Epilog

103 15 19
                                    

Po wielu namowach i prośbach, SapNap w końcu pozwolił brunetowi odejść. Z ciężkim sercem patrzał, jak jego ukochanego pochłaniają niebieskie płomienie.
Dusza Karla musiała ruszyć dalej. Nick musiał pomóc jej się uwolnić z klatki, jaką było śmiertelne ciało. Nie szczędził przy tym łez, podobnie jak reszta jego przyjaciół, ale wiedział, że tak musiał zrobić.

Zachował jego torbę i wisiorek. Zachował wszystko, co mu o nim przypominało. Ale najważniejsze - zachował wspomnienia.

Przez wiele dni wędrówki się nie uśmiechał. Myślami wciąż był w innym świecie - w którym Karl przeżył i obaj byli szczęśliwi.

SapNap rozpoznał świat, w którym się znajdowali. Wrócił do domu. Wraz z przyjaciółmi zaczął kierować się w stronę osady.

Ciemna mgła zniknęła. Wszystko wróciło do normy.

Gdy tylko ujrzał mur, powitały go radosne okrzyki. Rozpoznał głos Sama, Punza, Ponka i Quackity'ego. Po chwili wypadli zza bramy i rzucili się w jego kierunku.

– SapNap! Ty żyjesz! – Sam dopadł jego jako pierwszy i objął mocno.

– I najwyraźniej znalazłeś sobie nowych przyjaciół – dodał Punz.

Tylko Quackity wydawał się niespokojny. Obrzucił przelotnym spojrzeniem towarzyszy SapNapa, ale nie zwrócił na nich większej uwagi.

– A gdzie jest Karl?

***

Mimo że wszystkim ulżyło, gdy SapNap powrócił, nikt nie potrafił się tym cieszyć. 

Żart, który Quackity powiedział chwilę przed ich odejściem z perspektywy czasu wydawał się być przerażającą wróżbą.

Tak bardzo będzie mi ciebie brakować... Taki młody!

Okazało się to prawdą. Karl nie żył.

– Wierzyć mi się nie chce – szepnął Sam. Spojrzenie miał puste.

SapNap nie odpowiedział. Każda chwila na tym świecie wydawała się być karą.
Wiedział, co chciał zrobić.
Ale nie mógł.
Wiązałoby się to z zostawieniem wszystkich, tak samo jak Karl zostawił jego.

Napotkał spojrzenie Skeppy'ego. On wiedział, że on wiedział. Nie próbował go powstrzymać, bo i tak nic by to nie dało.

Zak zastanawiał się chwilę. Gdyby on znalazł się w takiej sytuacji, pewnie zrobiłby to samo.
Wypowiedział więc słowa, które chciałby usłyszeć.

– Idź, jeśli musisz. Idź, idź, idź.

Wszyscy zrozumieli. Nie podobało im się to, ale nie protestowali. Nic by to nie dało.

***

SapNap patrzał przed siebie. Otaczał go piękny widok; nigdzie żywej duszy,  tylko on i natura. Z takiej wysokości wszystko wyglądało jeszcze piękniej.

Rozejrzał się po raz ostatni. Odwrócił się, patrząc na mur. Widział, jak jego przyjaciele ze łzami w oczach obserwują go.

Nie chciał ich zostawiać.
Ale nie chciał również żyć.

Wziął głęboki oddech.


Wyruszyli razem. Razem muszą powrócić.

Pokłonił się w cztery strony świata, oddając hołd Żywiołom.

Skoczył.
Ale nim zdążył dotknąć ziemi, poczuł, że się unosi. Śmierć, znany jako Techno, trzymał go za rękę. Maska świni zasłaniała jego twarz, ale wiedział, że się uśmiecha.

– Odważny z ciebie Liberos – powiedział z uznaniem.

SapNap nie odpowiedział. Uśmiechnął się z ulgą, gdy wszystko zaczęło się rozmazywać, a on odszedł do królestwa Śmierci.

***

Mimo ciemności, jaka tam panowała, dwie dusze odnalazły się. Gdy połączyły się ze sobą, rozbłysły pięknym światłem.
Byli razem. Na zawsze.

I tak jak dym nie może istnieć bez ognia, tak oni nie mogli bez siebie istnieć.

Złapali się za ręce i odpłynęli w mrok. Jednak ich światło rozpraszało wszystko, co złe.

Byli razem.
Na zawsze.

Eye of the Dark [Karlnap]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz