ROZDZIAŁ 13 - Wyjaśnienia

106 7 8
                                    

Nie pamiętałam momentu, w którym TJ dowiózł mnie do szpitala, ani tego, kiedy znalazłam się w sali. Po przebudzeniu słyszałam tylko pikanie na urządzeniu, które stało tuż obok mojego łóżka. Okropnie białe ściany odbijały słońce, które świeciło z zewnątrz. Nie było to przyjemne uczucie. Dookoła panowała cisza, przez co moje ciało spięło się jeszcze bardziej. Jak w transie wpatrywałam się przed siebie i zastanawiałam, czy wszystko było ze mną w porządku. Może umarłam? Może ta sala szpitalna był czyśćcem, a ja czekałam na Anioła, który wszedłby przez drzwi i zaprowadził mnie na sąd przed Boga?

Te myśli zdecydowanie mi nie pomogły, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie byłam czysta. Jak każdy człowiek popełniałam błędy, a przez ostatni czas trochę nagięłam swoją listę.

Czułam swój płytki oddech, kiedy drzwi do mojej sali się otworzyły, rzucając na mnie jeszcze więcej światła z korytarza. Oślepiło mnie, przez co przymknęłam powieki i zasłoniłam się ręką, na której zwisało mi szpitalne ubranie. Ale zamiast spokojnego głos Anioła, harf i melodii, która towarzyszyłaby mi w drodze do Ojca, usłyszałam przeraźliwie głośną trąbkę. Jej dźwięk odbił się od moich uszu i jeszcze przez kilka długich sekund brzmiał mi w głowie.

Zszokowana odsłoniłam swoją twarz i ujrzałam dwóch klaunów. Oboje mieli czerwono-granatowe peruki w pokaźne afro i długie buty, które wydawały nieprzyjemny odgłos, gdy tylko przemieszczali się z miejsca na miejsce. Miałam wrażenie, że szli tutaj przez rzekę, przez co nazbierali do butów wody i teraz chlapali nią dookoła. Jeden grał w dalszym ciągu na trąbce, a drugi biegał po pomieszczeniu i rozsypywał dookoła serpentyny i balony. Po pół minucie ich durnego występu, pomieszczenie już nie wyglądało jak normalny, śnieżny pokój szpitalny, a pomieszczenie w przedszkolu.

– Zdrowiej panienko! – zawołał jeden i wysypał z kieszeni na moje łóżko brokat, który od razu miałam ochotę zrzucić na ziemię.

Obaj klauni wyszli tanecznym krokiem na korytarz, na którym w mgnieniu oka zniknęli. Skołowana patrzyłam na pomieszczenie i żadna myśl, poza tą, w której zastanawiałam się co u diabła się właśnie wydarzyło, nie przychodziła mi do głowy. Zaraz jednak przez drzwi zajrzał Mike i pomachał mi radośnie.

– Mogłam się tego spodziewać... – mruknęłam do siebie cicho i wywróciłam oczami, spokojnie opierając głowę o poduszkę za sobą.

– Cześć Śpiąca Królewno! – zawołał na wstępie i wbiegł do mojej sali. Za nim pojawiła się Devlin, która szła ze skrzyżowanymi ramionami na piersi. Po jej minie widziałam, że niespecjalnie podobał jej się pomysł chłopaka, który niemal poślizgnął się na jednej z ozdób rzuconych przez klauna. – Prawie się wywaliłem przez te balony...

– Pogratulować ci? – mruknęła szatynka i przysiadła na brzegu mojego łóżka. Jej wzrok automatycznie się zmienił ze zmęczonego i sfrustrowanego na miły i troskliwy. Obejrzała moją twarz z bólem w oczach i drgnęła lekko wargami, chcąc się uśmiechnąć. – Jak się czujesz?

Nad tym się właściwie nie zastanawiałam. Nic mnie nie bolało, nie miałam mdłości i właściwie to zapomniałam o tym, że ukąsił mnie wąż. Czułam się zdrowo, bez żadnych objawów, dlatego od razu porównałam miejsce w którym się znajdowałam do nieba.

– Chyba dobrze – wzruszyłam ramionami, próbując jeszcze upewnić się i wyczuć jakiś ból w miejscu ukąszenia żmii. Nic jednak nie wyczułam. Dzięki chłopakom wszystko skończyło się dobrze.

Devlin westchnął i złapała mnie za dłoń. Mike w tym czasie również przysiadł z drugiej strony łóżka i również chwycił mnie za drugą rękę. Oboje wyglądali na przejętych, przez co uśmiechnęłam się do siebie pod nosem i opuściłam wzrok na nasze złączone dłonie. Dałabym wszystko, żeby ktoś to mógł teraz uwiecznić na zdjęciu. Mimo dość dramatycznego miejsca, w którym się znajdowaliśmy i tego, że niemal otarłam się o śmierć, to ta dwójka teraz naprawdę potrafiła mnie podnieść na duchu.

Seven Deadly SinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz