IV

100 15 3
                                    

Zaczekał chwilę, po czym drzwi otworzyły się i stanął w nich SapNap.
Zapanowała niezręczna cisza. W końcu odchrząkał i przepuścił go.

- Wejdź. Musimy... Musimy pogadać - powiedział, jego głos trochę drżał, ale starał się to ukryć.

Karl wszedł do środka i się zdziwił. Dom wydawał się dużo mniejszy, niż wyglądało na zewnątrz. Całość składała się z jednego, dużego pokoju, w którym stał stół z krzesłami, obok skromna kuchnia, skrzynie i szafki, a na drugim końcu biurko z różnymi planami, a nad nim stało na długich belkach łóżko, do którego można było się dostać za pomocą drabiny postawionej przy ścianie.
Na sąsiedniej ścianie wisiały różne rodzaje broni: od sztyletów zaczynając, na toporach kończąc.

Karl odwrócił się w stronę SapNapa, który przyglądał mu się w milczeniu. Chciał przerwać ciszę, więc wypalił:

- Ale mały! - Gdy tylko zorientował się, jak to zabrzmiało, zarumienił się i starał się to jakoś naprawić. - W sensie domek. Tak, mały, wyglądał na większy.

SapNap zaczął się śmiać widząc, jak bardzo zestresowany jest Karl. Uniósł rękę, by zaprzestać potokowi słów, które wypowiadał brunet, chyba sam już nie wiedząc, co gada.

- Rozumiem, o co chodzi, dziękuję - starał się opanować rozbawienie, bo mina Karla wyrażała więcej niż Rafaello. - Może usiądźmy? - wskazał ręką stół.

Usiedli przy nim na przeciwko siebie, tak, że SapNap mógł patrzeć bez problemu w oczy Karla, mimo że ten rozglądał się po pomieszczeniu, jakby pierwszy raz w życiu widział dach i ściany.

"Chociaż skoro ponoć nic nie pamięta, może naprawdę musi się napatrzeć na niezwykły cud techniki, jakim jest dom", pomyślał sobie.

Zdjął z głowy kaptur, a Karl wytrzeszczył oczy, jakby to było coś niezwykłego. Fakt, nigdy nie widział wcześniej całej jego twarzy, ale to nie powód, by gapić się na niego tak, jakby ogłosił, że jest z innego wymiaru. Chociaż może...

Może on go kojarzy? Może wie, kim jest? Może to on zna odpowiedzi na nurtujące go pytania?

Postanowił zaryzykować. Zgarnął czarne włosy z czoła, po czym wbił w niego wzrok.

- Coś... Coś nie tak? - spytał po paru chwilach, nie mogąc wytrzymać spojrzenia szatyna.

- Może teraz coś pamiętasz? Wiesz, kim jestem? - starał się brzmieć pewnie, ale w środku miał prawdziwą burzę.

Karl zrobił wielkie oczy, lekko skulił się na krześle.

- Nic nie pamiętam, przysięgam! - powiedział drżącym głosem. - Mogę opowiedzieć wszystko od początku, od chwili, gdy się pojawiłem na tej łące! Nie wiem nic!

SapNap prychnął. Był dobrym aktorem, a brunet na niego nie wyglądał. Chciał jednak sprawdzić, czy aby na pewno nie kłamie.

- Jasne, a ja umiem latać. Może udało ci się oszukać Sama, ale mnie nie. Ja już się na tym znam - grał w tą grę tylko po to, by zobaczyć jego reakcję. Domyślał się, że jednak mówi prawdę, ale wołał się upewnić.

- Ale ja naprawdę mówię. Możesz mi nie wierzyć, ale na wiem, jaka jest prawda. I jeśli będzie trzeba, wyjdę za te wasze mury i postaram się dowiedzieć, dlaczego nic nie pamiętam!

SapNap zaśmiał się pod nosem. Podobał mu się charakter tego chłopaka. Nie bał się, był szczery, a najwyraźniej był w stanie zaryzykować - czyli coś, czego wiele Liberosów nie lubiło robić.

- Dobra, wierzę ci, spokojnie. Chciałem cię tylko sprawdzić - uśmiechnął się. Czas więc przejść do rzeczy. - No więc... Wiem, że nic nie pamiętasz, aleee mam pytanko.

Eye of the Dark [Karlnap]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz