- Boże już miałam po ciebie dzwonić - w progu przywitała mnie Aria. - Gdzieś Ty była?
- Znalazłam drogę do miasta i tam poszłam - ściągnęłam z siebie mokry top. - I zaczepił mnie jakiś psychol - weszłam do łazienki po ręcznik do włosów
- Słucham?! - Aria pobiegła za mną. - Jaki psychol?
- Zapytał mnie czy się zgubiłam - wyjaśniam. - Dziwny był, ale oczy miał ładne
- A jakby cię zgwałcił, albo mordował to też byś się zachwycała jego oczami? - skrzyżowała ręce na piersiach.
- I mówisz to ty, Aria żyje bez konsekwencji Schmit - prychnęłam.
- To nie oznacza, że nie mam rozumu, Anders - przewróciła oczami. - Ty spotkałaś psychola, za to ja wiem, kto jest właścicielem tego twojego tajemniczego auta
- NIE GADAJ, KTO TO?! - krzyknęłam.
- Boże nie podniecaj się tak, jak ja gdy zobaczę przecenę na ciuchy - prychnęła. - Jest to bardzo przystojny, wysoki, dobrze zbudowany... blondyn. Jest tu z przyjacielem, ale on gdzieś zniknął
- Może chociaż on będzie brunetem - teraz ja przewróciłam oczami. - Imion nie znasz?
- Blondyn to Blake, a ten przyjaciel co zaginął w akcji to Logan - odpowiedziała. - Przyjechali tu na bliżej nieokreślony czas, już rok są na studiach, ale każdy na innych kierunkach - i co najważniejsze - są singlami.
- Chryste, nie było mnie z godzinę, a ty już wywiad środowiskowy przeprowadziłaś - pokręciłam głową śmiejąc się.
- No wiesz, uroki bycia piękną brunetką - puściła mi oczko. - A ty jesteś piękną wroną - nawiązała do kolorów moich włosów. - Więc lepiej zepnij dupe i wykorzystaj to, że mamy takich ładnych sąsiadów - spoważniała.
- Widziałaś tylko jednego - uniosłam brew.
- Takie ciacha jak Blake mają też ładnych kumpli, więc wiesz, Logan na ciebie czeka - puściła mi oczko i wyszła z łazienki.
Uwielbiam tą kobietę.
----><----
- A ty znowu oglądasz ,,𝑃𝑟𝑧𝑦𝑗𝑎𝑐𝑖𝑜𝑙"? - weszłam do salonu, gdzie Aria siedziała na kanapie opychając się chrupkami.
- No oczywiście - odpowiedziała. - Oni nigdy mi się nie znudzą
- Pomimo, że znasz już odcinki na pamięć - dodałam.
- Tak samo jak ty tego swojego ,,Domu z papieru"
- Idę na zewnątrz. Idziesz ze mną? - zmieniłam temat.
Brunetka spojrzała na mnie krzywo.
- Teraz? - wzięła telefon. - O dwudziestej trzeciej?
- Tylko przed dom, po dzisiejszych ekscesach na mieście nie zamierzam tam iść - wzdrygnęłam się. - Tym bardziej lasem
- Ja zostaję, Ross z Benem zaraz wkręcą Rachel - Schmit skierowała swój wzrok z powrotem na telewizor.
Przytaknęłam, chociaż i tak nie mogła tego zobaczyć. Sięgnęłam z krzesła swoją czerwoną, rozpinaną bluzę i wyszłam na dwór. Wieczór był przyjemny, było ciepło, a odgłosy zwierząt tylko nadawały lepszy nastrój. Idealny wieczór na randkę.
Pamiętam swoją pierwszą - z Dylanem. O mój boże jak ja byłam w nim zakochana. Wysoki szatyn, z Włoch, rok starszy ode mnie, jeździł na motorze... był miły, troskliwy, spontaniczny.... i toksyczny. Toksyczny w cholerę. Nawet nie wiem, w której chwili owinął sobie mnie wokół palca. I tak trwałam rok. Mama i Aria, a nawet brat Ari - Chase, mówili mi, że ma na mnie zły wpływ, ale to przecież ja lepiej wiedziałam, 𝑏𝑜 𝑔𝑜 𝑧𝑛𝑎𝑙𝑎𝑚. Gdy dowiedziałam się, że moja choroba się nasiliła, wtedy coś drgnęło. Gdy więcej czasu zaczęłam poświęcać swojemu zdrowiu, zdałam sobie sprawę, że mieli rację. Dylan najpierw wydzwaniał do mnie kilka razy dziennie, a gdy nie odbierałam nachodził mnie. 𝑊𝑠𝑧𝑒̨𝑑𝑧𝑖𝑒. W szkole, domu czy nawet na ulicy. Fakt, może trochę go zaniedbałam, bo wcześniej spotykaliśmy się codziennie, a potem już tylko ze trzy razy w tygodniu i ogólnie trochę się wtedy od wszystkich odcięłam, ale musiał zrozumieć. 𝑃𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑜𝑤𝑎𝑙𝑎𝑚 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑢.
Czyli czegoś, czego nigdy nie dostanę. Aż w końcu powiedziałam dość. Spotkałam się z nim i powiedziałam, że to koniec. Liczyłam na wielką awanturę, ale zamiast tego on powiedział tylko ,,I tak zamierzałem to zrobić" i odszedł. Tak po prostu Nigdy więcej nie napisał, nie zadzwonił i nie nachodził mnie.
Zniknął.
Zupełnie jak mój ojciec.Usiadłam na piasku i wpatrywałam się w wodę.
𝑍𝑢𝑝𝑒𝑙𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑚𝑜́𝑗 𝑜𝑗𝑐𝑖𝑒𝑐.
Doskonale pamiętam dzień kiedy ostatni raz go zobaczyłam. Szósty października. Pieprzony szósty października. Pojechał do pracy, jak zawsze. Pocałował mnie i mamę na do widzenia i wyszedł. Tyle, że już nigdy nie wrócił. Wyszedł jakby nigdy nic i nas zostawił. Na początku myślałyśmy, że był jakiś wypadek - lub umarł w pracy, gdy gasił jakiś pożar. Ale gdy nikt nie potwierdził naszej teorii zaczęłyśmy się porządnie martwić. Weszłyśmy do garderoby, gdzie miał swoje rzeczy, ale problem był taki, że ich nie było. Jego półki zostały wyczyszczone, a na łóżku mamy leżała karka z jednym słowem.Przepraszam.
Najpierw myślałam, że to przeze mnie. Miałam tylko dziesięć lat gdy to się stało. Ale teraz - dziewięć lat później, już rozumiem. Bał się życia z chorym dzieckiem, które nie dożyje nawet trzydziestki, ale to dalej go nie usprawiedliwia. Do dziś nie dał znaku życia, nie żeby mi zależało.
- Wszystko okej? - męski głos wybudził mnie z letargu. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą wysokiego blondyna, który palił. Chyba blondyna. Czyżby był to słynny Blake?
- Tak, tak - wstałam. - Skąd to pytanie?
- Może dlatego, że jest prawie północ, a ty siedzisz sama nad wodą - zaciągnął się papierosem.
- Mówi to gość, który o północy pali - prychnęłam.
- Czymś trzeba karmić raka - wypuścił dym z ust. - Blake - wystawił dłoń. A więc miałam rację.
- Mira - uścisnęłam ją.
- Przyjaciółka Ari? - uniósł brew.
- We własnej osobie - uśmiechnęłam się. Aria miała rację, był dobrze zbudowany i przystojny. Ale wzrost wziął chyba od żyrafy. - Mam rację, czy jak rozdawali zdrowie to ty stałeś w kolejce po wzrost?
- Ha ha bardzo śmieszne - powiedział. - Nie widziałaś jeszcze mojego kumpla
- I chyba nie chcę - zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie. - Pa Blake - rzuciłam.
- Pa Mira - odpowiedział
CZYTASZ
𝑵𝒂𝒔𝒛𝒆 𝒐𝒔𝒕𝒂𝒕𝒏𝒊𝒆 𝒘𝒂𝒌𝒂𝒄𝒋𝒆 [zakończone]
Fiksi RemajaMira za namową przyjaciółki wyjeżdża z nią na wakacje. Jednak nie zdaje sobie sprawy, że te wakacje będą jej ostatnimi. Lecz może towarzystwo pewnych przyjaciół odmieni jej los? ------ #6 ,,wakacje" - 24.09.2022r. #5 ,,wakacje" - 13.10.2022r.