Dopiero gdy brama zamknęła się za nimi, Karl zdał sobie sprawę z własnej głupoty.
Co on, do cholery, sobie myślał? Przecież nie ma żadnego doświadczenia. Cała jego odwaga wyparowała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Przez otaczającą go ciemność nie widział na dalej niż kilka metrów, co wcale nie poprawiało sytuacji. Dróżka ledwo rysowała się w mroku. W każdej chwili spodziewał się ataku, a mrok nie pozwoliłby dostatecznie szybko dotrzeć zagrożenia i... Reszty wolał się domyślić.
Sapnap, który dotychczas jechał przed nim w milczeniu, zatrzymał się nagle, przez co brunet omal nie wjechał w niego.
- Co jest?... - spytał szeptem, nie wiedząc, czego się spodziewać. Sapnap machnął ręką, nakazując ciszę.
- Ci... Wydaje mi się, że coś słyszałem - odparł tak cicho, że Karl ledwo go usłyszał.
Nikt się nie odezwał. Nasłuchiwali, a cisza była zakłócana jedynie przez bicie ich serc i oddech koni. Nic oprócz tego nie było słychać.
- Może ci się wydawało? - powiedział z nadzieją Karl, a dokładnie w tym samym momencie tuż za nimi rozległ się trzask gałązki.
Ledwo zdążyli się odwrócić, a konie stanęły dęba i ruszyły pędem przed siebie, manewrując między drzewami.
Cokolwiek było za nimi, teraz ich goniło, siedząc im na ogonie. Zwierzęta nie parzyły, gdzie biegną, parę razy omal nie wpadając na drzewa.
Karl stracił z oczu Sapnapa, co przyprawiło go o dodatkową panikę. Nie słyszał go, ale możliwe, że to dlatego, iż pęd powietrza dudnił mu w uszach, a przez stres ledwo słyszał własne myśli.
Nagle poczuł, że koń zwalnia. To coś najwyraźniej przestał go ścigać. Czyli to znaczyło, że...
W oddali rozbłysło światło, które po chwili zgasło równie szybko, co się zapaliło.
Karl nie wahał się ani chwilę. Skierował konia w stronę, z której błyskało światło i ruszył pędem w tamtym kierunku.
Dobiegły go odgłosy walki; ryk istoty, rżenie konia, krzyki Sapnapa.
Przyspieszył, gdy znowu pojawiło się światło. Tym razem widział wyraźniej: był to płomień, co tylko potwierdziło, że to Sapnap. Kula ognia ruszyła w przeciwną stronę, dzięki czemu dostrzegł zarys stwora: nie był to skorpionorożec, ale wyglądało równie groźnie. Miało wielkie, smocze skrzydła, długi ogon i podłużny łeb.
Kiedy kula już miała trafić go w głowę, nagle po prostu zniknęła. Nie wiedział, co to znaczy, za to wiedział, że jego towarzysz jest w dużym niebezpieczeństwie.
W tym samym momencie pojawiło się więcej płomieni, ale tym razem nie stworzył ich Sapnap. Wydobywały się z paszczy stwora. Wtedy Karl zrozumiał, że mają doczynienia ze smokiem lub istotą podobną go niego.
Ogień dosięgnął szatyna, ale gdy zgasł, tamten stał dalej w tym samym miejscu, najwyraźniej nie doznając żadnych obrażeń.Karl jednak dalej pospieszał konia, mając coraz więcej złych przeczuć.
Smok podniósł się na tylne łapy, pokazując, jak ogromny i potężny jest. Liczył z dziesięć metrów wysokości i co najmniej dwadzieścia długości. Złote oczy błyszczały w mroku, ale w przeciwieństwie do tych Sapnapa, wcale nie był to ciepły blask - ten napawał raczej strachem.Karl wiedział, że musi działać szybko, spodziewając się, co zaraz zrobi smok.
Sapnap, lekko rozkojarzony, prawdopodobnie zmęczony strzelaniem kulami ognia.Stwór uniósł łapę, przygotowując się do ostatecznego ciosu.
Zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu potrzebnego przedmiotu. Poczuł, jak zaczyna pędzić coraz szybciej, a w jego ręce pojawił się sztylet (tym razem cudem udało mu się nim nie zaciąć).
CZYTASZ
Eye of the Dark [Karlnap]
FanfictionPiękne rośliny, świeże powietrze, nigdzie żywej duszy. W innych okolicznościach Karl byłby zachwycony. Jest jednak jedno "ale": nic nie pamięta; ani tego kim jest, ani co tu robi. Wie jednak, że musi zrobić coś ważnego - inaczej cały świat czeka zag...