, że strażnicy istnieją. Wielokrotnie próbowałem mu to wybić z głowy, ale uparł się...... Muszę zająć się tą sprawą.
- Rozumiem przez to, że raczysz mnie odwiedzić....?
- Hmmmm...... Na to wychodzi..... Twoje zdolności jasnowidzowie są na wysokim poziomie.
- Dobrze. - rozłączyła się.
Westchnął głęboko i padł zpowrotem na łóżko.
- Nie było najgorzej.
Spojrzał na zegarek.
Piątek, godzina 5:30.
Ledwie wstał z łóżka.
- Wybacz, Elian, ale jadę do pracy. - powiedział na głos - Robota sama się nie zrobi.
Westchnął.
- Ech...... Problem, że zostawiłem swój samochód prywatny na parkingu komisariatu, a radiowóz u Eliana. - uderzył się dłonią w twarz - Trudno. Spacer dobrze mi zrobi. - przeciągnął się - Trochę się spóźnię, ale jeśli się pośpiesze, to może nie będę, aż tak strasznie opóźniony?.....

Strażnicy Brama CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz