X

2.1K 208 35
                                    

I kolejny dla was,

Pozostawcie coś po sobie!

Zayn chodził w skowronkach i szatyn to doskonale widział, z dnia na dzień uśmiechał się coraz częściej, a jego zapach powoli mieszał się z tym silnym alfy.

Oznaczanie swojego partnera było czymś ważnym w watasze. To była informacja dla innych samców, żeby nawet nie próbowali się zbliżyć do ich omegi.

- Czyżby Liam wpadł kompletnie po uszy? - Louis dokuczał swojemu przyjacielowi - Śmierdzisz nim na kilometr.

- Jakbyś się tego nie spodziewał - położył stos papierów na biurku Tomlinsona - Ty za to mocniej śmierdzisz Harrym, nie tylko u mnie coś się dzieje.

- W końcu jest moim narzeczonym - odbił piłeczkę - W pierwszy dzień lata ogłaszamy zaręczyny, musi wszystko wyglądać idealnie.

- Nie udawaj takiego ważniaka przy mnie, bo ci to nie wychodzi - pstryknął go palcem w czoło - To już nie jest przymus, prawda? Poczuliście coś do siebie.

- Nie do końca. Za głową jest starszyzna, ale Harry ma coś w sobie - odpuścił, dość niechętnie - Dba o Glenn, jest inteligentny, ma podobne myślenie jak ja.

- Znowu mówisz od rzeczy, właściwie... Słodkie czerwone policzki kolego - uszczypnął wymienioną skórę ze śmiechem - Ktoś tu się zadurzył.

- Mam przypomnieć, jak śliniłeś się na widok Liama? I wzdychałeś w jego kierunku? - uniósł brew - Bo to było całkiem niedawno.

Zayn cmoknął na ciągłą walkę ze strony Tomlinsona, jednak za dobrze wiedział swoje. Alfa zsunął jego dłoń ze swojego ciała, na co się lekko zaśmiał.

- Jeśli skończyłeś swoje zadania, to masz już dziś wolne - rzucił Louis - Możesz wrócić do domu czy co tam masz zaplanowane - machnął dłonią, wyraźnie chcąc się pozbyć przyjaciela.

- Małemu wolnemu nigdy nie powiem nie - szatyn doskonale wiedział, jak odsunąć od siebie omegę.

- Leć, póki się jeszcze nie rozmyśliłem - zastrzegł od razu, obserwując jego ruchy.

Louis zaraz został w gabinecie sam i mógł się skupić na swojej pracy, a nie docinkach Zayna, przecież sam wiedział na czym stoi jego relacja z Harrym, jednak nie chciał zapeszać mówiąc o tym głośno. Nie spodziewał się, że skupienie się będzie tym razem tak ciężkie. Czytał jeden dokument po kilka razy, nie mogąc wyciągnąć z nich wniosków czy rozwiązań problemów osób z watahy.

Potrzebował otworzyć sobie okno, wziąć kilka głębokich wdechów. Dopiero w momencie, kiedy jego alfa się uspokoił, a jego myśli nie błądziły, ponownie usiadł za biurkiem.

Wtedy spokojnie wziął się za dokumenty, musiał chociaż część z nich zrobić, żeby każdy dostał pomoc w odpowiednim czasie.

- Harry koniecznie musi zostać szybko oficjalnie Luną - potarł swoją twarz dłońmi i wypuścił oddech.

Powinien zacząć przyuczać omegę do nowych obowiązków. Nic nie stało im na przeszkodzie, kiedy mieliby łóżeczko z Glenn niedaleko siebie.

Chociaż, czy nie lepiej zajęłaby się tym jego matka? W końcu ona była Luną i najlepiej znała jej obowiązki, on sam bardziej spoglądał na wszystko swoim wyćwiczonym alfim wzrokiem.

Nie wiedział jaka może być reakcja w takiej sytuacji, między Harrym, a jego matką. On to tak naprawdę się martwił, jednak powinien wziąć to pod uwagę i dać temu szansę.

A może Luna z sąsiedniego stada mogłaby pomóc, patrząc jak mieli dobre relacje, a nie to co rodzina Tomlinson-Styles.

Musiał się dobrze zastanowić w tym temacie, ponieważ nie chciał krzywdy czy smutku bruneta.

The Pack//larry/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz