6. Zagrajmy.

64 5 2
                                    

Z perpektywy Johna

Minął już jakiś miesiąc odkąd mieszkam z Sherlockiem na Baker Street 221B. W tym czasie wszystko wyglądało tak jak zawsze, jak dwa lata temu. Holmes nadal nie chciał wytłumaczyć mi dlaczego zniknął na taki czas, dlaczego upozorował swoją śmierć, dlaczego jego plecy są przyozdobione już zagojonymi ranami. Jednak to zaakceptowałem. Rozumiałem, iż nigdy nie był zbyt wylewny w takich sprawach i nie należy go tym zamęczać. Miałem niemniej dalej nadzieję, że kiedyś Sherlock będzie chciał w końcu ze mną o tym porozmawiać.

Kilka dni temu w końcu można było zdjąć gips z mojej nogi. Dałem sobie jednak trochę czasu na usprawnienie kończyny, więc te parę dni nadal spałem w nieswojej sypialni. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że nie mogę cały czas zajmować pokoju bruneta. Prawdą jednak było to, iż czułem się tam doskonale, więc niechętnie chciałem się stamtąd wyprowadzać. Nareszcie wieczorem postanowiłem wynieść się z sypialni i przenieść swoje rzeczy do właściwego pomieszczenia. Tak też zrobił detektyw.

- John? Pomóc Ci w czymś? Ja już poznosiłem swoje rzeczy. - Spytał brunet odkładając ostatnie pudełko do swojego pokoju.

- Em, w sumie to tak. Zostały mi tylko te pudła z salonu. - Skinąłem w ich stronę głową i zacząłem wynosić moje ostatnie ubrania z tego piętra.

Z perpektywy Sherlocka

W końcu przenoszę się z powrotem do mojej sypialni. U Johna nie spało mi się źle, aczkolwiek wolałem mój pokój pod pewnymi względami. Ten miesiąc zleciał nam szybko, a ja czułem się tak jakbyśmy wcale nie utracili kontaktu na dwa lata. Zacząłem też bardziej doceniać towarzystwo Watsona. Może nie było tego po mnie widać, aczkolwiek będąc z nim byłem o wiele szczęśliwszy. Lubiłem go drażnić moją grą, dziwnymi eksperymentami i moim marudzeniem na nudę. Jednak były też chwile gdzie oboje czuliśmy się doskonale. Rozwiązując kolejne zagadki, przechadzając się razem po mieście czy grając w głupie gry.

Musiałem przyznać, iż bardzo tęskniłem za obecnością Johna. Miałem na niego trochę inne spojrzenie niż przed moją 'śmiercią'. Teraz wydawał mi się o wiele cenniejszy i ważniejszy. Wychodziłem przy nim ze strefy komfortu, a mianowicie kontakt fizyczny mi nie przeszkadzał. Od zawsze nie lubiłem się z nikim obejmować czy iść za rękę, byłem raczej mocno zdystansowany, nawet w stosunku do mojej rodziny. Jednak ten kontakt z Watsonem mi się podobał.

W końcu po lekkim zawieszeniu skierowałem się do salonu i wziąłem dwa pudła z tych, o których mówił doktor. Zanosiłem je na górę i akurat minąłem się na schodach z Watsonem wymieniając krótkie uśmiechy. W końcu przekroczyłem próg sypialni Johna i postawiłem pudła przy szafie.

Były w nich same książki, jednak z jednej sztuki wystawała jakaś notatka, która na pewno była dziełem Watsona. Nie skupiłbym się na niej tak bardzo, gdybym nie zauważył daty wyznaczonej na tydzień po mojej śmierci. Szybko wyciągnąłem kartkę i schowałem do kieszeni spodni. Przeczytam ją potem.

***

W końcu skończyliśmy przenosić pudła. Był już wieczór i ze względu na to, że nie miałem nic innego do roboty postanowiłem się przejść.

- Sherlock? Wychodzisz? - Spytał John patrząc na mnie znad gazety.

- Tak, muszę się przejść.

- Iść z Tobą?

- Nie, John. Muszę sam pomyśleć. - Odpowiedziałem szybko i wyszedłem z mieszkania.

Cóż nie było to do końca prawdą. Przecież mogłem myśleć przechadzając się z Watsonem lub po prostu pozostając w domu. Teraz jednak miałem ze sobą coś co chciałem przeczytać w skupieniu i bez rozpraszania. Notatka z książki Johna.

Śledztwo miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz