9. Będziemy mieli dziecko.

69 5 3
                                    

Z perpektywy Johna

Mijał właśnie kolejny miesiąc naszego wspólnego mieszkania. Wszystko układało się dobrze.

Sprawa z biznesmenem Davissem została nierozwiązana. Sherlock, jak to on, na początku wariował z tego powodu. Wiadomo przecież, że niedokończone przez niego sprawy są dla niego nieznośne. Stwierdził tyle, iż może być to seryjny morderca. Znak 'trefl' to jeden ze znaków znajdujących się na kartach. Zostały więc jeszcze trzy: pik, karo i kier. Sprawca nie zostawił żadnych śladów, był niesamowicie ostrożny. Tylko ten jeden znak na dłoni nie dawał Holmesowi spokoju. Ale w końcu, po jakimś czasie, zrezygnował z tej sprawy, choć nie można było powiedzieć, że nie czekał na następne uaktywnienie się mordercy.

Była właśnie 9:00 gdy siedzieliśmy razem w salonie, a mój telefon rozdzwonił się na całe mieszkanie. Wstałem z fotela i pomaszerowałem do kuchni, aby odebrać połączenie. Dzwonił Mike Stamford.

- Halo?

- Hej, John. Mam pewną prośbę. Jesteś dzisiaj zajęty?

- Ymm. W sumie to nie. Cały czas będę w domu z Sherlockiem, a co się stało?

- Wiesz, mam dzisiaj z żoną bardzo ważne spotkanie biznesowe i nie mam z kim zostawić Elli. Mógłbym Ci ją podrzucić na jakieś 6 godzin? - Takiej prośby się nie spodziewałem. Ella była córką Stamforda, która miała jakiś roczek. Widziałem, ją może jakieś cztery razy i bardzo mi się spodobała. Była niezwykle spokojna i bezproblemowa, dlatego też nie miałbym problemu z przypilnowaniem jej tego dnia.

- Jasne. O której będziesz?

- Za jakieś pół godziny, może być?

- Tak, czekam. Do zobaczenia.

Rozłączyłem się i wróciłem do salonu, żeby poinformować Sherlocka o naszym nagłym gościu.

- Sherlock. Będziemy mieli dziecko.

Ten zachłysnął się ciastkiem i zaczął kasłać głośno z szeroko otwartymi oczami. Na początku zaśmiałem się z jego reakcji, ale gdy zdałem sobie sprawę, że twarz Sherlocka robi się coraz bardziej czerwona to szybko podbiegłem do bruneta i zacząłem klepać go po plecach dopóki wszystko nie wróciło do normy.

- Rany, Sherlock. Chodziło mi o to, że Mike podrzuci nam Ellę do opieki na jakieś 6 godzin.

- Boże, John. - Wychrypiał w końcu trzymając się za szyję. - Nie strasz mnie tak.

- Nie strasz? To co Ty sobie pomyślałeś?

- No nie wiem. Może, że nagle poczułeś się jak jakiś bezdzietny ojciec i postanowiłeś sobie jakieś adoptować. Albo nawet ukradłeś z okna życia, czy cokolwiek. - Wow. Ukraść dziecko z okno życia to naprawdę dziwny pomysł. Chyba tylko Sherlock zdołałby to zrobić.

- ... Chyba coś mało dziś spałeś. - Stwierdziłem wnioskując po jego dziwnych pomysłach, ale także po bladej skórze i workach pod oczami.

- Niestety. Musiałem przeczytać o migracji szczurów w Boliwii i o wpływie tego na choroby skóry w tamtych rejonach.

- Ymm, okej. Jak słyszałeś za jakieś pół godziny będziemy mieli tutaj roczne dziecko, więc liczę na Twoją pomoc.

- Noo, ale jak to. Przecież mieliśmy się dzisiaj po prostu w dwójkę nudzić. - Powiedział zawiedziony detektyw i zsunął się z fotela na podłogę.

- No to ponudzimy się w trójkę. O! Już tak zostań. Poukładamy z Ellą puzzle. Zaraz przyniosę jakieś zabawki od Pani Hudson.

Zostawiłem więc bruneta i zszedłem po schodach. Zapukałem do mieszkania naszej nie-gosposi, a po jej zaproszeniu przekroczyłem próg.

Śledztwo miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz