Rozdział 6

91 7 0
                                    

Czas, jakby stanął w miejscu. Miała wrażenie, że wszystko wokół niej jest nieprawdziwie, a ona jedynie śni, będąc w jakimś chorym koszmarze. Czuła, że zaczyna powoli wariować w tej samotności. Jej własne myśli zdawały się dwa razy głośniejsze i dużo bardziej męczące, a cisza, która wokół niej niezmiennie panowała, zaczynała ją irytować.

Wiedziała, że spędzi w lochach jeszcze trochę czasu, ale naprawdę nie miała pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Wpatrywanie się ciągle w jeden punkt na ścianie było okropnie męczące, nie wspominając już o ciemności, w której ledwo widziała swoje dłonie.

Luciana czuła, że zaczyna świrować.

Nigdy nie mogłaby sądzić, że doprowadzi się do takiego stanu. Ciągle zastanawiała się, czy nie wydać kryjówki swojego ojca. Zdawała sobie sprawę, że dzięki temu Voldemort prawdopodobnie wypuściłby ją z lochów, a nawet, może pozwoliłby jej wyjść z tego popapranego dworu Malfoyów. W trochę czarniejszym scenariuszu wiedziała, że może się to skończyć jej śmiercią.

Sama nie wiedziała, co lepsze. Milczenie, czy powiedzenie całej prawdy. Do tego wszystkiego kończył się jej czas, bo choć wydawało się, że miała go wiele, to wiedziała, że jej ojciec był wręcz w przeciwnej sytuacji. Jeśli ona nie powie, gdzie się znajduje, to prędzej, czy później, Śmierciożercy sami go odnajdą.

Zimny dreszcz przeszedł jej po ciele, zupełnie, jakby na zewnątrz była zima. W lochach było przeszywająco chłodno, a kilka pięter wyżej, Draco gotował się w upale słonecznym, bezczynnie leżąc w łóżku. Minął już prawie miesiąc wakacji i kilka dni, odkąd Luciana została zamknięta w podziemiach, a Ślizgon nadal był bezradny.

Chęć wydostania dziewczyny była silna, ale umiejętność zrobienia tego wykraczało poza jego normy. Sam wypuścić jej nie mógł, bo doskonale wiedział, że oberwałoby się jemu i jeszcze gorzej jej. Prosić też nie miał kogo, gdyż wszyscy słuchali się Czarnego Pana. Pozostawało mu jedynie namówić ją na wydanie prawdy.

Niestety, zdawał sobie sprawę, że to będzie dużo trudniejsze, niż się mogło wydawać.

Miał w głowie pełen obraz swojego planu, ale był on na tyle ryzykowny, że w zasadzie mógł się nie udać. W grę wchodziło to, żeby Luciana znów mu zaufała, a wiedział, że to graniczyło z cudem, po tym, co jej zrobił. On sam sobie, nie zaufałby ponownie.

Wstał gwałtownie z łóżka, z myślą, że jeśli teraz nie zacznie odbudowywać jej zaufania, to ona nigdy stamtąd nie wyjdzie. A do tego nie mógł dopuścić. Pomysł, który siedział mu w głowie, mógł ją uratować, ale wszystko zależało od tego, czy znów Luciana spojrzy na niego tak samo, jak wcześniej. Tak samo, jak on na nią patrzy za każdym razem.

— Hej — wyszeptał, ale na tyle głośno, żeby echo jego głosu rozniosło się po lochach. Nienawidził tam przychodzić. Chłód i dreszcze, przechodziły mu po ciele, za każdym razem, jak się tam znajdował. Jednak pragnął zrobić wszystko, byle, tylko Krukonka była wolna. — Luciana... Możesz, proszę, podejść tutaj? — spytał, łapiąc dłońmi kraty, za którymi była dziewczyna.

Obawiał się, że do niego nie podejdzie. Że będzie musiał ją prosić kilka razy, ale ku jego zaskoczeniu, przyszła po zaledwie kilku sekundach. Nie wyglądała najlepiej. Wychudzona i widocznie zmęczona na twarzy, rude włosy nieco dłuższe, niż zapamiętał, potargane na różne strony, nie wspominając o jej oczach. Bo w nich zawsze było widać, to co skrywa dusza.

— Chciałbym... Chciałbym, żebyś mnie teraz posłuchała — powiedział, dość niepewnie, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę. — Wystarczy tylko, że mi zaufasz, a zapewniam cię, że cię stąd wydostanę.

Snowdrop ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz