Rozdział XI

381 46 5
                                    

Jak ona mogła? Co mu powiedziała? Chyba nie zupełnie wszystko, a przynajmniej nie dał po sobie poznać, że wie WSZYSTKO.

- Co dokładnie ci powiedziała? - wydusiłam przez ściśnięte gardło.

- Tak dosłownie to nic – przyznał z ociąganiem. - Ale zapytała mnie dzisiaj co robię po południu i gdy powiedziałem, że umówiłem się z tobą, stwierdziła, że lepiej, żebym uważał, bo jesteś już zajęta przez jakiegoś starszego kolesia. Dlatego domyśliłem się, że to on. Chyba, że nie miałem racji, to przepraszam.

Odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że nie mogłaby nic powiedzieć. Nie była taka.

- Miałeś rację i to ja przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale tak naprawdę nie ma o czym – wzruszyłam ramionami.

- Jasne – popatrzył na mnie z powątpiewaniem. - Wiesz, że chcę wiedzieć wszystko – zaakcentował ostatni wyraz.

Westchnęłam. Wiedziałam, że teraz mi tak łatwo nie odpuści. Dokonałam w myślach szybkiej selekcji szczegółów, które mogę mu zdradzić i odchrząknęłam.

- Nawet nie wiem od czego zacząć.

- Od początku. Interesują mnie wszystkie szczegóły – wyglądał na pewnego swoich słów.

Przez myśl przeszło mi pytanie czy jest masochistą, że chce tego słuchać, ale uznałam, że zadanie go byłoby nie na miejscu. Chwilę obserwowałam Louisa, licząc, że może jeszcze zmieni zdanie, jednak z jego wzroku odczytałam, że mam mówić. Skoro tak bardzo chciał.

- Poznałam go przypadkowo. Zgubiłam się, a on pomógł mi trafić do domu. Potem spotkaliśmy się kilka razy i dwa razy się całowaliśmy. Koniec opowieści – streściłam cały miesiąc w trzech zdaniach. Nieźle.

- Dobrze całuje? - to pytanie wytrąciło mnie z równowagi psychicznej, którą starałam się zachować.

- Słucham? - uniosłam jedną brew.

- Pytałem czy dobrze całuje – powtórzył z niezmąconym spokojem.

Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Przypomniałam sobie nasze pocałunki i na usta mimowolnie wdarł się rozmarzony uśmiech.

- Po twojej minie sądzę że dobrze – blondyn sam sobie odpowiedział, a ja nie zaprzeczyłam. - Ile ma lat?

- Dwadzieścia cztery.

- No nieźle – wyglądał na zaskoczonego. Czego on się spodziewał po określeniu „starszy koleś"? - Na pewno jest nieziemsko przystojny. Mam rację?

No tak. Pytanie z gatunku tych, na które zależnie od punktu widzenia była całkowicie inna odpowiedź. Postanowiłam jednak nie tłumaczyć mu zawiłości oceny wyglądu rudzielca i odpowiedziałam zgodnie ze swoim zdaniem.

- Niezupełnie, ale mnie się bardzo podoba – wzruszyłam ramionami.

- To najważniejsze – odparł jakby z lekkim smutkiem w głosie. - Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? - zapytał, wpatrując się w moje oczy.

Pokręciłam głową.

- A ty chciałbyś coś jeszcze wiedzieć?

- Nie. Chyba mi wystarczy – niby się uśmiechnął, ale widziałam, że nie wszystko jest w prządku.

A nie mówiłam, że był masochistą?

- Dobra, poważna rozmowa za nami. Czas na coś przyjemniejszego – próbowałam rozładować napięcie, które niewątpliwie powstało.

Podniosłam się z pufy i wyciągnęłam ręce w kierunku Louisa, żeby pomóc mu wstać. Chłopak nie miał pojęcia co zamierzam zrobić i trochę niepewnie podał mi dłonie. Gdy stał już na podłodze, podeszłam do wieży, którą zauważyłam w trakcie rozmowy z Edem i włączyłam muzykę. Z głośników poleciało „Sing" Sheerana. Z niedowierzaniem popatrzyłam na blondyna, który momentalnie się zarumienił.

Ginger loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz