Rozdział 3

109 10 3
                                    

Cisza - znów ta okropna cisza, która zawsze przytłaczała dziewczynę. W tamtej chwili jej nienawidziła. Wpatrując się w ścianę przed sobą, nie miała pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Uciec, czy zostać w miejscu. Nie miała zbytnio wyboru. Czuła się, jak w niewoli, w której właściwie była. Nie rozumiała tylko, dlaczego musiało trafić to na nią. Chciało jej się płakać, krzyczeć i po prostu milczeć jednocześnie. Bała się ruszyć, nawet mrugnąć okiem, ale przecież nie mogła się tak łatwo poddać. O cokolwiek chodziło, nie chciała dawać im się tak łatwo. Postanowiła uparcie walczyć, nawet jeśli do końca nie wiedziała, o co.

Pomieszczenie, w którym się znajdowała, było ciemne i chłodne, pomimo ognia, które skwierczało w marmurowym kominku za nią. Ogromny stół stał na samym środku, wraz z wieloma krzesłami, na którym, jednym z nich, siedziała Luciana. Trwała w tej ciszy, oczekując, aż przyjdzie do niej Bellatriks, która kazała jej zaczekać.

Bała się, oczywiście, że tak. Ręce drżały jej z przerażenia, nie wspominając już, o tym, że zaczęła się nadmiernie pocić, jakby właśnie skończyła jakiś porządny trening Qudditcha. Ciągle patrzyła się w jedno miejsca, czując się obserwowaną, przez te wszystkie obrazy, które wisiały na ścianach.

Nagle usłyszała donośny, przerażający śmiech, a potem do środka, wparowała kobieta. Ta sama, której Luciana tak okropnie się bała.

- Ooo, widzę, że grzecznie czekasz - powiedziała Bellatriks, prawie podskakując, gdy do niej podchodziła. - Ach, jaka z ciebie piękna dziewczyna... Naprawdę - dodała, czesząc palcami jej rude, kręcone włosy. - Nie dziwię się, że Draco się tak na ciebie patrzy.

Znów się zaśmiała, tym razem trochę ciszej, ale i tak ten paskudny dźwięk, dzwonił w uszach Krukonki.

- Pewnie się zastanawiasz, po co ja cię tu w ogóle zaciągnęłam, skoro nawet nie ma jeszcze Czarnego Pana.

Luciana nie odpowiedziała. Nawet nie kiwnęła głową.

- Chyba nie myślałaś, że dopuszczę cię do Czarnego Pana, bez żadnego przygotowania - obeszła jej krzesło, dokładnie ją obserwując. Wpatrywała się w każdy cal jej twarzy, jakby była jednym z obrazów, wiszących za nimi. - On nienawidzi nieposłuszeństwa.

Krukonka była przerażona. Nadal nie dowiedziała się, dlaczego miała spotkać się z samym Voldemortem, ale wizja tego, sprawiała, że miała ochotę zwymiotować. Pomijając fakt, że ciężko jej się oddychało. Wpatrzona w czarne oczy Bellatriks, nie odzywała się ani słowem. Nic nie przeszłoby jej nawet przez gardło.

- Nie masz się czego bać, nie zrobię ci krzywdy - zapewniała, choć niezbyt pewnie to brzmiało. Luciana odniosła wrażenie, że to wszystko było po prostu pięknym teatrzykiem, przed tym, co może się wydarzyć naprawdę. - Nie to mam na celu.

Kobieta wyjęła swoją różdżkę, której zaczęła się dziwnie przyglądać. Jej wzrok był obłąkany, jakby była właśnie w zupełnie innym świecie.

- Myślałaś kiedyś nad tym, żeby do nas dołączyć? Do Śmierciożerców?

- Nie... - wymamrotała, wiedząc, że jak nie odpowie, wypadnie już zupełnie tchórzliwie.

- Nie wiem, po co Czarny Pan cię potrzebuje... - Bellatriks zaczęła rozmyślać, trochę, jakby prowadziła monolog, bo Krukonka, jedynie ciągle na nią patrzyła. - Myślałam nad tym, ale nic konkretnego mi nie przychodzi do głowy. A teraz, jak mi mówisz, że nie chciałaś do nas dołączyć... Co Czarny Pan, chciałby od takiego dziecka, jak ty...

Zamilkła. To była chyba najdłuższa cisza w życiu Luciany. Bellatriks krążyła obok stołu, aż wreszcie się zatrzymała, celując różdżką w dziewczynę.

Snowdrop ~ Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz