Rozdział V

474 47 6
                                    

Całe dwadzieścia minut dzielące nas od jego mieszkania zastanawiałam się co takiego Ed lubi robić. Do głowy przychodziły mi najróżniejsze pomysły, od tych najgłupszych do całkiem przerażających. Zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Przecież ja go prawie w ogóle nie znałam.
- Wysiadaj - rozkazał mi Rudy.
Spełniłam jego polecenie i znalazłam się pod dość wysoką kamienicą z gatunku tych, w których mieszkanie kosztuje fortunę. Uniosłam brwi do góry i weszłam do środka prowadzona przez Eda. Wdrapaliśmy się po schodach na najwyższe piętro. Nie bez zmęczenia zatrzymałam się przed ciężkimi czarnymi drzwiami, czekając, aż mój towarzysz znajdzie klucze. W końcu wyciągnął je z ostatniej kieszeni spodni, która została mu do sprawdzenia i weszliśmy do mieszkania. Przedpokój był utrzymany w ciemnej kolorystyce. Na szarych ścianach wisiały czarne wieszaki, a pod nimi stały dwie czarne szafki na obuwie, naprzeciwko których wisiało wielki lustro w przepięknej złoconej ramie - jedynym jasnym elemencie w tym pomieszczeniu. Ściągnęłam kurtkę i buty, które postawiłam obok niedbale rzuconych czarnych trampków Eda.
- Idziesz? - usłyszałam krzyk dochodzący z dalszej części mieszkania i poszłam w tamtym kierunku.
Z korytarza, jaśniejszego niż przedpokój, odchodziły cztery pokoje, do których prowadziły idealnie białe drzwi. Na końcu, na wprost wejścia do mieszkania było wejście do salonu. Pokój był nowoczesny i cały biały. Białe ściany, białe meble, biała sofa. Jedynymi elementami koloru były okładki płyt na regale. W dodatku panował prawie idealny porządek, zniszczony tylko przez rzuconą na podłogę zieloną bluzę, którą Ed właśnie z siebie ściągnął. Zszokowana stałam w progu, rozglądając się niepewnie.
- Wchodź. Nie bój się. Chcesz coś do picia?
- Sok, jeśli masz - odpowiedziałam i powoli ruszyłam w kierunku sofy, na którą po chwili opadłam.
- Pomarańczowy może być? - krzyk dobiegał z kuchni, która była równie zadbana co salon.
- Oczywiście - odkrzyknęłam, rozsiadając się wygodniej.
Nie tego się spodziewałam po tym rudzielcu. To nie mogła być jego robota. Tego byłam pewna.
- Trzymaj - Ed podał mi szklankę.
- Tu jest świetnie - powiedziałam do niego zauroczona miejscem.
- Wiem, dlatego tu mieszkam - odparł, siadając obok mnie.
- Tego porządku się po tobie nie spodziewałam - przyznałam szczerze.
- I dobrze, bo taki jest tylko w salonie. Poza tym nie ja o niego dbam.
- Można się tego domyślić - upiłam łyk soku. - Nie ważne. Co robimy?
- To co lubię najbardziej.
- Czyli? - oczekiwałam konkretniejszej odpowiedzi.
- Siedzimy.
- Tylko?
- Daj mi chwilę. Nie wszystko naraz. Jestem przeciętnym osobnikiem męskim, nie wymagaj ode mnie za wiele.
- Jasne. Rozumiem - wolałam zająć się moim sokiem, który swoją drogą był pyszny.
Po kilku minutach bezczynnego siedzenia Ed wyciągnął z kieszeni dżinsów iPhone'a i wybrał jakiś numer.
- Z szynką, pieczarkami, sosem pomidorowym i podwójnym serem. Tak. Dziękuję - rozłączył się i popatrzył na mnie. - Zamówiłem pizzę, jak będziesz chciała to też dostaniesz - uśmiechnął się i odłożył telefon na stolik, na którym trzymał nogi.
- Pizzę? - uniosłam brew, by pokazać zdziwienie.
- Tak, a o co chodzi? - nie rozumiał mojej reakcji.
- Przecież jedliśmy pizzę w piątek.
- I co z tego. Lubię pizzę - popatrzył na mnie jak dziecko, któremu zabiera się słodycze.
- No tak, to akurat widać gołym okiem - powiedziałam do siebie i poszłam do kuchni nalać sobie soku. Jakoś musiałam przeżyć wieczór z pizzą w roli głównej.
Gdy wróciłam do salonu, Ed schylał się przy szafce pod telewizorem i wkładał płytę do odtwarzacza DVD. Po chwili na ekranie rozpoczął się film. Rozpoznałam początek jakiejś bajki animowanej. Nie rozumiałam tego. Pizza i film animowany? Czy naprawdę to było jego ulubionym zajęciem?
- Włączyłem „Shreka". Chyba, że nie lubisz to wybiorę coś innego - spojrzał na mnie niepewnie. Nie mogłam mu się dziwić, moja mina na pewno nie okazywała zachwycenia.
- Nie, bardzo lubię „Shreka" - odpowiedziałam, siadając na sofie. Czego ja się spodziewałam? Że okaże się, że jego ulubionym zajęciem jest gra w szachy?
Popijając sok, oglądałam ulubioną bajkę mojego dzieciństwa i obserwowałam reakcje towarzysza, który co chwila wybuchał śmiechem. Wybawieniem okazał się dzwonek do drzwi.
- Otworzysz? Proszę - dzisiejszego popołudnia zachowywał się jak dziecko. Nawet jego głos brzmiał jakby miał lat cztery nie dwadzieścia cztery. Z głośnym westchnieniem wstałam z kanapy. - Portfel leży na blacie w kuchni - aż tak mi ufał?
Z marmurowego blatu zgarnęłam czarny, skórzany portfel i otworzyłam go. No tak. Nie było w nim za wiele. Idealnie starczyło na zapłatę dostawcy. Z gorącym pudełkiem w ręku wróciłam do salonu.
- Dziękuję, a mogłabyś mi jeszcze podać piwo z lodówki?
- A co ja twoją służącą jestem? - krzyknęłam, idąc w stronę kuchni.
Wzięłam zamówiony napój i przeszukałam wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś co mogłabym jeść w trakcie filmu. Na fast-foody nie miałam ochoty, ale film bez przekąski był do niczego. Przekopawszy się przez paczki czipsów, znalazłam gotowy popcorn, który przesypałam do miski, którą znalazłam w jednej z szarych szafek. Tak przygotowana usiadłam na sofie, podając Ed'owi jego piwo.
- Kochana jesteś - pocałował mnie w policzek, który momentalnie stał się cały czerwony.
Z miską popcornu na kolanach oglądałam film. Ed w okamgnieniu pochłonął całą dużą pizzę i popijał ją schłodzonym trunkiem. Jego ręka coraz bardziej się do mnie zbliżała. Czułam jak sunie po poduszce za mną, ale udawałam, że problemy uczuciowe zielonego ogra bardzo mnie pochłonęły. Nagle ramię mężczyzny objęło mnie. Poczułam się dość niezręcznie i z jeszcze większą uwagą po raz piętnasty oglądałam film. Nie wiedziałam jakie ma zamiary, które ostatecznie okazały się bardzo dziecinne. Delikatnie wsunął rękę do miski leżącej na moich skrzyżowanych nogach i zgarnął garść popcornu, śmiejąc się przy tym jak z najlepszego żartu w życiu. Byłam zażenowana jego zachowaniem i przez moment zastanawiałam się czy to na pewno on jest ode mnie starszy, a nie na odwrót. Ale prawdziwą sytuację przypomniał mi mundurek, z którego wciąż się nie przebrałam.
- Gdzie jest łazienka? - spytałam, wstając z kanapy i biorąc do ręki czarną torbę leżącą obok.
- Pierwsze drzwi na prawo - Ed przerwał wyjadanie resztek popcornu z miski i wskazał mi palcem kierunek.
Uśmiechnęłam się w oznace podziękowania za udzieloną mi informację i w kilku dużych krokach przemierzyłam salon. Delikatnie uchyliłam idealnie białe drzwi i weszłam do błękitnego wnętrza, które wypełniał lawendowy aromat. Na środku stała ogromna wanna, taka o jakiej zawsze marzyłam. Niestety zarówno w Polsce, jak i u Stuartów miałam tylko prysznic. Po prawej stronie była toaleta, obok której stały trzy białe szafki chowające zapewne kosmetyki i środki czystości. Naprzeciwko nich wisiało szerokie lustro, w którym odbijała się moja wątła postać, a pod nim stała dużych rozmiarów umywalka. Zaczęłam podejrzewać, że to nie jest mieszkanie rudzielca. Było w nim zbyt idealnie. Torbę odłożyłam obok wanny i stanęłam tyłem do wejścia. Wygrzebałam z niej czarny top oraz czerwoną koszulę w kratę i położyłam je na brzegu obiektu moich marzeń. Szybko zdjęłam granatową marynarkę i krawat, i rzuciłam niedbale na podłogę. Wzięłam się za rozpinanie guzików koszuli. Gdy już się z niej wyzwoliłam, ona również wylądowała na białych kafelkach. Schyliłam się po czarną bluzkę, lecz w tym momencie usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Tkwiłam chwilę w bezruchu, nasłuchując, ale gdy po paru sekundach nic się nie odezwało, uznałam, że się przesłyszałam. Jednak po chwili dźwięk się powtórzył. Tym razem usłyszałam wyraźne miauknięcie, dochodzące gdzieś spod szafek. Bez zastanowienia przybrałam pozycję czworonożną i zajrzałam pod meble. W tym samym momencie spod szafki wyczołgał się czarno - szary kotek. Rozprostował tylne łapki i podszedł do mnie. Usiadłam na zimnej podłodze, a kociak ocierał się o moje zgięte nogi. Wyciągnęłam do zwierzaka ręce i złapałam go. Od miesiąca brakowało mi dotyku kociego futerka, a teraz nareszcie mogłam się do niego przytulić. Maluch nie protestował, gdy tuliłam go i całowałam, a wręcz przeciwnie zaczął mruczeć. Z szerokim uśmiechem na ustach wyszłam z łazienki z kociakiem na rękach.
- Kto to jest? - spytałam, stając w progu salonu.
Mężczyzna niechętnie odwrócił głowę w moją stronę, ale gdy zobaczył kogo trzymam, od razu do mnie podbiegł.
- Graham, stary, gdzie ty byłeś? - Ed przejął ode mnie kota.
- Siedział pod szafką w łazience - udzieliłam odpowiedzi w zastępstwie Grahama.
- No tak, on lubi takie miejsca. Im ciaśniej tym lepiej, nie chłopie? - radość rudzielca trochę mnie rozbawiła. Zachowywał się tak, jakby nie widział malucha latami. Postanowiłam zostawić ich samych i wróciłam do łazienki dokończyć ubieranie.

Ginger loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz