Rozdział VIII

420 40 1
                                    

Moje źrenice powiększały się z każdą mijającą sekundą. Kompletnie nie rozumiałam o co jej chodzi i nie wiedząc co odpowiedzieć, wlepiałam w nią zdziwiony wzrok, mrugając szybko rzęsami. Jednak Ellie najwyraźniej nie oczekiwała ode mnie odpowiedzi, bo po chwili kontynuowała, nieznacznie podnosząc głos.

- Czy według ciebie to ma sens? Przecież ty za dwa miesiące wyjeżdżasz. Poza tym jakakolwiek relacja między kimś takim jak on, a, bez obrazy, tak zwyczajną dziewczyną dziewczyną jak ty, nie ma prawa przetrwać. Wiesz o tym?

Pokiwałam głową, mając nadzieję, że dzięki temu skończy, jednak Ellie dopiero się rozkręcała.

- Wiesz, ale się z nim spotykasz. Świetnie. Jeśli myślisz, że przeżyjesz z nim romantyczną historię rodem z Hollywoodzkiego filmu, to ci współczuję. Może mieć każdą, więc...

- Przestań! - krzyknęłam skupiając tym samym na sobie uwagę pozostałych osób w autobusie.

Trzask drzwi i rozmowy współpasażerów drażniły mnie do tego stopnia, że nie miałam siły wysłuchiwać bezsensownych kazań blondynki. W ogóle o co jej chodziło? Na pewno była zazdrosna, przecież coś takiego nie zdarza się każdemu, a w szczególności nie takim dziewczynom jak ja. A tu niespodzianka. Ale jeśli nie przemawiała przez nią zazdrość to nie miałam innego pomysłu na wytłumaczenie jej zachowania.

- To moja sprawa z kim się zadaję i z kim spędzam czas. I masz rację, to nie przetrwa. Wiem to, ale czy nie mogę mieć miłych wspomnień? Nie zabronisz mi tego, bo twoje zdanie na ten temat mnie nie obchodzi.

Ze zdenerwowania głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Na szczęście kątem oka dostrzegłam swój przystanek. Wstałam z siedzenia, omijając Ellie i ustawiłam się przy drzwiach. Gdy tylko się otworzyły, wzięłam głęboki oddech i wyszłam na ulicę. Z torby wyjęłam telefon, upewniając się, że mam jeszcze czas. Do jedenastej zostało dwadzieścia minut, a na dojście do domu potrzebowałam tylko dziesięciu. Pewnie ruszyłam we właściwym kierunku, ale po kilku krokach zatrzymałam się. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz. Czemu Ellie aż tak bardzo nie lubiła Eda? Odwróciłam się w zamyśleniu, a tuż przede mną stała z założonymi rękami blondynka.

- Zamierzałaś tak po prostu wysiąść i mnie zostawić? - zapytała tonem rozkapryszonego dziecka.

- Tak - potwierdziłam obojętnie. - Czemu ty go tak bardzo nie lubisz? Przecież nawet go nie znasz.

Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć.

- To nie tak, że go nie lubię. Fakt, nie przemawia do mnie jego muzyka, ale ja się po prostu o ciebie martwię. Wiem jak kończą się takie znajomości.

- Ciekawe skąd - roześmiałam się głośno. - Nie martw się, umiem o siebie zadbać. Pa - odwróciłam się na pięcie i odeszłam szybko, wiedząc, że ucieka mi cenny czas.

Przez chwilę słyszałam jeszcze wołanie koleżanki uderzające w moje wyczulone zmysły, ale postanowiłam je zignorować. „Martwi się o mnie? Niby na jakiej podstawie. Nie ćpam, nie palę, nie zamierzam iść z Edem do łóżka, a to, że przesadziłam wczoraj z alkoholem. No cóż. Zdarza się i nie jest to powód, by robić mi wymówki". Nakręcając się jeszcze bardziej, dotarłam pod drzwi. Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić, przetarłam twarz zimnymi dłońmi i weszłam do środka.

- Wróciłam! - krzyknęłam najgłośniej jak mogłam.

W przedpokoju od razu pojawiła się jak zawsze uśmiechnięta Lucy.

- To bardzo dobrze, bo my z Paulem zaraz wychodzimy. Właśnie, gdzie on jest? Paul! - zawołała w stronę schodów, po czym skierowała się znów do mnie. - A ty jak się bawiłaś?

Ginger loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz