Rozdział 3 Ryan

29 1 86
                                    

Zabije się. Brendon, On... To nie miało tak wyglądać! To w żadnym stopniu nie miało tak wyglądać!

Trę mocno o spodnie zawiniątkiem z papieru toaletowego, wiedząc, że plama i tak będzie. Tak naprawdę wcale o to nie dbam. Mam pieniądze i przyjaciół.

Kogo obchodzą spodnie? Kogo obchodzi Brendon? Kogo obchodzi, że to miał być mój najlepszy dzień w życiu?

Dallona na pewno to ostatnie nie obchodzi.

Rzucam papier do kosza, ale nie trafiam. Nie podchodzę, by to poprawić.  Ja też się czuję jakbym leżał koło śmietnika. Myślę, że śmiecenie to rodzaj niezrozumiałej sztuki zepsutych ludzi. Mógłbym napisać o tym wiersz. Nazwałbym go "Ryan jesteś idiotą".

Nie wychodzę z łazienki dłuższą chwilę mówiąc do siebie, że jak nie muszę coś zrobić, bo zaraz wezmą mnie za dziwnego - a potem odpowiadając sobie, że już mnie za takiego mają po tym jak wyszedłem.

Nie mogę tam wrócić. Nie mogę nawet na nich spojrzeć. Muszę stąd się jak najszybciej wydostać.

W pół kroku do kratki wentylacyjnej, którą prędzej bym zepsuł niż się wydostał słyszę pukanie do drzwi.

- Ryan wszystko okej? Jeśli chodzi o tą kawę to już ją posprzątali, a kelnerka była taka nie miła, że gdybym miał jeszcze kawy wylałbym ją drugi raz.

Chłonę każde jego słowo jakby to było lekarstwo przez uszy dostająca się do mózgu. Niestety nie mam na nie recepty. Chcę coś odpowiedzieć, ale moje gardło wręcz przeciwnie. Biała żarówka świeci mi po oczach.

Oh Ryan jesteś totalnym zerem.

- I jak Bren? - słyszę Dallona i poruszam się tylko po to by zatkać sobie uszy, ale szybko przestaję by znowu móc chłonąć gorzki teraz syrop.

- Chyba go tu nie ma. Może po prostu wziął taksówkę i pojechał. Wiesz lubi dobrze wyglądać, a ta kawa mu w tym nie pomogła...

Mam ochotę krzyczeć jednak tego nie robię. Żarówka kolorem przypominająca o Demie prześwietla mnie i wiem, że zna wszystkie moje sekrety. Skrzeczy i wsłuchuję się w ten dźwięk. Brallon się oddalają. Czuję się chory.

Myślę, że to ten moment, w którym bohater powinien wyjść i krzyknąć "hej poczekajcie na mnie". Przystępuję na to jakkolwiek żałosne to jest. Nie wiem jednak dlaczego ostatecznie wychodzę od strony zaplecza, a jakaś kucharka podczas przerwy na papierosa piorunuje mnie wzrokiem.

____

Siedzę na łóżku i gram na gitarze. Cały dzień walę w gryf. Przegrałem wszystko co mogę, a palce pieką mnie ogniem.
Ojciec nie zrobił obiadu, bo czemu by miał. Matka jest nie wiadomo gdzie. Już dawno pojechała do swojej nowej rodziny. Ale wysyła mi pieniądze. Nie potrzebuję przecież by gotowała mi obiadki. Na moim biurku od zawsze leży sterta ulotek restauracji gdzie mogę coś zamówić. Jest tylko jeden problem. Nie mam siły wziąć telefonu i zamówić pierwszą lepszą pizzę.

Chociaż zrobię coś dobrego dla zespołu. Przegrałem wszystko co mamy. Jestem dobrym gitarzystą.

"Ale czy to będzie miało jakikolwiek sens" słyszę w myślach i się niepokoję.

Jasne, że nie ma. Brendon ma teraz lepszy zespół niż ja i on.

Odkładam gitarę gdzieś na kołdrę upewniając się, że nie spadnie. Biorę do ręki mój kalendarz w brązowej skórzanej oprawie. Wiem co tam zastanę mimo to sprawdzam go jak zawsze.

Pierwsza zmiana w sklepie

Jest zaplanowane na następny dzień. Napisałem to ładnymi pochyłymi literami, gdy Brendon coś mówił o zmianach, które powinniśmy wprowadzić do jednej z piosenek, a ja mu przytakiwałem nie dlatego, że mnie to nie interesowało, ale dlatego, że zgadzałem się z nim. Mówił to na co sam wpadłem. Rozumieliśmy się bez słów.

A teraz siedzę w pokoju i nie wiem co se sobą zrobić.

Nie patrzę na stronę obok symbolizującą dzisiejszy dzień. Wiem jakie miałem dzisiaj plany i wiem, że totalnie runęły. Wiem, że strona była przyzdobiona małymi serduszkami i wyglądała jak dzieło zakochanej nastolatki.

Co się ze mną dzieje?

I pewnie dłużej bym się nad sobą użalał gdyby do mojego pokoju nie wszedł właśnie mój ojciec. Wyglądał jak kompletny bałagan, a jego ubrania mimo tego, że firmowe mogłyby równie dobrze zostać wyjęte z kubła pck. On już taki jest. George Ryan Ross II. Pracoholik, który nie potrafi się nawet ubrać. Mógłbym powiedzieć, że wydałem się w matkę, ale z nią też nie chcę mieć nic wspólnego. Jestem po prostu sobą. Ryanem. Bo używanie swojego drugiego imienia jest c00l.

- Co robisz? - w końcu przypomniał sobie o moim istnieniu. Rzuciłem kalendarz do szuflady.

- Zastanawiam się co zrobić by nie iść jutro do pracy.

- George już o tym rozmawialiśmy. Przynoszę dużo pieniędzy do domu nie musisz się wysilać by mi pomagać. Ciesz się wolnością póki możesz...

- Nie płacą mi - przerwałem ten wywód. Wybacz Tato jedyne co myślę, że można robić w życiu poza oddychaniem to praca. Mam chyba po prostu nieciekawe wzorce w domu.

Mężczyzna prawił rękawy bluzy adidasa i usiadł obok mnie na łóżku. Na emo Boga idź już sobie.

- To po co to robisz?

- Wystarczy, że ja to wiem

Tata uniósł pytająco brew. Wiedziałem, że będę musiał mu coś powiedzieć.

- No, bo teraz cała szkoła szaleje na punkcie Banditos, a ja i Brendon zawsze byliśmy ponad to... Ale potem wszystko się pozmieniało jak trafił do Demy i czuję, że nie możemy się już dłużej izolować, ale nie chcę by Bren zadawał się z kimś innym niż mną, bo... To mój pierwszy przyjaciel. A teraz jeszcze wrócił do swojego był... Swojej byłej dziewczyny - i tu gdyby moje życie było książką byłby to jakiś jej przełomowy moment. Ryan Ross potrafi płakać i robi to w ramię ojca. Jak żałośnie.

- I pracujesz z nim, bo cię o to poprosił? - bardziej jego wujek siłą zaciągnął nas na zaplecze i od razu tłumaczył nam co i jak bez czekania na zgodę, ale pokiwałem przytakująco - Jestem z ciebie dumny wiesz? Może ubierasz się jak pedał, ale pomagasz wszystkim i to świetne. Nie musisz iść jutro do pracy jeśli to cię przerasta, ale nie izoluj się od Brendona za długo. I porozmawiaj z Banditos. W końcu sam czujesz, że tam jest Twoje miejsce.

- Nie jest - wybeczałem żałośnie. Przetarłem oko, a eyeliner został mu na dłoni.

- Nie mogę ci pomóc jeśli sam nie wiesz czego chcesz.

Chciałem wykrzyczeć, że wiem, ale to noe był jeszcze tak przełomowy moment mojej książki by to zrobić. W ogóle nigdy on nie nastąpi.

Siedziałem więc z nim przez chwilę cicho, a gdy poszedł zadzwoniłem do Mikey'go. Zdziwił się, gdy powiedziałem, że ma wziąć swój obiad i przyjść do mnie, bo jestem głodny i musimy porozmawiać.

Żółta Taśma 2 Blurryface [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz