Rozdział 4

118 7 3
                                    

Uwielbiała przyglądać się białym płatkom śniegu za oknem. W tamtej chwili uważała, że nie ma nic piękniejszego, niż te drobne, niezwykle delikatne gwiazdeczki, które tak ostrożnie opadały na szybę. Luciana mogłaby się im przyglądać godzinami. Wpatrywać się, tak upierdliwie, że nic innego wokół, nie miałoby dla niej żadnego znaczenia. Liczyła się tylko ona i śnieg za oknem, który tak kochała.

Westchnęła cicho z zadowolenia, opierając się łokciami o drewniany parapet. Uśmiech nie znikał jej z twarzy, czuła się wreszcie wolna od wszystkiego i naprawdę nie chciała tego niszczyć. Błagała Merlina, żeby to nie był kolejny sen, który nigdy nie zdołałby dorównać rzeczywistości. Tej szarej, paskudnej i monotonnej realności.

– A ty, jak zwykle tylko w ten śnieg się wpatrujesz. – Usłyszała za swoimi plecami głos, którego brakowało jej w ciągu tych ostatnich kilku lat. Ledwie go pamiętała. Ten delikatny i łagodny ton, miała tylko jedna osoba, którą znała.

Luciana przeraziła i ucieszyła się jednocześnie, nie wiedząc, czy jej się to śni, czy po prostu mózg płata jej figle.

– Mamo? – zapytała, jakby upewniając się, że dobrze słyszy. Odwróciła się za siebie i zobaczyła, kobietę, której nie widziała na nogach, przed kilka dobrych lat.

– Wiesz, że kiedy się urodziłaś, spadł pierwszy śnieg? – Kobieta podeszła bliżej niej, nie odrywając wzroku od zdziwionej córki. – Wszyscy byli zdziwieni, bo w końcu to była końcówka października – zaśmiała się cicho, zakładając na sobie ręce.

Tak, zdecydowanie. To była ona. Luciana wpatrywała się w jej niebieskie oczy, tak łudząco podobne do jej i nie była pewna, czy to się dzieje naprawdę. Jej matka stała przed nią cała i zdrowa, jakby to, co wydarzyło się kilka lat temu, nigdy nie miało miejsca. 

– Mamo, ale co ty tu robisz? – dopytywała dalej, obawiając się każdego następnego ruchu matki. Nie czuła się dobrze w jej obecności, jakby kobieta, którą miała przed oczami, nie była tą, którą zapamiętała.

– Pamiętam, jaki twój ojciec był szczęśliwy, kiedy się urodziłaś... – mówiła dalej, nieco rozmarzonym głosem, jakby żyła w zupełnie innej rzeczywistości. Usiadła obok Luciany, samej przyglądając się płatkom śniegu na szybie. – Wcale nie jestem zdziwiona, dlaczego tak bardzo kochasz śnieg. To tak bardzo do ciebie pasuje. Twoje rude włosy doskonale kontrastują z bielą. A niebieskie oczy, komponują się do krajobrazu zimy, który obie tak uwielbiamy.

Luciana odruchowo się odsunęła. Miała złe przeczucia.

– Jak byłaś mała, często z tobą chodziłam na spacery w zimę. Jaka byłaś szczęśliwa, gdy płatki śniegu spadały ci na nosek.

– Mamo? Co ty tu robisz? – Miała wrażenie, że jej nie słuchała. Nawet na nią nie patrzyła. Uczucie niepokoju towarzyszyło jej przez cały czas.

– Chciałabym kiedyś, znów zobaczyć, jak biegasz między prószącym śniegiem – odparła kobieta, ciężko wzdychając. – Może się jeszcze kiedyś doczekam.

– O czym ty mówisz?

Nie uzyskała odpowiedzi. Nagle jej matka wyszła szybko z pomieszczenia, w którym siedziały, trzaskając za sobą drzwiami. Właśnie wtedy Luciana otworzyła oczy i poraził ją blask letniego słońca, wpadającego przez zasłony do pokoju gościnnego, w którym, jak na razie, nocowała. 

Kolejny głupi sen.

Ostrożnie podniosła się z łóżka, jakby każdy jej ruch był dla niej zagrożeniem, po czym podeszła do okna, odsłaniając, ledwie zakrywające okno, zasłony. Tak, zdecydowanie to był sen. Patrząc przez szybę, widziała jedynie, rażące słońce i zieleń, która była widoczna wszędzie. Stęskniła się za zimą, ale teraz i tak nie mogła teraz, o tym myśleć. Nie, kiedy czekało ją spotkanie z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem w historii.

Snowdrop ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz