Wróciła do domu i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Dopiero jutro umówiona była na godzinę trzynastą, ale to dopiero jutro. Co miała zrobić z tym całym wolnym czasem?
- Dzisiejszy piątek zapowiada się inaczej, niż inne dotychczasowe piątki... - stwierdziła przeciągając się. - Nie ma co siedzieć w domu. - uznała zpowrotem zakładając buty.
Westchnęła.
- Co dopiero wróciłam. Eh! Nie ma co!Wybiegła przez bramę podwórka i skręciła w lewo. Szła w przeciwnym kierunku niż zazwyczaj.
Na ulicy było cicho i spokojnie.... Tylko.... Wszędzie leżały kamienie...
- To są jakieś żarty? - zastanawiała się.
Minęła małą fontannę z delfinkiem należąca do pani Rozalii. O tej porze roku była obrzucona jesiennymi liśćmi, które kręciły się według nastroju delikatnego wietrzyka.... I jednocześnie zawalona kamieniami...
Sorin cicho westchnęła pod nosem.
- Jak można tak traktować otaczający nas świat?
Usiadła na drewnianej ławeczce przy Dębie.
- Czasem dni są takie... Spokojne... - uznała - Zupełnie jakby się jeszcze śniło sen na jawie.......Raptem wiatr stał się silniejszy i porwał wszystkie liście do tańca. Kolorowe liście wykonywały niezwykle choreografie taneczne. Raz kręcąc się wokół własnej osi, a drugim razem tworząc krąg i witając się ze swymi sąsiadami.
Włosy Sorin również kręciły się według jego scenerii, plącząc się i wpadając do oczu.
- Lubię te jesienne układy - powiedziała rozgarniajac włosy z twarzy - Kiedyś wydawało mi się, że liście tańczą tak jak chciały tego grzybiarki szukające najsmaczniejszych grzybów, by następnie dodać je do swoich potraw. Ech...... Miałam dobre dzieciństwo. - stwierdziła i wstała z ławeczki. - Szkoda tylko, że przepadło razem z odejściem taty.Wracała tą samą drogą, tym razem obserwujac taniec liści, który tak bardzo przypominał jej dni najmłodszych lat. Żałowała, że przepadły na tak długi czas w niepamięć. Nie powinna odgradzać się od przeszłości. W końcu to ona ją ukształtowała, była jej nie oddzielną częścią.
Dotarła do bramy i spojrzała z utęsknieniem za siebie. Miała nadzieję, że wtedy zza drzew wyłoni się ten sam szczęśliwy człowiek, który zbudował jej dzieciństwo, tworząc przy tym niespotykane historię, które za dobrych lat razem przeżywali wieczorami, gdy pora snu zbliżała się nieubłaganie.
***
- Ciekawe, gdzie się wybiera..... - zastanawiała się siedząc na drzewie.
Szef policji właśnie wyjechał z parkingu.
- Czy to nie dziwne, że jak przychodzi co do czego to tu zaglądam?
Westchnęła.
Usłyszała trzask.
Spojrzała w stronę komisariatu.
Młody policjant, Estery, jak już udało się jej to ustalić zamknął za sobą drzwi.
- A ten zdaję się wogóle mnie nie zauważył.... - zacisnęła dłoń na jednej z gałęzi. - Ciekawe, jak to jest przyjmować wiele postaci.... To trochę tak, jakby się było detektywem...
Zeskoczyła z drzewa.
Wróciła myślami do wydarzeń sprzed kilku minut. Hybrydy..... Te przeklęte Hybrydy... Zdaję się, że cały czas są gdzieś blisko. Czają się i mogą pojawić się w najbardziej nieoczekiwanym momencie.
- Hmmmmm..... Muszę bardziej uważać na kłopoty.... - stwierdziła dotykając swojej szyi.
Bandaż lekko się poluzował.
Na jej dłoni została krew.
Zacisnęła opatrunek.
- Muszę trochę zwolnić..... Inaczej przegapię coś ważnego......
Spojrzała w kierunku komisariatu.
Wiatr porwał liście do tańca. Piękno jesieni błyszczało przed jej oczami...
Spojrzała na kamienie rozrzucone po okolicy.
- Niebezpieczeństwo... Czyżby? A może to tylko iluzja?...
Lekko kopnęła kamień.
- Czyli nie... - zacisnęła dłonie.
Jeszcze raz spojrzała na komisariat.
- Komu można ufać? - zastanawiała się - Ci policjanci... Kręcą się niebezpiecznie blisko mnie... - zrobiła kilka kroków w przód - Estery... To tylko jedno z imion którymi się posługuję.....
Westchnęła.
Spojrzała w szare niebo.
- Co mam zrobić? - zastanawiała się.
CZYTASZ
Strażnicy Brama Czasu
FantasyLuna...... No właśnie kim jest Luna? Pewnej nocy tajemnicza postać zaczęła przyzywać strażników. Zło już od jakiegoś czasu wisiało w powietrzu i tylko ślepi, bądź niewtajemniczeni nie byliby wstanie go dostrzec. I tu właśnie życie wywraca się do g...