Przebudził mnie miły dotyk Piętnastki. Uśmiechnąłem się do niego, wczoraj długo rozmawialiśmy. Wyznałem mu wszystko to, co Luisowi. Bałem się, ale niepotrzebnie. Wybaczył mi wszystko, co mu zrobiłem pod jednym warunkiem. Luis jest moją ostatnią hybrydą, jaką się zajmuję. Rzucam tę pracę i znajdę sobie jakąś inną w laboratorium. Nie jest to duże poświęcenie, dlatego zgodziłem się od razu.
------------------
Zaraz po wyjściu z mojego apartamentu, prawie padłem na zawał. Nie spodziewałem się jej tutaj.
-Prowadź do taty. Natychmiast - no muszę jej przyznać, ma niezły charakterek. Bez słowa ruszam przed siebie, zatrzymuję się dopiero pod drzwiami.
-Słuchaj, wiem, że jesteś mądrą dziewczyną i domyślasz się, co możesz zobaczyć. Jest jednak parę zasad - spojrzałem na nią spod byka. Chyba się wystraszyła, na wzmiankę o zasadach - Przede wszystkim, postaraj się nie wypuszczać feromonów, słabo jeszcze sobie z nimi radzi. Po drugie, nie krzycz. Ma nadwrażliwość słuchową - czekam, aż wszystko zaakceptuje. Gdy daje mi znak, że jest gotowa, wchodzę do środka. Oczywiście wcześniej dostarczyłem mu ubrania. Wolę, żeby jego córka nie widziała go nago. Chociaż, kto co lubi.
-Tato - Lilith podchodzi do niego. Przez chwilę stoją, patrząc na siebie, aż ostatecznie Luis zamyka córkę w mocnym uścisku. Oboje wybuchają płaczem, spowodowanym przez rozłąkę. Najwyraźniej jego córka nie kontroluje emocji, jej przepiękne skrzydła pojawiają się na plecach.
-Moja kochana córeczka - wracam na niego wzrokiem - Tak się cieszę, że cię widzę. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Jak w szkole? - zasypuje ją pytaniami, jednak ona milczy. Zerkam na Luisa jak na debila.
-Weź się zamknij, dobra? Ona nie chce teraz ci opowiadać o jakichś głupotach. Ona potrzebuje teraz miłości ojca - rzuciłem, wychodząc z pomieszczenia. Wziąłem głęboki oddech, uspokajając emocje. Nie zdążyłem nawet zrobić kroku naprzód, gdy za moimi plecami rozległ się krzyk mężczyzny. Wróciłem spanikowany do środka. Oboje byli cali, to najważniejsze.
-Nie widzę na jedno oko - wyjaśnia, zatykając lewe oko. Podchodzę powoli do niego, tak żeby przypadkiem jego córka po drodze mnie nie zabiła. Jeśli to efekt mutacji, to jest ryzyko, że się na mnie rzuci. Zabieram mu rękę i aż wstrzymuję oddech. Jego całe oko jest czarne jak jakaś kula bilardowa. Delikatnie podciągam mu górną powiekę. Tam również oko jest czarne.
-Spokojnie, to zapewne wynik mutacji. Chodź, zbadam cię. Lilith, możesz na chwilę zostawić nas samych? - zerkam na dziewczynę. Jest przerażona, ale zgadza się. Gdy tylko wychodzi, uderzam tego debila w tył głowy - Śmieszy cię to?
-No już, już! - nie może przestać się śmiać, a ja mam ochotę go zabić - No dobra, widzę na to oko, ale jakoś inaczej. Chciałem, żebyś miał trochę więcej pracy, a nie tylko miział się z partnerem w łóżku. Nie musisz mi dziękować - obrywa drugi raz. Podnosi się z ziemi, zajmuje miejsce na kozetce. Tak czy siak, muszę mu zbadać to oko.
-Dobra, opisz mi dokładnie, jak widzisz. W ostatniej dawce podano ci chyba jakieś geny nietoperza, możliwe, że to one zmieniły ci jedno oko - wyciągam przenośną latarkę, a gdy tylko ją włączam, Luis szaleje. Wyrywa mi ją i łamie na pół. Czekam na wyjaśnienia.
-W chuj mnie to zabolało, zdecydowanie to cecha nietoperza. Mam światłowstręt - tyle to i ja już zauważyłem. Wzdycham ciężko, masując skronie.
-Nie mogę ci za bardzo pomóc. Załatwię ci jakąś opaskę na to oko, a ty wyjaśnij córce, że wszystko w porządku. Wystraszyłeś ją, a ona ma wzrok, jakby chciała za to zajebać mnie - wychodzę z pomieszczenia i od razu wpadam na Lilith.
-Co mu jest? - cała dygocze. Delikatnie kładę rękę na jej ramieniu.
-Ma bardzo ciężką chorobę, nie wiem, czy da się z tego wyleczyć. Choruje na debilizm - mówię spokojnie, starając się nie śmiać - Widzi na to oko, ale jak nietoperz. Dlatego też ma całe czarne oko. Stwierdził, że udawanie ślepoty to niesamowicie śmieszny żart - oho, ojczulek chyba będzie miał wpierdol, widzę to po jej żyle pulsującej na czole. Niezła z nich rodzinka. Przeszedłem się do pokoju medycznego, gdzie dorwałem prowizoryczną opaskę medyczną na jedno oko. Zaniosłem mu ją, zerkając jak tuli córkę do piersi. Najwidoczniej ją uspokajał po swoim nieśmiesznym żarcie.
------------------
Usiadłem przy biurku ze stertą dokumentów. Musiałem je wypełnić, jutro był jego ostatni dzień, nie mogłem zostawić wszystkiego na ostatnią chwilę. Zacząłem od wypełnienia danych, swoich, jak i jego. Następnie widoczne zmiany, a ich trochę było. Zacząłem je wypisywać, drobnym pismem, bo przecież ktoś, kto robi te jebane kropeczki, musi pisać literkami wielkości ziarenek ryżu.
Widoczne zmiany: Wyrastające nad wargi kły, zmiana koloru skóry, jedno oko opanowane przez geny nietoperza, przyrodzenie zmienione przez geny psa. Osobnik dobrze znosi zapach feromonów, potrafi kontrolować nad własnymi. Brak przeciwwskazań do życia poza laboratorium.
Odłożyłem kartkę na bok i wyciągnąłem kolejną. Musiałem przepisać wyniki badań z komputera na jebane kartki. Mamy XXI wiek a oni nadal chcą kartki. Sięgnąłem w stronę laptopa, żeby uruchomić tego starca. Piętnastka miał chyba inne zamiary, poczułem jego ciepły język na karku. Jęknąłem cicho, co chyba mu się spodobało. Zaczął masować mnie po barkach, czego tak bardzo potrzebowałem. Byłem spięty, zmęczony i obolały przez tego gnojka. Chyba trochę za bardzo spodobało mu się dominowanie.
-Skarbie, muszę ogarnąć te dokumenty. To zajmie mi jakieś dwie godzinki i potem będę cały twój. Wytrzymaj, proszę - zapadła cisza i gdy już myślałem, że odpuścił, nagle znalazłem się na jego kolanach. Nadal siedziałem przy biurku, miałem idealny dostęp do dokumentów. Zignorowałem go, nie przeszkadzała mi taka pozycja, zwłaszcza że jego ciało było przyjemnie ciepłe. Odpaliłem laptopa, zalogowałem się na odpowiednią stronę i zacząłem pisać. Chwilę to zajęło, bo badań robiłem mu naprawdę sporo. Już został mi tylko podpis, gdy akurat tusz w moim piórze postanowił się skończyć. Sięgnąłem do szuflady, gdzie trzymałem wkłady, ale zamiast poczuć pod ręką zimny metal, poczułem rękę piętnastki. Zaczął ją masować, a potem lekko pocałował. Poczułem, jak pod moim tyłkiem coś rodzi się do życia. Mówiąc na myśli coś, myślałem TO COŚ. Był duży, nawet przez materiał mnie drażnił. Zacząłem się trząść, powoli już się poddawałem.
-Śmiało, rób swoje, a ja będę robić swoje. Ciekawe, ile wytrzymasz - już miałem mu robić wykład, że nie może tego zrobić, moje spodnie zsunęły się.
-Pf, nie jestem byle kim. Nie uda ci się mnie wyprowadzić z równowagi tak szybko - dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że właśnie rzuciłem mu wyzwanie. Teraz to już na pewno mi nie odpuści.
CZYTASZ
Moja hybryda - mój oprawca
Teen FictionKontynuacja opowiadania ,,Moja hybryda" Gdy ich kochana córka dorasta, w codzienne życie wkrada się nuda. Co zrobi ukochany, żeby miłość swojego życia mieć na zawsze przy sobie?