XXI

102 13 3
                                    

Ciemność. Tylko tyle widział, o ile widział cokolwiek. Wokół niego nie było żywej duszy. Mrok wydawał się płynąć w jego kierunku, jakby był morzem i próbował go pochłonąć.

Halo?! Jest tu ktoś?, krzyknął, a raczej próbował. Z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Mrok był jak próżnia: niczyi głos nie był tam słyszalny.

Zaczął rozważać wszelkie możliwości, ale żadna nie wydała się logiczna. Ostatnim, co pamiętał, to rozmowa z cienistą postacią. Później był jakiś urywek rozmowy z SapNapem, a potem... Nic. Zemdlał? Chyba to było jedynym logicznym wyjaśnieniem, ale nadal nie wiedział, gdzie teraz jest.

Zaczął iść przed siebie. Nie widział podłogi, ziemi, czegokolwiek, po czym mógł chodzić, ale cokolwiek pod nim było, nie wydawało się zbyt stabilne. Z każdym krokiem słychać było trzaski i jęki, jakby podłoże zaraz miało się zawalić.

Nagle stracił grunt pod nogami i runął w ciemność. Poczuł, że coś go zatrzymało... A raczej ktoś. Czuł się jak marionetka, niezdolny do kontroli nad własnym ciałem. Nad nim pojawiły się trzy postacie: były od niego dużo większe, jakby były olbrzymami.

- Powinniście mi pozwolić go zabrać - mruknęła jedna z nich. Miała niski, monotonny głos. - To było trochę głupie. Jego umysł już wcześniej był przeciążony, a teraz? Masz szczęście, że mózg mu nie wybuchł - zwrócił się do innej postaci.

- Oh, proszę cię! Chcesz, by im się udało czy nie?...

Wizja zaczęła zanikać, a Karl znowu zaczął spadać swobodnie. Leciał coraz szybciej, nie mógł złapać powietrza. Wtedy uderzył o twardy grunt.

Karl otworzył z krzykiem oczy. Podniósł się do siadu. Zorientował się, że leży na kanapie w Głównym Domu. Za oknem było już w miarę ciemno. Nie miał pojęcia, jak długo był w tym stanie, ale zdecydowanie za długo.

Spróbował wstać, co ledwo mu się udało. Zrobił kilka chwiejnych kroków. Utrzymał się na nogach, a z każdym przebytym metrem czuł się coraz pewniej. Doszedł do drzwi prowadzących na zewnątrz.

- Obudziłeś się! - usłyszał za sobą głos. Bad, znowu w swojej demonicznej formie, stał za nim z tacką muffinek w rękach. - Muffinkę? - zaproponował.

- Proszę - z wdzięcznością wziął babeczkę i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo głodny był. - Co się stało?

- Nie za bardzo wiem - Bad wzruszył ramionami. - Teleportowałeś się nagle z jednego miejsca do drugiego, powiedziałeś, że chyba jesteś gotowy i się przewróciłeś.

- Oh - tylko tyle był w stanie powiedzieć. Wspomnienia tego, co wydarzyło się podczas jego "teleportacji", przyprawiło go o dreszcze. - Jak długo mnie nie było?

- Wystarczająco, bym zdążył upiec kolejną tackę muffinek. Twój przyjaciel, SapNap, o mało nie spalił stołu z nerwów o ciebie - dodał, poruszając znacząco brwiami. Karl poczuł, że pieką go policzki, więc szybko zmienił temat.

- Co z mapą?

- SapNap i Skeppy ją mają. Są w innym pokoju, analizują jakieś głupoty - zmarszczył nos. - To cud, że jeszcze się nie pozabijali. Jeszcze. Na razie mają zawieszenie broni.

- To chyba dobrze - Karl przeczesał ręką włosy. - Mogę do nich iść?

- Raczej tak. Skoro jesteś powietrzem, to raczej nie będą mieli nic przeciwko - nachylił się do niego i dodał ciszej: - Nikogo nie wpuszczają. Odkąd zemdlałeś, wszędzie dzieją się jakieś dziwne akcje. Nie wiem dużo. Chodź! - pociągnął go w stronę innych drzwi.

Eye of the Dark [Karlnap]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz