Z perspektywy Sherlocka
Obudziłem się rano o 5:15. Przespałem może półtorej godziny, ale w zupełności mi to wystarczało. Byłem pewien, że John jeszcze śpi. Kto normalny wstawałby o tej godzinie w sobotę? No cóż. Nikt normalny na pewno nie. Narzuciłem na siebie granatowy szlafrok i zszedłem na dół. Skierowałem się do kuchni, nastawiłem czajnik i patrząc przez okno czekałem na zrobienie się herbaty. Wypiłem ją czytając ksiażkę o gatunkach ślimaków. Gdy skończyłem była 5:39. Okej. Koniec bezczynności. Ile można? W ten sposób straci się cały dzień! Wziąłem skrzypce i zacząłem na nich grać. Stęskniłem się za komponowaniem. Przez ostatnie pół roku nie miałem tego niesamowitego instrumentu w dłoniach. Podszedłem do okna i zacząłem odgrywać spokojną, melancholijną melodię. Dzień zaczął się mgliście i chłodno. Idealnie. Kochałem taką pogodę. Mogłem wtedy bez problemu wychodzić w moim płaszczu.
Nienawidziłem słońca, upałów, spoconych ludzi i letnich ubrań. Nie i jeszcze raz nie. Grałem zaledwie dwie minuty, a już usłyszałem głośne kroki w moją stronę.- Czy Ty zwariowałeś!? Nie ma nawet szóstej! Obudzisz Panią Hudson! - Zobaczyłem naburmuszonego doktora, który w roztrzepanych włosach i wygniecionym ubraniu wstąpił do salonu.
- Nie martw się John. Pani Hudson dostała ode mnie specjalne słuchawki wygłuszające. Wiedziałeś o tym, że słuchając metalu jest jej łatwiej spać aniżeli przy dźwięku spokojnych skrzypiec? Dziwna kobieta.
- Co Ty do cholery... Dobra Sherlock. A mi zafundujesz takie słuchawki? Przydałyby się.
- Nie lubisz jak gram?
- Oh, uwielbiam. Ale nie o szóstej nad ranem! Zresztą. Już chyba i tak nie zasnę. Graj dalej.
- O akurat mi się odechciało. - Odparłem lekko pogniewany.
- Nie! Teraz graj. Proszę bardzo. Popisz się. - Powiedział i rozłożył się na swoim fotelu krzyżując ręce i spoglądając na mnie wyzywająco. Popatrzyłem na niego chwilę, a potem wzruszyłem ramionami, chwyciłem ponownie skrzypce i zacząłem grać szybką i zamaszystą piosenkę. - Sherlock! Przestań w tej chwili! - Usłyszałem Johna, jednak nadal grałem. O co mu znowu chodziło? Przecież kazał mi grać. Szybko do mnie podszedł i wyrwał instrument z rąk. - Ty bałwanie!
- No teraz to już naprawdę nie wiem o co może chodzić.
- Oh, doprawdy? Twoja sztuka dedukcji nie działa o tak wczesnej porze!? - Pomrugałem wolno i zmarszczyłem brwi. Nie no, to już była przesada. Przyjmę każdy negatywny komentarz, ale nie na temat mojej wspaniałej dedukcji!
- Oświeć mnie. - Sapnąłem zły.
- Przez takie nagłe ruchy Twoje rany się jeszcze bardziej otworzą, Holmes! Daj im się zagoić. Inaczej trzeba będzie opatrywać je co godzinę.
- Serio, John?
- Ale, że co? - Rzekł wybity z tropu.
- I tylko dlatego, z troski o moje głupie rany, obudziłeś swoimi wrzaskami całą kamienicę? To miało chyba ze 130 decybeli.
John stał przez moment w bezruchu. Po chwili ze spokojem oddał mi skrzypce i z niedowierzającym wzrokiem wrócił do swojego fotela patrząc na mnie cały czas. Miał tak zabawną minę, że po chwili wybuchłem cichym rechotem. Opierając się o parapet usłyszałem głośne westchnięcie, ale następnie śmiech mojego współlokatora. Śmialiśmy się jak dwojga idiotów.
- Boże. Czy coś się stało? Słyszałam okropne wrzaski. - Zaniepokojona Pani Hudson wtargnęła do pokoju ze zmartwioną miną. Najpierw, wraz z Johnem spojrzeliśmy na naszą nie-gosposię, a potem na nas samych. Po krótkiej chwili ponownie zaczęliśmy się szaleńczo śmiać. - O matko. Dopiero co znów mieszkacie razem, a już robicie jakieś eksperymenty o zaburzeniach psychicznych albo co gorsza coś sobie wstrzykneliście z samego rana. Ah... Skoro już wstaliście to zrobię wam śniadanie.
CZYTASZ
Śledztwo miłości
ContoPo dwóch latach były doktor wojskowy John Watson oraz wysoko funkcjonujący socjopatyczny detektyw Sherlock Holmes znowu się spotykają. Czy po takim czasie wszystko wróci do normy, czy może nie będzie tak jak kiedyś? Czy w końcu ostatnie mury runą, a...