Dzień 5

466 37 1
                                    

Mówiłem, że będę miał przejebane? Piętnastka naprawdę oszalał od momentu, gdy może ze mną robić, co chce. Nawet teraz, mimo tego, że stawiałem opór, dopiął swego. Jego długie palce zaczęły sprawnie mnie rozciągać, a jego gorący język zostawiał szlak na mojej szyi. Było mi zbyt przyjemnie, musiałem się trochę ochłodzić, zanim dojdę od zwykłej palcówki.

-Może to ja dzisiaj będę tym na dole? - zaproponował nagle, wyciągając ze mnie palce. Pustka, jaką poczułem, spowodowała mój jęk niezadowolenia. Ucieszyłem się jednak, wcześniej bałem się, że już nigdy mi na to nie pozwoli. Zerknąłem na niego i dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo rozpalony był. Od razu podniosłem się do kalendarza i olśniło mnie. Właśnie zaczęła mu się ruja, zapewne bardzo cierpi. Przytuliłem go mocno.

-Głupku, mogłeś mi przypomnieć, że to dzisiaj. Oczywiście, czego tylko zapragniesz, spełnię każde twoje życzenie - pocałowałem go pewnie, ciągnąć w stronę łóżka. Może i byłem człowiekiem, ale patrząc na jego ciało, pokryte rumieńcem i potem, czułem się jakbym, sam dostał rui. Zacząłem całować go po szyi, w jego najbardziej wrażliwych miejscach.

-Każde? - zerknąłem na niego i mruknąłem, przytakując - W takim razie, zapłodnij mnie. Chcę urodzić nasze dziecko - odsunąłem się od niego. Wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale nie tego. Patrzę na niego naprawdę zdziwiony.

-Piętnaście, nie myślisz trzeźwo. Porozmawiamy o tym, jak ci się skończy ruja. Jeśli nadal będziesz tego chciał, to nie będę protestować. Dobrze? - widzę jego minę i psychicznie szykuję się już do kłótni. Znam go i wiem, że nie odpuści.

-Myślę trzeźwo. Nie chcesz stworzyć ze mną rodzin tak jak ten cały Luis którego przemieniałeś? Popatrz na niego i jego rodzinę. Są bardzo szczęśliwi - wzdycham ciężko. Tu ma rację, im się udało i naprawdę czerpią z życia wszystko, co mogą. A my? Piętnastka prawie całe życie spędził w laboratorium, ja teoretycznie też. Mam tyle kasy, że do końca życia nie muszę pracować. Wizja nas z dzieckiem, w jakimś domku w ciepłych krajach, żeby piętnastka nie marzł, jest bardzo kusząca.

-A co, jeśli przy porodzie coś pójdzie nie tak? Nie zniosę tego - Piętnastka powoli w trakcie mojego gadania, zbliżył się do mnie. Delikatnie zaczął całować moje policzki.

-Nie martw się. Sam wiesz, że nie jestem pierwszą hybrydą w rodzinie, mam wystarczająco silne geny. Na pewno się uda - no i chuj, przekonał mnie. Nie potrafię mu ostatnio odmawiać.

-Dobrze, w takim razie dojdę dzisiaj w tobie tak głęboko, żebyś na pewno zaszedł w ciążę - posłałem mu złośliwy uśmiech. Od razu go zrozumiał, bo sam przejął pałeczkę.

------------------

-Zabijesz mnie zaraz! - krzyk ukochanego wyciąga mnie z transu. Wychodzę z niego i delikatnie całuję w kark. Nawet nie wiem, ile godzin minęło. Zarówno ja, jak i Piętnastka, czerpaliśmy tak dużą przyjemność z dzisiejszego zbliżenia, że nie chcieliśmy przestać. Wziąłem sobie do serca jego prośbę i za każdym razem zalewałem go, nie pozwalając nawet kropelce z niego wypłynąć. Teraz, jak z niego wyszedłem, mogę podziwiać, jak to wszystko z niego wypływa. Nie wiem dlaczego, ale podoba mi się to.

-Wybacz, nie chciałem aż tak mocno cię wymęczyć. Jesteś głodny albo spragniony? Mogę ci przynieść arbuza, jak chcesz - jego błysk w oczach mówi wszystko. Uwielbia arbuzy, może je jeść codziennie i dalej mu się nie nudzą.

-Oczywiście, że chcę arbuzka. Pójdę się za ten czas wymyć. Znając ciebie, gdybyśmy poszli razem pod prysznic, to znowu byś zaczął.

-Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiałem się i zaciągnąłem na siebie pierwsze lepsze ubrania. Wyszedłem z pokoju i od razu skierowałem się w stronę gabinetu Alis. Z tego, co wiem, ma teraz lunch. Zapukałem grzecznie do jej pokoju. Ku mojemu zdziwieniu, otworzył mi jej ,,kolega'' Rex. Wpuścił mnie do gabinetu, wychodząc. Rzuciłem dziewczynie dwuznaczne spojrzenie.

-No co? Dlaczego w ogóle śmiesz przeszkadzać mi w trakcie mojego wolnego czasu?

-Chcę cię poprosić o coś bardzo ważnego - zignorowałem jej pytania. Usiadłem na stołku, oddychając ciężko. Jakoś trudno mi było o tym mówić, ale musiałem.

-No, dawaj. Uwierz mi, że po Eryku i Luisie już żadna prośba mnie nie zdziwi, także śmiało. Zrobię co w mojej mocy - chyba nie chcę wiedzieć, o co ją prosili, skoro ma aż tak zniesmaczoną minę.

-Prawdopodobnie zapłodniłem przed chwilą swoją hybrydę, oczywiście celowo. Mogłabyś prowadzić jego ciążę? Wiem, że geny ma silne, ale nie chcę, żeby coś mu się stało. Wiesz, jak to jest, zawsze coś może pójść nie tak jak powinno - zapada cisza, dlatego unoszę na nią wzrok. Ciężko jest wyczytać coś z wyrazu jej twarzy.

-W porządku, poprowadzę jego ciążę. Przyprowadź mi go za jakiś tydzień, zrobię mu pierwsze badania. W przypadku ciąż hybryd lepiej mieć je na oku od pierwszych dni. To wszystko? Jak tak to wypad, chcę coś zjeść - nawet nie czeka na moją odpowiedź, po prostu odwraca się w stronę swojej sałatki. Rzucam ciche dziękuje i wychodzę, w stronę stołówki. Gdy tylko na nią wchodzę, kochane Panie kucharki od razu podają mi arbuza. Piętnastka często tu bywa, czasami mam wrażenie, że kocha arbuzy bardziej ode mnie. Podają mi pokrojony na kawałki owoc. Oceniam je swoim spojrzeniem. Doskonale wiem, że to mu nie wystarczy. Udaje mi się wybłagać o podwójną porcję. Zamiast tego, dostałem cały owoc. Okazuje się, że tylko on w całej placówce go lubi. Wracam spokojnie do pokoju, a po wejściu do środka od razu pojawia mi się uśmiech na twarzy. Najwidoczniej mały zasnął, nie miał siły się nawet wymyć, dlatego prowizorycznie robię to za niego, tak żeby się chociaż nie kleił. Siadam przy biurku, zaczynam czyścić owoc. To go budzi prawie od razu.

-Gdzie tyle byłeś? - jest jeszcze zaspany, bo nawet nie zauważył, że go trochę wymyłem. Uśmiecham się do niego i siadam obok z już pokrojonym arbuzem.

-Poszedłem do Alis, poprosiłem ją o prowadzenie ciąży. Zgodziła się, za tydzień pierwsze badania. Gdy tylko urodzisz dziecko i nie będzie żadnych przeciwwskazań, wylatujemy stąd. Do tego czasu razem poprzeglądamy strony internetowe w poszukiwaniu domu - usmiecha się do mnie i sięga po owoc. Nie pozwalam mu na to. Delikatnie wsadzam kawałek między swoje usta i zmuszam go tym do pocałunku - Możemy jeszcze raz? - pytam cicho, pełny nadziei. Widzę, jak intensywnie nad tym myśli.

-Okej, ale pod warunkiem, że to ja będę nadawał tempo. Może dzięki temu przeżyję - zgadzam się i kładę wygodnie. Piętnastka siada na moich biodrach, a na moim brzuchu układa sobie talerz z owocem. Sycze cicho, jest dość zimny.

-A co ja jestem, twój stolik? - śmiejemy się cicho, zaczynając kolejną rundę.

Moja hybryda - mój oprawca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz