Rozdział XIII

472 36 11
                                    

Mijały dni i tygodnie. Początkowo codzienne spotykanie się z Edem było dziwne,ale z czasem stało się tak oczywiste jak jedzenie czy oddychanie.Cały dzień czekałam na spędzenie z nim tych kilku godzin.Czekałam na szczere, zabawne albo całkiem bezsensowne rozmowy. Nażarty, wygłupy, spacery, wspólne jedzenie czipsów, pizzy, fryteki pierogów. Lubiłam to. Lubiłam zwyczajnie zalegać na jegokanapie, patrząc jak męczy się nad tworzeniem nowych piosenek irzuca po mieszkaniu kartkami i gitarą. Tak, lubiłam to bardziej niżcokolwiek innego i przerażała mnie myśl, że został mi już tylkomiesiąc w Londynie.

- Chciałbymcię jutro gdzieś zabrać – Ed przerwał na chwilę bazgranie pozapełnionym prawie w całości skrawku papieru i spojrzał na mnie leżącą na sofie i przerzucającą kanały w telewizji. - Ale towycieczka całodniowa – dodał, wstając z podłogi.

Popatrzyłam naniego zaciekawiona, dając odpocząć kciukowi.

- Dokądjedziemy? - spytałam.

-Niespodzianka, ale jestem pewien, że ci się spodoba – uśmiechnął się i pomaszerował do kuchni.

- Zobaczymy –powiedziałam cicho, wracając do wcześniejszego zajęcia.

Nie chciałamznać szczegółów. Niespodzianka to niespodzianka, a ja je bardzolubiłam.

Następnego ranka niecierpliwie czekałam na Eda pod domem. Punktualnie o dziewiątej podjechało czarne Audi, do którego od razu wskoczyłam.

- Cześć! -przywitałam się, dając kierowcy szybkiego całusa.

- Cześć!Gotowa?

- Na wszystko– odparłam z uśmiechem, zapinając pasy.

- To bardzo dobrze – złapałam błyszczące spojrzenie rudzielca.

Gwałtownie ruszyliśmy przed siebie. Nadzwyczaj sprawnie przemierzaliśmy londyńskie ulice. Przed oczami migały mi mijane domy, auta i osoby.Jak zawsze obserwowałam wszystko z ciekawością, zastanawiając się jednocześnie dokąd Ed mnie wywozi. „A może tak naprawdę on jest psychopatą, który w bagażniku wiezie siekierę, a ja za kilka godzin będę nieżywa opadała na dno jakiegoś zbiornika wodnego"- przemknęło mi przez myśl. Popatrzyłam na nucącego sobie cośpod nosem mężczyznę. Nie. Zdecydowanie nie wyglądał na psychopatę. Z powrotem odwróciłam się w stronę okna izauważyłam, że wyjechaliśmy z miasta. Otaczały nas już tylko pola i łąki, czyli nic co przyciągałoby moją uwagę. Włączyłam muzykę. W aucie rozbrzmiały delikatne dźwięki pianina, które odrazu rozpoznałam. Zdziwiona spojrzałam na Eda.

- Pamiętaj,że to samochód Stu – rzucił szybko, nie patrząc na mnie.

- Nie tłumacz się tak. Przecież nic ci nie zrobię, za to jakiej muzyki słuchasz.

- Nie słucham.

- No jasne.Włączasz, ale nie słuchasz. Każdy tak robi – powiedziałam ironicznie. - To, że Nina jest twoją byłą nie zmienia faktu, żejest piosenkarką i każdy może jej słuchać. Nawet ty.

- Skoro taktwierdzisz – rozłożył ręce i wziął głęboki oddech. - AndI keep saying wait just one more day – zawył przeraźliwie głośno.

Zaczęłam się śmiać, po czym dołączyłam do niego.

Śpiewaliśmy,o ile śpiewem można nazwać wycie i piszczenie, ponad dwie godziny.Zaczęliśmy od Nesbitt, a skończyliśmy oczywiście na Sheeranie.Jakże mogłoby być inaczej. Gardło miałam zdarte do bólu, ale mimo to wytrwale burczałam pod nosem drugą zwrotkę „Let it out".

- Jesteśmy namiejscu – Ed zatrzymał samochód.

Wyjrzałam przez okno. Kamienice, sklepy, auta, ludzie, hałas i tłok, czyli krajobraz każdego przeciętnego centrum miasta. Wyszłam na ulicę,a po kilku sekundach dołączył do mnie rudzielec.

Ginger loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz