8. Dobranoc.

110 8 5
                                    

Z perspektywy Johna

Obudziłem się nagle, usłyszawszy odgłos zamykanej szuflady. Nie. Tylko nie to. Wiedziałem co to za szuflada i co się w niej znajdowało. Byłem wyczulony na ten dźwięk. Chwilę potem usłyszałem zamknięcie drzwi sypialni Sherlocka. Szybko odwinąłem się z koca i jak najszybciej pobiegłem pod te szczególne pomieszczenie. Już miałem coś krzyknąć, ale usłyszałem ciche pociąganie nosem. Holmes płakał?

- Sherlock? - Spytałem cicho.

Nie dostałem nic w odpowiedzi.

- Sherlock! Otwórz drzwi! - Wykrzyknąłem w panice.

Nadal nic. Teraz nawet nie słyszałem cichego płaczu detektywa. Kiedy on w końcu zrozumie, że nie musi ukrywać przede mną swoich emocji?

- Sherlock. Tylko nie wstrzykuj sobie tego czegoś, dobrze? Sherlock, słyszysz? Halo?

Usłyszałem ciche kroki i odgłos koło drzwi. Najwyraźniej Holmes się o nie oparł. Od razu zrobiłem to samo.

- Sherlock? - Znowu ani słowa. - Porozmawiajmy. Możesz mi wszystko powiedzieć.

- Nie chcę nic mówić. - W końcu usłyszałem ciche słowa detektywa.

- Dobrze. Ale obiecaj, że nic sobie nie wstrzykniesz. Obiecaj, Sherlock. - Po dość długiej chwili w końcu usłyszałem to słowo, dzięki któremu mogłem w końcu odetchnąć. Nie wytrzymałbym gdyby trafił przez to do szpitala. Gdyby coś mu się stało. Gdybym znowu go stracił.

- Obiecuję.

- Dziękuję. Wpuścisz mnie do środka?

Po chwili usłyszałem wstającego detektywa i przekręcanie zamka. Szybko podniosłem się z ziemi i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem lekko zgarbionego Holmesa z przekrwionymi oczami, rozwichrzoną fryzurą, podwiniętym rękawem i ze strzykawką w dłoni. Ten widok całkowicie mnie zatkał. Nigdy nie widziałem bruneta w takim stanie. Nie miałem pojęcia co mogło go do tego doprowadzić. Na szczęście nigdzie nie widziałem śladu po igle. Po krótkiej obserwacji wprost rzuciłem się na bruneta i z całej siły go przytuliłem. Wyczułem, że początkowo był on w niemałym szoku, ale po chwili upuścił strzykawkę i równie mocno mnie objął. Jeszcze moment cicho pociągał nosem jakby chcąc się dalej kryć przed swymi emocjami, ale po chwili wyczułem, że lekko, lecz szczerze, uśmiecha się w moje ramię. Również się uśmiechnąłem i mocniej zacisnąłem swoje ramiona na jego sylwetce. Chyba właśnie tego mu brakowało.

- Sherlock. Co się stało? Tak nagle. - Powiedziałem dalej trwając w uścisku bruneta.

- Nic, John. Nie chcę o tym rozmawiać.

- Zrobiłem coś nie tak?

- Nie. To nie twoja wina. Raczej moja. - Odpowiedział detektyw, a ja nie miałem pojęcia co to ma znaczyć. Do czego on się tu odniósł?

Odkleiliśmy się powoli od siebie i posławszy mu uśmiech schyliłem się po strzykawkę. Musiałem ją przecież gdzieś wyrzucić. Tak jak inne z tej cholernej szuflady. Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej?

- Nie, John! - Zatrzymał mnie Sherlock kiedy zacząłem zmierzać do salonu, aby wrzucić to coś do kominka. - Może mi się przydać w eksperymentach.

- Ooo taaak. Na pewno. W eksperymentach. Zabawne. - Szybko wrzuciłem strzykawkę do kominka i przygniotłem ją drewnem. - A jutro razem pójdziemy wyrzucić resztę zawartości tej szuflady, tak? - Holmes popatrzył na mnie dziwnie, ale po chwili lekko skinął głową. - No, dobrze. Mam nadzieję, że nie masz tych narkotyków u siebie w pokoju. - Powiedziałem półżartem odwracając się w stronę bruneta. Nie odpowiedział mi. No świetnie. Ma pewnie jakieś skrytki, które zna tylko on. - Zaczekaj tu.

Śledztwo miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz