Rozdział VII

427 34 1
                                    

- A ty dalej tu siedzisz?
Nie byłam pewna czy pytanie zostało skierowane do mnie, więc otworzyłam jedno oko i zobaczyłam stojącego naprzeciwko mnie Jake'a.
- Jak widać - wzruszyłam ramionami. - Gdzie Ed?
- Siedzi pijany na schodach i nie wie czy może wejść.
- Może - odparłam wspaniałomyślnie i na przemian zamykałam i otwierałam raz prawe raz lewe oko.
- To mu powiem - Jake wyszedł z kuchni, a po chwili wszedł do niej Ed.
- Wytłumaczysz mi o co się wściekłaś? - złapał się rękami za biodra, ale nie mógł w ten sposób ustać prosto, więc szybko podparł się o lodówkę, obok której siedziałam.
Wywołało to u mnie atak śmiechu pogłębiony przez alkohol płynący w moich żyłach.
- Nie - pokręciłam głową, wciąż się śmiejąc.
Mężczyzna rzucił mi pytające spojrzenie, unosząc przy tym jedną brew do góry.
- Chcę wracać do domu - zsunęłam się ze stołka co nie było dobrą decyzją, bo momentalnie straciłam równowagę.
- Teraz? - spytał, trzymając mój łokieć.
- Tak - tupnęłam nogą niczym małe dziecko.
- Nie ma takiej opcji. Nie odwiozę cię.
- Nie musisz. Daj mi telefon.
Bez słowa sprzeciwu wysunął z kieszeni iPhone'a.
- Nie twój. Mój - popukałam się w czoło i chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku hallu, gdzie wisiała moja kurtka.
Po drodze minęła mnie grupka ludzi, wśród których rozpoznałam znajomego bruneta.
- Matt! - krzyknęłam, skupiając na sobie spojrzenia.
- Co się stało? - mężczyzna podszedł do mnie.
- Piłeś?
- Tak.
- To pa - dałam mu buziaka w policzek i kontynuowałam podróż ku komórce.
Gdy przecisnęłam się przez osoby, które tak samo jak ja postanowiły zakończyć zabawę i znalazłam swoją kurtkę, wyciągnęłam z kieszeni płaski przedmiot. Trzymając go w lewej dłoni, prawą usiłowałam ściągnąć buty, które w obecnej sytuacji stały się nadzwyczaj niewygodne.
- Do kogo chcesz dzwonić? - dopiero teraz zauważyłam, że Ed cały czas mi towarzyszył.
- Jeździ tu jakiś autobus? - zignorowałam jego pytanie.
- Z tego co wiem nocny nie.
- Trudno. A taksówka?
- Nie masz pieniędzy.
- Racja. Gdzie jest toaleta?
Przerażenie w oczach rudzielca bardzo mnie rozśmieszyło. Bez słowa chwycił mnie za rękę i pociągnął wzdłuż korytarza. Otworzył brązowe drzwi i wepchnął mnie do środka.
- Może ci pomóc? - spytał, gdy stałam boso na zimnych kafelkach.
Na imprezach to przeważnie ja byłam pogotowiem ratunkowym trzymającym włosy. Pierwszy raz ktoś chciał pomagać mnie, ale mój wytrzymały organizm tego nie potrzebował.
- Dziękuję, poradzę sobie. Możesz zaczekać na zewnątrz - uśmiechnęłam się miło i dużym nakładem sił wypchnęłam go za drzwi, które zamknęłam na klucz.
Odblokowałam ekran komórki i z listy kontaktów wybrałam ELLIE. Po kilku sygnałach usłyszałam zachrypnięty, zaspany głos.
- Czego chcesz?
- Śpisz?
- Nie, skąd taki pomysł, przecież jest dopiero... czekaj... dwadzieścia po pierwszej.
- Przyjedź po mnie.
- Gdzie?!
- No tutaj. Adres wyślę ci SMS-em.
- Chyba zwariowałaś.
- Jeszcze nie, ale zwariuję, jeśli zostanę tu dłużej. No proszę cię, przyjedź - użyłam najbardziej błagalnego tonu, na jaki było mnie stać.
- Zapomniałaś, że chwilowo mój samochód nie jest sprawny?
- Zapomniałam. A nie możesz pożyczyć auta mamy?
- A co ja jej powiem, jak będę zabierać kluczyki?
- Powiesz, że jedziesz ratować swoją najlepszą koleżankę. Po prostu wymyśl coś i zabierz mnie stąd.
- Dobrze już dobrze. Wyślij mi adres - Ellie zgodziła się z ciężkim westchnieniem.
- Dziękuję, jesteś najlepsza! - krzyknęłam szczęśliwa i się rozłączyłam.
Szybko napisałam wiadomość i poprawiwszy opadające na oczy kosmyki włosów, wyszłam z łazienki.
- Wszystko w porządku? - z podłogi poderwał się zupełnie blady Ed.
- W jak najlepszym - odpowiedziałam mu z szerokim uśmiechem. - Mamy dla siebie jeszcze godzinę. Co robimy?
- Może wyjdziemy do ogrodu, bo...
- Tak, mi też tu trochę słabo - dokończyłam za niego, widząc jak rudzielec zsuwa się po ścianie.
Złapałam go za rękę, a on poprowadził mnie do tylnego wyjścia. Od progu owiał nas kojący, chłodny wiatr. Nie czułam zimna, ale odruchowo skuliłam odkryte ramiona.
- Możemy usiąść? - głos Eda był tak słaby, iż myślałam, że zaraz zemdleje i będę musiała go ratować.
- Jasne - odpowiedziałam, ściskając mocniej jego gorącą dłoń.
Przeszliśmy kamienną alejką oświetloną małymi lampkami i otoczoną przeróżnymi krzakami. Na końcu ścieżki stała drewniana ławeczka, obok której rosły róże. Gdyby nie okoliczności uznałabym, że to bardzo romantyczne miejsce, ale pijany i prawie mdlejący Ed odbierał sytuacji urok. Mężczyzna od razu opadł na ławkę, a ja usiadłam przy nim. Rozejrzałam się dookoła, jak to miałam w zwyczaju. Z tej perspektywy ogród wyglądał bardzo tajemniczo. Nieznane mi rośliny wypełniały każdy zakątek, a pojedyncze światełka uzupełniały fantastyczny nastrój. Mój towarzysz w tym czasie wykonał serię głębokich oddechów połączonych ze schylaniem głowy do kolan i prostowaniem się. Gdy po kilku minutach jego samopoczucie minimalnie się poprawiło, usiadł normalnie i przetarł czoło wierzchem dłoni. Myślałam, że kto jak kto, ale on potrafi radzić sobie z negatywnym wpływem alkoholu, a tymczasem to ja trzymałam się lepiej, mimo że moje policzki i uszy cały czas płonęły, a kolejne fale gorąca bez przerwy do nich napływały. W mojej głowie natomiast kłębiło się tysiąc myśli naraz i czułam, że zaraz oszaleję. Wstałam z ławki, nie mogąc usiedzieć na miejscu i zaczęłam dreptać po wilgotnej trawie. Przez następne dwadzieścia minut nie odezwaliśmy się do siebie nawet słowem. Ed wydawał z siebie tylko bolesne westchnienia, a ja, spacerując, przeglądałam posty i zdjęcia na Facebooku, Twitterze, Instagramie i Snapchacie. W życiu moich przyjaciół z Polski tyle się działo, podczas gdy ja spędzałam piątkowy wieczór na najnudniejszej imprezie w moim życiu i nawet nie miałam ochoty się tym chwalić.
- Masz dziewczynę, prawda? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
Może jego związek nie był najlepszym tematem, ale musiałam po prostu przerwać panującą między nami ciszę.
- Skąd wiesz? - zadał pytanie jakby spadł z księżyca.
- Śledzę cię na każdym możliwym portalu. Ciężko nie zauważyć.
- No tak - westchnął ciężko.
- Gdzie ona jest? - na trzeźwo pewnie nie zadawałabym pytań tego typu.
- Kto?
- Nie rób z siebie idioty większego niż jesteś. Odpowiedz.
- Wyjechała.
- Dokąd?
- Do Stanów. Konkretnie na staż do Nowego Jorku.
- Kiedy wraca?
- Jeśli nie przedłużą jej kontraktu to na początku czerwca.
- A jeśli przedłużą? - rzucałam pytaniami jak policjant na przesłuchaniu, ale Ed nie protestował.
- Wtedy albo tam zostanie, albo wróci stęskniona. Tego jeszcze nie wiem.
Zdziwiło mnie z jaką łatwością przychodzi mi słuchanie o tym, a jemu mówienie. Sama nie wiedziałam dlaczego to tak bardzo mnie interesuje, ale brnęłam dalej w coraz trudniejsze pytania.
- Kochasz ją?
Ciszę jaka zapanowała psuła tylko niewyraźna muzyka dobiegająca z wnętrza domu.
- Ja... Nie wiem co mam ci powiedzieć - wyjąkał po dłuższej chwili.
- Najlepiej prawdę - wzruszyłam ramionami, nie przestając krążyć po trawie.
Ed westchnął głośno i w oznace zdenerwowania drapał się prawą ręką po czole.
- Prawda jest taka, że ostatnio nam się nie układa. Cały czas się kłócimy, nawet gdy dzwoni. Coraz częściej zastanawiam się czy to ma sens - moje koncerty, jej praca.
- Z Niną też tak było?
- Rozmawiała z tobą, wiedziałem - powiedział jakby do siebie.
- Spokojnie, była zbyt pijana, bym cokolwiek zrozumiała. Zatem?
- Podobnie, ale wtedy byłem inny, młodszy i głupszy.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co? - w jego głosie dało się wyczuć nutę zmęczenia tymi pytaniami.
- Dlaczego mnie pocałowałeś?
Już drugi raz w ciągu kilku minut zapanowała niezręczna cisza spowodowana moim pytaniem. Chyba mam do tego talent.
- Bo wypiłaś sok, który będzie mi potrzebny rano - próbował się zaśmiać, ale mu nie wyszło.
- Nie żartuj. Pytam serio.
- A ja ci serio odpowiadam.
Zatrzymałam się, stając naprzeciwko Eda.
- Masz dziewczynę, a pod jej nieobecność całujesz inną. Czy to w porządku?
- Życie nie jest w porządku.
Przewróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej, przenosząc jednocześnie ciężar ciała na lewą nogę.
- Wciąż nie odpowiedziałeś na pytanie.
- A po co chcesz wiedzieć? Nie podobało ci się? - wstał z ławki, przez co znalazł się bardzo blisko mnie.
- Podobało, ale...
- No właśnie - szepnął mi do ucha i położył palec na ustach.
Jego twarz przysuwała się do mojej coraz bardziej. Uczucia ogarniające mnie w tej chwili nie były zmieszane. One były zmiksowane. Chwilę wcześniej mówił mi o swojej dziewczynie, a teraz miałam się z nim całować? Nie wiem jak u niego, ale w moim świecie to nie było fair. Odsunęłam się od mężczyzny, czując jak moje serce zaczyna niebezpiecznie przyspieszać. Telefon, który cały czas trzymałam w dłoni, zaczął wibrować. Ellie nawet nie wiedziała, jak byłam jej wdzięczna, że ratuje mnie z tej dziwnej sytuacji.
- Muszę iść - z ulgą pomachałam komórką przed twarzą Eda i odwróciłam się, kierując kroki w stronę domu.
- Odprowadzę cię - usłyszałam za plecami głos rudzielca.
- Nie musisz. Trafię - krzyknęłam, nie patrząc nie niego.
Szybko przecisnęłam się przez wypełnione ludźmi wnętrza domu i weszłam do hallu. Na nogi wsunęłam buty, a na ramiona niedbale zarzuciłam kurtkę. Planowałam po prostu wyjść, nie mówiąc nic nikomu, bo zresztą po co, ale Ed mnie dogonił i złapał za rękę.
- Chyba jednak muszę cię odprowadzić - po ustach przemknął mu uśmiech zwycięstwa. - Zostawiłaś w moim aucie torbę.
Rzeczywiście. Nie sądziłam, że będzie mi potrzebna i położyłam ją na skórzanym siedzeniu.
- Daj mi kluczyki - wyciągnęłam rękę w stronę mężczyzny.
- Po co?
- Na zewnątrz jest moja koleżanka i jeśli cię zobaczy, zacznie zadawać pytania.
- Mało mnie to obchodzi - wzruszył ramionami i złapał klamkę, którą otworzył drzwi.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale Ed jednym ruchem wypchnął mnie na dwór i zatrzasnął za sobą wejście do domu. Bez słowa szłam za nim, rozglądając się w poszukiwaniu blondynki i jej samochodu. Nagle rozległo się trąbienie. Kilkanaście metrów przede mną stała czerwona Toyota, w której Ellie energicznie do mnie machała. Wzięłam od Eda torbę, którą właśnie wyciągnął z wnętrza czarnego pojazdu i dałam mu buziaka na pożegnanie. Najszybciej jak mogłam pokonałam dystans dzielący mnie od koleżanki i wsiadłam do auta.
- Dziękuję, że mnie stąd zabierasz - powiedziałam na powitanie i cmoknęłam ją w policzek.
Ellie nie poruszyła się nawet w najmniejszym stopniu. Wpatrywała się w jeden punkt znajdujący się za przednią szybą.
- Coś się stało? - spytałam z niepokojem, mierząc ją wzrokiem.
Rozczochrane włosy i szare spodnie od piżamy świadczyły o tym, że została wyrwana ze snu. Dłonie miała mocno zaciśnięte na kierownicy, a oddech prawie całkowicie ustał. Nie uzyskawszy odpowiedzi, podążyłam wzrokiem za jej nieruchomymi oczami, które zatrzymały się na siedzącym na masce samochodu Edzie. Był skulony i wyglądał co najmniej żałośnie. Westchnęłam głośno, opierając głowę o zagłówek. Ellie, nie odrywając wzroku od rudzielca, szturchnęła mnie łokciem i zapytała
- To naprawdę on czy to wszystko mi się śni?
Jej głos był cichy i bynajmniej nie wyrażał zachwytu, szczęścia czy jakiejkolwiek odmiany ekscytacji. Zdziwiło mnie to trochę, zważywszy na reakcję jej organizmu, ale uznałam to za mało ważny element i obojętnie odpowiedziałam.
- Tak, to Ed Sheeran. Możemy już jechać? Źle się czuję.
Dopiero teraz poczułam ból żołądka połączony z mdłościami i ogarniającą mnie coraz bardziej senność.
- On na pewno czuje się gorzej, ale fakt, wyglądasz okropnie.
Ellie, mówiąc to ruszyła gwałtownie, a ja poleciałam do przodu, co tylko pogorszyło moje samopoczucie. Stwierdziłam, że jeśli cała droga ma tak wyglądać, to bezpieczniej będzie zapiąć pasy i tak też zrobiłam. Kilkanaście minut jechałyśmy w całkowitej ciszy, ale gdy tylko blondynka wyszła z pierwszej fazy szoku, zaczęła rozmowę, której tak bardzo chciałam uniknąć.
- Na żywo jest jeszcze brzydszy niż na zdjęciach - stwierdziła z grymasem na twarzy.
Gwałtownie obróciłam głowę w jej stronę, otwierając usta, by coś powiedzieć, ale Ellie nie dała mi dojść do słowa.
- Czy możesz mi wytłumaczyć to co zobaczyłam?
Dlaczego dzisiaj wszyscy chcieli, żebym im coś tłumaczyła? Pokręciłam głową, podpierając się pięścią.
- Nie dzisiaj to jutro. I tak mi wszystko opowiesz, bo ja nie jestem w stanie tego zrozumieć - podniosła ton głosu.
Dziwiło mnie jej zachowanie, więc walcząc z opadającymi powiekami, postanowiłam zejść na bezpieczniejszy temat.
- Co w końcu powiedziałaś mamie? - zapytałam cicho.
- Nic i lepiej, żeby się nie dowiedziała. O siódmej wychodzi do pracy, więc jeśli będziemy cicho nie zorientuje się, że u mnie jesteś.
- Będziemy, obiecuję - szepnęłam ostatkami sił, czując narastający ból każdej części ciała.
*
I wanna be drunk when I wake up
On the right side of the wrong bed
Nad uchem usłyszałam doskonale mi znany tekst piosenki. Wydałam z siebie jęk niezadowolenia, zakrywając sobie uszy rękami i naciągając na głowę czerwony koc. Jednak uporczywe dźwięki przebijały się przez pluszowy materiał oraz szczeliny palców i drażniły moją obolałą głowę. Niechętnie otworzyłam oczy. Nade mną stała Ellie z moim telefonem w dłoni.
- Ta piosenka chyba idealnie pasuje do twojego stanu. Główka boli? Ciekawe dlaczego - powiedziała ironicznie, trochę zbyt głośno.
- Daj mi spokój - odpowiedziałam szeptem, leniwie siadając na miękkim materacu ogromnego łóżka.
Blondynka pokręciła głową i przewróciła oczami, rzucając mi na kolana komórkę. Jednym palcem wyłączyłam wciąż grającą muzykę.
- Wyłączasz? Myślałam, że go uwielbiasz. Wspólne spotkania, impreza, ponad setka jego piosenek na telefonie.
- Która godzina? - zapytałam, ignorując jej uszczypliwą uwagę i opadając bezwładnie na prześcieradło.
- Przecież przed chwilą sprawdziłaś.
Uniosłam ręce w bezradnym geście i czekałam na odpowiedź, wpatrując się w twarz Ellie, która spojrzała na tarczę czerwonego zegarka zapiętego na jej lewym nadgarstku.
- Jest... pięć po dziesiątej - usłyszałam wysoki ton głosu.
Jak oparzona zerwałam się z łóżka i zgarnęłam z podłogi sukienkę leżącą pod moimi stopami. Pulsujący ból głowy nie dawał o sobie zapomnieć, ale nie mogłam zwieść Lucy i Paula, dlatego w jednej chwili stałam w łazience, obmywając rozpaloną twarz zimną wodą. Jedną ręką chwyciłam zielony ręcznik i wytarłam mokrą buzię, podnosząc wzrok, który zatrzymał się na żałosnym odbiciu w lustrze. Przekrwione, podkrążone i rozmazane oczy otaczały rozczochrane i odstające we wszystkie strony włosy. Z ramion zwisała rozciągnięta koszulka ze śladami po dawnym nadruku. Skrzywiłam się, widząc to i związałam włosy w coś co miało przypominać kitkę. Zrzuciłam z siebie legginsy i T-shirt, i ubrałam wczorajszą sukienkę. W dalszym ciągu wyglądałam źle, ale już nie tragicznie. Szybko starłam jeszcze z policzka resztki rozmazanego tuszu i wróciłam do pokoju.
- Idę - powiedziałam do zakładającej czarne dżinsy Ellie.
- Poczekaj chwilę, odprowadzę cię - odpowiedziała zapinając guziki.
- Ale ja muszę JUŻ iść - wzrokiem szukałam swojej torby.
- A ja nie wypuszczę cię w tym stanie samej z domu. Daj mi moment i idziemy.
Westchnęłam i przeszłam przez cały pokój, by wziąć torbę leżącą po drugiej stronie łóżka.
- Gotowa! - krzyknęła blondynka po pięciu minutach i wyszłyśmy z domu.
Ostre promienie słońca niespotykane często w tym mieście irytowały moje oczy. Akurat dzisiaj byłabym wdzięczna pogodzie za odrobinę wyrozumiałości i zasłonięcie nieba chmurami, ale jak na złość nie było nawet najmniejszego obłoczka. Na szczęście dom Ellie był blisko przystanku, na którym nie musiałyśmy nawet długo czekać. Po dwóch minutach zajęłyśmy miejsca w czerwonym autobusie. Zapatrzyłam się w okno, obserwując znudzonych wycieczką uczniów jednej ze szkół. Mierzyłam właśnie wzrokiem wyraźnie smutną i samotną dziewczynę idącą na końcu grupy, gdy koleżanka mocno mnie szturchnęła.
- Wczoraj nie byłaś w stanie ze mną rozmawiać, ale ja już dłużej nie wytrzymam.
Popatrzyłam na nią nieobecnym wzrokiem, udając, że nie wiem o czym mówi, ale Ellie nawet na moment nie przerwała swojej wypowiedzi.
- Nie będę ci kazała opowiadać o tym jak się poznaliście i co robicie jak jesteście sami, bo w tej chwili mnie to nie interesuje, chociaż ogólnie to na pewno bardzo ciekawe. Mam tylko jedno pytanie. Naprawdę jesteś taka głupia czy tylko udajesz?

Ginger loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz