Rozdział I

730 52 6
                                    

Wymian uczniowska w Londynie była moim marzeniem od kiedy skończyłam dziesięć lat. I teraz w liceum stało się to możliwe. Trzy długie miesiące w tym deszczowym, ale jakże pięknym mieście. Mama długo nie chciała się zgodzić, ale w końcu po wielu poważnych rozmowach w walentynki odprowadziła mnie na lotnisko.
- Tylko proszę cię córcia, zachowuj się tam porządnie i dzwoń do mnie kiedy tylko będziesz mogła – powtórzyła mi kolejny raz, a ja kolejny raz zapewniłam ją, że wszystko będzie dobrze.
Uściskałyśmy się i musiałam iść. Gdy jeszcze na chwilę odwróciłam się, zauważyłam jak mama ociera łzy z policzków i zrobiło mi się smutno, bo uświadomiłam sobie, że nie zobaczę jej przez najbliższe miesiące. Zamyślona wsiadłam do samolotu i zajęłam miejsce pod oknem obok starszej pani i wyraźnie przestraszonego młodego chłopaka. Zaraz po starcie dopadły mnie wszystkie najgorsze obawy. Co jeśli rodzina, u której będę mieszkać okaże się bardzo surowa lub niemiła? Czy w nowej szkole mnie zaakceptują? I najważniejsze, czy poradzę sobie z językiem? Niby mam szóstkę na semestr, ale co innego umieć angielski na lekcji, a co innego posługiwać się nim na co dzień. Tego właśnie bałam się najbardziej. Nie chciałam o tym myśleć, dlatego włożyłam do uszu słuchawki i próbowałam się uspokoić.
- Proszę pani! Zaraz lądujemy – obudził mnie głos kobiety siedzącej obok mnie.
- Tak? Dziękuję – zaspana uśmiechnęłam się do starszej pani.
Na Heathrow czułam się bardzo zagubiona i samotna. Ledwo przyjechałam do Londynu, a już chciało mi się płakać. Zupełnie nie wiedziałam gdzie mam iść, dlatego ruszyłam za tłumem. Gdy już miałam swoją ogromną walizkę, poszłam szukać mojej nowej rodziny, ale to oni znaleźli mnie, a dokładniej znalazł mnie mały chłopczyk na oko dziesięcioletni.
- Cześć, jestem Kevin. Bardzo się cieszę, że przyjechałaś, bo zawsze chciałem mieć starszą siostrę – mały blondyn podskakiwał jak piłeczka.
W dłoni trzymał moje zdjęcie i karteczkę z napisem „Witaj w rodzinie Stuartów”. Zrobiło mi się miło i chciałam go uściskać, ale zamiast tego chłopiec mocno złapał mnie za rękę i zaczął biec w nieznany mi tłum. Biegłam za nim uważając, żeby się nie przewrócić i nie pogubić moich bagaży. Nagle Kevin gwałtownie się zatrzymał, tak, że omal na niego nie wpadłam. Zdyszana spojrzałam przed siebie i zobaczyłam niską pulchną kobietę z bardzo szerokim uśmiechem na ustach i nie mniej uśmiechniętego wysokiego bruneta. Para od razu chwyciła mnie w ramiona. Nie wiedziałam jak mam się zachować, więc tylko czekałam aż mnie puszczą i będę mogła pozbierać swoje rzeczy, które wypadły mi z ręki. Gdy uwolnili mnie z uścisku, zaczęli do mnie mówić, ale ja z szoku niewiele rozumiałam. Dowiedziałam się tylko, że pani ma na imię Lucy, a pan Paul. Po drodze do samochodu opowiedziałam im trochę o sobie. Za to w nowiutkim Mercedesie pałeczkę przejął Kevin. Gdy po parunastu minutach wysiadłam z auta, ujrzałam przed sobą typowo angielski domek z czerwonej cegły. Byłam szczęśliwa. Czułam, że ten wyjazd będzie nie tylko spełnieniem moich marzeń, ale czeka mnie tu też coś niesamowitego. I nie myliłam się.
*
- Nina! Za pięć minut śniadanie! - obudził mnie krzyk Lucy. Otworzyłam oczy, usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Byłam tu dopiero drugi dzień i nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić. Jasne pomieszczenie było dużo większe niż mój pokój na polskim blokowisku. Na fioletowo – białych ścianach wisiały przeróżne ramki z cytatami i zdjęciami rodziny, a na samym środku stało wielkie łóżko z tysiącem poduszek. Czułam się jak jedna z bohaterek filmów, które zawsze tak uwielbiałam oglądać. Miałam tu wszystko czego kiedykolwiek chciałam, brakowało tylko mojego ukochanego czarnego kota Mozarta.
- Nina! Śniadanie – z zamyślenia wyrwał mnie Kevin, który wszedł do mojego pokoju.
Szybko założyłam na siebie mundurek, upięłam włosy i zbiegłam do jadalni.
- Jak nastrój przed pierwszym dniem w szkole? - zagadnął Paul.
- Trochę się denerwuję, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, wgryzając się w rogalika i popijając go kawą z mlekiem.
- Na pewno. Nie masz się czym martwić – Lucy uśmiechnęła się i poklepała mnie po plecach tak, że mało się nie zakrztusiłam.
- No dobra dzieciaki. Za pięć minut spotykamy się przy samochodzie – zarządził Paul.
Szybko dokończyłam śniadanie i pobiegłam na górę umyć zęby. Z pokoju wzięłam jeszcze torbę z książkami i pełna obaw czekałam przy aucie.
*
Wszystkie moje wyobrażenia dotyczące angielskiej szkoły okazały się prawdą. Na korytarzu z każdego kąta wylewał się tłum identycznie ubranych uczniów. Trochę czasu zajęło mi rozpoznanie co mam robić i w jakim kierunku iść. Z kartką w ręku znalazłam moją szafkę i włożyłam do niej wszystkie rzeczy. Większym problemem okazało się znalezienie sali od matematyki, ale i z tym sobie poradziłam. Po dzwonku razem z resztą uczniów weszłam do klasy i zajęłam miejsce w ostatniej ławce pod oknem tak, żeby nie rzucać się w oczy. Po chwili dosiadła się do mnie wysoka blondynka.
- Cześć. Ty pewnie jesteś Nina, ta z wymiany – potwierdziłam skinieniem głowy. - Ja jestem Ellie. Chętnie pomogę ci odnaleźć się w tej szkole. Oczywiście jeżeli chcesz.
- Pewnie, że chcę – byłam bardzo zadowolona, że nie będę musiała radzić sobie sama, bo nigdy nie należałam do tych najpewniejszych i najbardziej otwartych. Odetchnęłam z ulgą i na prośbę pani Brown przedstawiłam się reszcie klasy.
*
- Popatrz. To jest Daniel, Matt, David i Sean takie szkolne głupki. Tam stoi grupka popularnych: Brandon, Michael, Justin, Olivia, Jessica i Katy, do których nigdy nie należeliśmy i należeć nie będziemy, lepiej uświadom to sobie od razu – na przerwie Ellie po kolei wskazywała mi ludzi, których pierwszy raz w życiu widziałam na oczy i uczyła mnie, z którymi lepiej się nie zadawać. - Zobacz kto tam idzie, to szkolna drużyna koszykarska, najlepsze towary w szkole. Ten najwyższy to Austin, obok niego idą Max i Zayn, a ten z torbą na ramieniu to Louis. Odwróć się. W naszą stronę idzie mój chłopak, zapamiętaj MÓJ, Ashton. Cześć, przystojniaku. Co tam?

Lekko oszołomiona stałam na korytarzu i słuchałam wszystkiego co mówiła mi Ellie. I tak nie byłam w stanie tego zapamiętać, ale przynajmniej się starałam. Obserwowałam wszystkich dookoła mnie. Tak naprawdę szkolne układy towarzyskie niczym nie różniły się od tych w mojej szkole. Trzeba było to tylko ogarnąć.

Ginger loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz