To koniec.
Tak przynajmniej myślał Karl do chwili, gdy kula przeszła przez niego, jakby go nie było. Nie poparzyła, tylko dała lekkie uczucie ciepła.
Karl szukał jej wzrokiem, ale gdy ta dotarła do ściany, rozwiała się w złoty pył.
- Fajne, co nie? - Quackity pojawił się niewiadomo skąd tuż obok niego. - Jestem ekspertem od takich rzeczy. Daj mi zielska, a zrobię z nich wszystko.
- Jesteś... Szamanem? - spytał, chociaż trochę go to bawiło.
Quackity prychnął pod nosem.
- Proszę, bez takich. To oficjalny tytuł, ale wszyscy mówią na mnie diler. Sam nie wiem czemu - przewrócił oczami, dając tym samym do zrozumienia, że doskonale wie, dlaczego nazywają go tak, a nie inaczej.
- Jasne.. Co to konkretnie było? - postanowił zmienić temat, bo obawiał się, że zaraz dostanie ofertę na biały proszek.
- O, to tylko iluzja. Skoro tu jesteś, raczej już wiesz o naszym małym, miejscowym sekreciku. Więc ogień wytwarza dym, co nie? Potrafię nadać mu kolor, kształt i kierunek, może przybierać różne formy, ale jest nieszkodliwy... Chociaż efekt jest niesamowity.
Karl wytrzeszczył oczy. Nie spodziewał się, że więcej Liberosów posiada takie zdolności... Chociaż w wypadku Quackity'ego nic nie powinno go dziwić.
- Czyli więcej z was ma takie "moce"? - zrobił cudzysłów palcami, bo nie wiedział, jak to nazwać.
- Zależy - wzruszył ramionami. - Tak naprawdę to nie wiem. U nas to normalne, ale z tego, co słyszałem, w innych koloniach to niecodzienny widok.
Karl pokiwał głową.
Przeprosił Quackity'ego i odszedł z dala od tłumu. Nie wiedział, jak się zachować - z jednej strony wyglądało to jak impreza, ale ludzie widocznie na coś czekali, ale nie wiedział, czy na coś dobrego, czy nie.
Domyślał się, że chodzi o to całe święto Spermoryżu, ale nie do końca to rozumiał. Przecież SapNap bez trudu pokonał takiego skorpionorożca, więc chyba poradziłby sobie z paroma takimi, zwłaszcza że mógłby miotać kulami ognia? A może wręcz przeciwnie, zabicie tego stwora wcale nie było takie proste, jak to wyglądało? W końcu cała akcja była wyraźnie zaplanowana, wszyscy wiedzieli, co mają robić, gdzie stać... Będzie musiał kogoś o to spytać.
Właśnie, w jaki sposób odkrył, że może władać ogniem? Spalił czyjś dom? A może to było po prostu widać? Jakieś proroctwo? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
Ale dlaczego on się nad tym tak zastanawia? Przecież u niego też było to normalne...
Jego głowę znowu przeszedł ostry ból. Obraz zaczął rozmazywać się przed oczami, wszystkie dźwięki wydawały się jakby odległe. Zamiast tego usłyszał ciche głosy, których nie rozpoznawał, ale wydawały się znajome.
Zamknął oczy i zobaczył młodszą wersję siebie biegnącą po polanie pokrytej białymi kwiatami. Zaraz zmieniło się to w kobietę z twarzą pokrytą zmarszczkami, ale miłym uśmiechu.
"Pamiętaj, nie zdradzaj tego nikomu obcemu. To będzie nasz mały sekret, jasne?"
Wtedy rozległ się wrzask, a wizja zmieniła się. Karl biegł pomiędzy płonącymi domami, jak w swoim śnie, ale tym razem wiedział, co go goni. Wielki gryf nie szczędził nikogo, chociaż chodziło mu tylko o niego. To z jego winy wszystkich czekała zagłada. Ale mógł to naprawić.
Naprawić.
Ale co?
W tym samym momencie zorientował się, że dalej jest na uroczystości Spermoryżu, a on sam ledwo powstrzymywał się od upadku. Rozejrzał się nieprzytomnie wokół, gdy nagle dostrzegł SapNapa. Szedł po kamiennych schodach na szczyt jakiejś platformy.
CZYTASZ
Eye of the Dark [Karlnap]
FanfictionPiękne rośliny, świeże powietrze, nigdzie żywej duszy. W innych okolicznościach Karl byłby zachwycony. Jest jednak jedno "ale": nic nie pamięta; ani tego kim jest, ani co tu robi. Wie jednak, że musi zrobić coś ważnego - inaczej cały świat czeka zag...