LXXIX

154 14 18
                                    

   Luna Skamander

   Siedzimy wszyscy przy stole w domu mojego wujostwa, popijając herbatkę, a ciocia Queenie wypytuje mnie o wszystko co związane z moimi mocami.

   - Czyli rozumiesz zwierzęta. Ale że tak wszystkie wszystkie? - kiwnęłam głową na potwierdzenie jej słów. - Niesamowite... Co jeszcze potrafisz?

   Spojrzałam się po wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Nikt do tej pory, prócz Dumbledore'a nie wiedział o moich zdolnościach. Nie umiem ich jakoś dobrze kontrolować i nie chciałam niepokoić moich znajomych.

   Ciocia przyjrzała mi się uważnie, a ja spuściłam głowę.

   - Skarbeńku, jak nie chcesz to nie mów - uśmiechnęła się pokrzepiająco.

   Ponownie uniosłam wzrok i widząc zatroskane, ale i pełne ciekawości twarze wszystkich zgromadzonym, do mojej głowy wleciały wszystkie wspomnienia. Te dziwne wizje, gdy wokół ciał moich rodziców rozpływała się dziwna mgła i to samo światło, kiedy byłam u rannego Remusa w Skrzydle Szpitalnym. Uleczenie zranionego skrzydełka Mel. Chwila, gdy dyrektor wytłumaczył mi moją niezwykłą umiejętność. Oraz sytuacja z Nocy Duchów i chochliki, które były mi całkowicie posłuszne.

   Z rozmyślań wyrwał mnie głos cioci.

   - Oh... - wykrztusiła zdumiona. - To niezwykłe kochanieńka.

   - O czym pani mówi? - spytał zdezorientowany Syriusz.

   - Queenie potrafi czytać w myślach - odparła Dorcas.

   - N-naprawdę - zająkał się Peter.

   - Tak - powiedziała spokojnie kobieta. - I proszę, mówcie mi po prostu Queenie.

   Uśmiechnęła się miło, co chłopcy odwzajemnili.

   - Nie powiedziałaś im nic. Prawda? - zapytała, patrząc na mnie.

   Spuściłam głowę. Ma rację. Ale nie zrobiłam tego, bo się bałam. Dalej się boję, że ich tym wystraszę, że mnie zostawią. 

   Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. 

   - W takim razie, mogę? - spytała, a ja delikatnie kiwnęłam głową na zgodę. - Wasza przyjaciółka ma dar uzdrawiania i potrafi wywierać wpływ na zwierzęta. Są jej posłuszne.

   Cisza. Nikt się nie odzywa. Boję się spojrzeć im w oczy.

   Pierwszy odezwał się Black.

   - To... To niesamowite! - wykrzyknął po chwili, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. - A mogłabyś skłonić akromantule, żeby przyszły do zamku i zjadły Ślizgonów? Albo Druzgotki? Albo...

   -Black! Dość! - przerwała mu Lily, patrząc na niego groźnie. - Czemu nam nie powiedziałaś wcześniej?

   Jej głos jest bardzo łagodny, a wzrok zatroskany.

   - Bała się - odpowiedziała za mnie ciocia. - Bała się, że was tym wystraszy, że przestaniecie ją lubić i znów zostanie sama.

   - Oh... - westchnęli wszyscy.

   - Ty głupolu - powiedziała Dorcas i już po chwili tkwiłam w szczelnym uścisku jej i Evans.

   Nie minęło dużo czasu, a dołączyli do nas również chłopaki.

   - Przytulanko! -  krzyknął James.

   - Misiak! - w tym samym czasie wykrzyknął Syriusz.

   Tkwiliśmy tak przez kilka minut, a mi się łzy zebrały w oczach. Czym sobie na nich zasłużyłam? Są tacy wspaniali. Troskliwi. Opiekuńczy. Kochani. Zabawni. Mogłabym tak wymieniać godzinami. 

Tajemnica KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz