Rozdział 14 Jenna

14 1 94
                                    

Słaby ze mnie przewodnik skoro byłam tu tylko jako dziecko. Wszystko pamiętałam jak przez mgłę. Zawsze mieszkałam z mamą w małym domku niedaleko Demy. Z podwórka widziałam jej mur i zawsze chciałam tam pojechać, bo jak każde dziecko chciałam znać swojego ojca. Mama nigdy nie nazwała ojca złym i zawsze mówiła, że to ona go zostawiła nie inaczej. To uroiło mi obraz tego, że to właśnie mój ojciec jest tym dobrym. Mama nigdy nie chodziła do pracy, zawsze mieliśmy co jeść i wszystko potrzebne. Pamiętam, że płot naszego domu był żółty, a gdy Mama wychodziła "załatwić swoje sprawy" ubierała równie żółty płaszcz. Często w domu kręcili się dziwni ludzie w wieku mojej mamy ubrani jak bezdomni albo żołnierze, ale łączyły ich stroje żółte elementy. Przez pierwsze lata życia nie opuściłam domu i nigdy nie spotkałam innego dziecka. W końcu osiągnęłam siedem lat i zaczęłam się buntować. Nigdy nie rozmawiałam z obcymi przychodzącymi do mamy, aż jeden sam na mnie nie wpadł, gdy szłam do swojego pokoju. Przedstawił się jako Keons. Był inny od wszystkich, bo ubrany na szaro. Powiedział, że ma córkę w moim wieku w Demie i na pewno chciałaby się ze mną poznać. Mówił wiele. O teatrze. Neonach. Technologii. Nie znałam takich rzeczy. Mama do tej pory używała lampy naftowej, paliła w kominku i wydawało się to normalne. Keons obiecał przyjść na następny dzień znowu ze mną porozmawiać, lecz gdy się pojawił mama wygoniła go. Często wyganiała ludzi ze swojego domu mówiąc, że gadają herezje. Nie wiedziałam co to znaczy, więc sobie wymyśliłam. Mama była zła i po prostu nie chciała bym była szczęśliwa z innymi dziećmi. Tego dnia, więc otworzyłam furtkę (nie była niczym zabezpieczona tysiąc razy widziałam mamę jak to robi nie było to nic trudnego) i wyszłam. Ku mojemu zdziwieniu, gdy przeszłam za płot nie widziałam już mojego domu. Stałam w kompletnie obcym kanionie, a woda moczyła moje różowe sandały. Na podwórku było ciepło, a tu zimno. Z daleka widziałam mur Demy i tylko tam mogłam się udać.

 Szłam długo, aż spotkałam mężczyznę na białym koniu w płaszczu podobnym do tego mojej mamy tyle, że czerwonym. Dopiero później dowiedziałam się, że to on jest moim ojcem może sam nie wiedział, albo taki był jego plan. Co do czego, gdy jechaliśmy konno do Demy zauważyłam przez ułamek sekundy Neda. Wtedy nie wiedziałam co to. Po prostu wiedziałam, że muszę to zapamiętać jak i miejsce, gdzie go spotkałam.

Tak, więc całą naszą misję kładłam na wspomnieniach z przed dziewięciu lat.

- Myślisz, że teraz powinniśmy tu skręcić czy nadal iść prosto? - zapytał jak to już miał w zwyczaju Tyler. Mimo prowadzenia ledwo to robiłam. To Tyler szedł pierwszy i tylko dopytywał się o kierunki.

Spojrzałam przed siebie. Kanion dalej się zwężał i nie wyglądało na to, że dalej sytuacja ulega zmianie. Drugi korytarz był niepokojąco wąski i ciężko było zauważyć jak wygląda dalej, bo skręcał. Miejsce z moich wspomnień było szerokie, wielkie i zimne. Aktualnie zgadzało się tylko zimno. Nie mogłam wybierać w nieskończoność, bo w końcu ktoś by zrozumiał, że nie mam pojęcia gdzie idziemy. Skręciłam w boczną uliczkę tłumacząc sobie, że skoro Ned był w górze kanionu stroma wąska uliczka może okazać się słuszna.

~~~

- Nie wierzę, że skończyliśmy w ślepej uliczce - załamała się Debby usiadła na wilgotnej ziemi. Była tak zmęczona jak my wszyscy, więc nie obchodziło ją gdzie siedzi. Myślałam, że jako modnisia, będzie narzekać na brud, ale ostatecznie narzekał każdy, może i nawet więcej, niż ona. 

- Po prostu musimy zawrócić. Nie moja wina, że to miejsce wszędzie wygląda tak samo - próbowałam jakoś uratować sytuację.

- Jak dla mnie nie ma sensu już nigdzie iść - odezwał się Tyler i zaczął wypakowywać jedzenie z plecaka - zjemy kolację, prześpimy się. Jutro też jest dzień.

Żółta Taśma 2 Blurryface [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz