Rozdział 1 Brendon Pov

64 3 125
                                    

Podnoszę karton z płytami Aerosmith i prawie wpadam na Ryana niosącego inne. Siedzę tu od rana, a kawa skończyła się już dwa dni temu. Nikt z nas nie funkcjonuje.

- Możesz przestać na mnie lecieć? - Ross zwinnie mnie wymija, a ja chwilę zastawiam się nad sensem tych słów.

- Chłopaki skończcie już układać ten rock, bo mamy jeszcze z pięć gatunków muzycznych na magazynie! - usłyszałem krzyk wujka z zaplecza. Przyznałem się rodzinie do sprzedaży płyt. Teraz gdy byłem "bohaterem"  miałem traktowanie ulgowe, a naprawdę miałem dość sekretów.

Mój najlepszy przyjaciel położył karton koło kaloryfera i rozpakowywał płyty równo i alfabatycznie.

- Nadal twierdzę, że dobrze zrobiłeś mówiąc o tych płytach, ale nie podoba mi się harowanie tutaj. Wcale nie jestem tani, więc przestańcie mnie brać za tanią siłę roboczą - płyta z hukiem trafiła na szafkę i na chwilę oby dwoje wstrzymaliśmy oddech - No super kolejna złamana w tym tygodniu.

- PRZYPOMINAM, ŻE JEST PONIEDZIAŁEK.

- Mam ci przypomnieć kto wrzucił cały karton winyli do wiadra z wodą do podłóg, bo się zamyślił o tym czym żywią się Biskupi?

- No, ale to jest ciekawe!

- Ciekawe to było płacenie za te płyty z moich alimentów

- Wcale nie. Z resztą lubisz tamten zespół i sam mówiłeś, że uznajesz to za prezent ode mnie.

- Ale narzekać mogę!

- właśnie nie możesz! Otwieramy za tydzień, a nadal tu wygląda jakby przeszło tędy stado Biskupów! - Wujek po nagłośnieniu sprawy Demy stał się zapalonym fanem wszystkiego co było związane z Banditos. Mało kiedy mówił coś bez nawiązań. W jego obsesji były jednak dobre rzeczy: zdecydował się ponownie otworzyć sklep i ja z Ryanem będziemy tu pracować. Albo już to robimy.

- A kupiłeś kawę? -  krzyknąłem w trakcie szukania litery "M" na pułkach by postawić płytę Metallici.

- Nie zasłużyliście.

- On jest gorszy niż Sensei Wu -  szepnął do mnie Ryan.

- Bardziej jak jakiś bezLloydowy Garmadon.

- Chyba bezmózgi.

- Może to synonim.

Płyt rosło na półce, aż w końcu na siłę udało mi się wcisnąć egzemplarz Mechanical Animals Mansona. Siadamy na podartych kartonach aktualnie robiących za dywan.

- Jak my mu powiemy, że mamy dzisiaj wyjść wcześniej? - zapytał Ryan w przerwie rozrywania kartonu na części pierwsze tak by potem trzeba było go zamiatać.

- Nadal nie wiem co wymyśliłeś, więc myślę, że wcale - strzelam z bąbelkowej folii, która chociaż próbowała zabezpieczyć płyty, ale było jej tak mało, że wątpię w jej użyteczność.

- Zaraz się dowiesz. Skoro ty mi dajesz prezenty w postaci zalanych płyt też ci muszę coś dać.

Patrzę na niego o dwie sekundy za długo, a w mojej głowie rozrasta się pytanie "czym sobie na niego zasłużyłem?".

Pewnie powiedziałbym coś. Coś bardzo pick me w stylu "dlaczego marnujesz się z tak okropną osobą jak ja", ale przerywa mi wujek.

- Wychodzę pilnujcie sklepu - drzwi się otwierają i dzwoni dzwonek, a gdy zamykają ponownie. Czekamyw milczeniu, aż ucichnie.

- Teraz? - pyta Ryan gdy dzwonek lekko odbija się od drzwi tak, że trzeba się wsłuchać by go usłyszeć.

- Teraz - odpowiadam i biegniemy do biurka w poszukiwaniu kolorowych karteczek i długopisu. Znajduję je po lewej stronie biurka i zapisuję szybko: "Musieliśmy iść na Bandito misję, wybacz". Szacunek wujka do Banditos to rzecz, którą można wykorzystać na wiele sposobów. Ryan mówi, że skoro już całe miasto ma go za jednego z nich powinniśmy mieć z tego korzyści. No i mamy.

Żółta Taśma 2 Blurryface [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz