Witam po długiej przerwie! Dzisiaj rozdział jest trochę dłuuugi, więc miłego czytania. ♥️
Z perpektywy Johna
Było po 2:30 w nocy. Za oknem było zupełnie ciemno i spokojnie, a ciężkie krople deszczu delikatnie stukały w szybę kamienicy. Ja natomiast leżałem cały zasapany i myślałem o wczorajszym dniu wschłuchując się w ten rytmiczny dźwięk. Mimo całej tej zwariowanej akcji najbardziej w głowie zalęgła mi końcowa wypowiedź Sherlocka. W tamtej chwili ciut mnie to zamurowało i nie miałem pojęcia co mam na nią odpowiedzieć. A czy teraz bym wiedział? Również nie.
Holmes powiedział, że nie wytrzymałby beze mnie dwóch lat. Cóż, mógłbym powiedzieć to samo o nim, bo tego czasu bez niego nie można było nazwać do końca życiem tylko marną egzystencją. Cały ten okres bez niego był niewyobrażalnie trudny, a przypominanie sobie dnia w których straciłem Sherlocka powodowało u mnie wprost paraliż.
Tak było w tym momencie. Właśnie gwałtownie obudziłem się w środku nocy po pierwszym od długiego czasu śnie idealnie odwzorowującym jeden z najgorszych i najbardziej bolesnych dni w całym moim życiu. Wizja ponownego stracenia bruneta była najstraszniejszym koszmarem jaki mógłby mi się tylko przyśnić.
Zawsze gdy tylko przytrafiała mi się taka sytuacja wyciągałem zdjęcie Holmesa pozyskane z miejskich gazet, czy artykułów i przyglądałem się brunetowi na nim. Trzymałem fotografię w dłoni leżąc na łóżku i wyobrażałem sobie, że on tutaj jest, że żyje, że po prostu gdzieś wyjechał czy jest u siebie w pokoju. Gdy to nie dawało mi upragnionego snu wyciągałem rękę po telefon i włączałem na nim nagranie gry Holmesa na skrzypcach. Miałem tylko jedno, trwające nie więcej niż 2 minuty. Nagrałem je kiedyś gdy przypadkowo włączył mi się dyktafon. Wtedy zapętlałem utwór i zamykałem oczy co dawało mi poczucie, iż słyszę żywe granie detektywa dobiegające do mnie z salonu.
Teraz, przez krótką chwilę, przeszło mi przez myśl, abym znowu uruchomił tą jedną, krótką kompozycję. Już nawet usiadłem na materacu, aby schylić się po komórkę leżącą na komodzie. Ale przecież ON tu jest. Żyje, jest w tym mieszkaniu. Nie muszę go sobie wyobrażać patrząc na blade zdjęcie. Nie muszę włączać nagranego utworu, żeby poczuć, że wszystko jest w porządku.
Siedziałem na łóżku i przekonywałem sam siebie w głowie, że mogę dalej iść spać, bo brunetowi nic nie jest, a to był tylko stary koszmar. Jednakże ja musiałem go zobaczyć i się upewnić. Inaczej nie mógłbym zasnąć.
Wstałem z łóżka i od razu zacząłem schodzić po schodach tak cicho jak uderzające o okna krople jesiennego deszczu. W końcu znalazłem się w salonie, a już po chwili stałem pod drzwiami do sypialni Holmesa.
Nasłuchiwałem przez chwilę, ale nie usłyszałem żadnego dźwięku dochodzącego z wewnątrz poprzez co stwierdziłem, iż detektyw już śpi. Otworzyłem delikatnie drzwi i spojrzałem w kierunku łóżka. Ku lekkiemu zaskoczeniu siedział on na nim bokiem do mnie ze stopami postawionymi na ciemnej podłodze. W jednej ręce trzymał kartkę papieru, a na drugiej opierał głowę z rozwichrzonymi lokami. Powieki miał zamknięte, a brwi ukazywały nieduże skupienie.
Uśmiechnąłem się lekko i po chwili z powrotem cicho zamknąłem drzwi sypialni. Miałem nadzieję, że nie wyrwałem go z jego Pałacu Pamięci. Pewnie myślał o czymś istotnym o tak później porze.
Wróciłem do swojego pokoju i próbowałem ponownie oddać się objęciom Morfeusza, lecz gdy tylko zamknąłem oczy widziałem bruneta spadającego z dachu szpitala. Obróciłem się zły na bok, ale ponownie nic to nie dało. Co się dzieje? Dlaczego muszę widzieć ten obraz? Zirytowany postanowiłem wyszukać na telefonie umiłowanego utwóru z nadzieją, iż to pomoże mi spokojnie zasnąć. Niestety komórka była rozładowana. Jeszcze bardziej wkurzony zamknąłem mocno powieki, ale mój umysł nie chciał opuścić mnie od widoku tego koszmarnego momentu. Miałem dość. Zostało mi tylko jedno.
CZYTASZ
Śledztwo miłości
Short StoryPo dwóch latach były doktor wojskowy John Watson oraz wysoko funkcjonujący socjopatyczny detektyw Sherlock Holmes znowu się spotykają. Czy po takim czasie wszystko wróci do normy, czy może nie będzie tak jak kiedyś? Czy w końcu ostatnie mury runą, a...