Blitzø
Nie miałem na nic siły.
„Wszystko poszło nie tak jak powinno"
„Nie chciałem go widzieć"
„Zjebałem po całości"
Te słowa przewijały się w moich myślach non stop odkąd wróciłem z tego całego „Ozzie's". Nie mogłem odgonić od siebie jebanych złych myśli, które wciąż zaprzątały mi głowę. W tamtym momencie chciałem, żeby cały ten świat rozjebał się na miliard kawałków, albo najlepiej, abym się z niego wymazał. To w końcu przeze mnie wszyscy są nieszczęśliwi. Sama moja obecność sprowadza na każdego pecha. Mam dość niszczenia innym tego, co dla nich cenne. Chcę po prostu zniknąć. Odejść.- Czemu zachciało mi się ich śledzić? Gdyby nie to, nie zobaczyłbym fałszywego ryja tego pierdolonego robo-klauna i... Nie skrzywdziłbym Stolasa... - czemu ja w ogóle zawracam sobie nim głowę? Zawsze miałem gdzieś, czy moje słowa bądź czyny kogos urażą. Heh, czyżby za dużo czasu spędziłem z moim Księciem, że zaczynam zachowywać się jak on? Czy może zwyczajnie mi na nim zależy, a ja jak dureń próbuję na siłę odciągnąć tę myśl od siebie?
Zawsze naprawdę lubiłem Stolasa, choć był czasem ostro oderwany od rzeczywistości. Jako dziecko lubiłem się z nim bawić, między innymi w piratów lub zwyczajne ganianie się po korytarzach bogato zdobionego, cudownego pałacu. Był inny niż moja rodzina i pozostali ludzie, których poznałem za dzieciaka. Przy naszych rozmowach miał sporą tendencję do powiedzenia mi czegoś miłego, komplementowania mnie. Zgadzał się ze wszystkim co powiedziałem, nawet jeśli nie miałem co do tego racji. Ogółem traktował mnie jak swojego brata, przez co był on moim pierwszym prawdziwym i zarazem najlepszym przyjacielem. Przyznaję z ręką na sercu, na początku naszej znajomości, zależało mi tylko na tym, by zadowolić mojego ojca, kradzieżą przeróżnych drogo wyglądających rzeczy z pałacu Stolasa, jednak gdy dowiedziałem się, że pieniądze, które pozyskiwał mój ojciec posługując się mną, wcale nie trafiały na leczenie mamy, lecz na jego psychiczne i zbędne zachcianki, przestałem to robić. Na szczęście, wyszło mi to na dobre. Po tym, dostrzegłem w Księciu coś, czego brakuje każdemu kogo dotąd znałem, dobroci i wyrozumiałości. Tak w zasadzie, to znałem kogoś, kto również posiadał te niespotykane cechy. Moją mamę. Mimo iż mieszkała w Piekle, była kobietą o anielskim sercu. Wspierająca, kochająca mnie ponad wszystko.
Od najmłodszych lat zdawałem sobie sprawę, że w mojej rodzinie na przyjemności i pochwały trzeba było zwyczajnie zasłużyć. Na codzień, nie okazywali mi ani krzty czułości. Wszyscy poza nią. Niestety, ci dobrzy zawsze obrywają najbardziej. Rivell, bo tak miała na imię moja matka, została postrzelona Bronią Anielską, która potrafiła zabić demona, a rany po niej goją się latami. Leżała w szpitalu ponad 2 lata, jednak badania, które próbowali wykonywać lekarze, były bardzo kosztowne. Nadal nie wiem, przez kogo musiałem przechodzić ten koszmar, ale jeśli kiedykolwiek znajdę tę osobę to przysięgam, a Szatan mi światkiem, z zimną krwią pozbędę się jej i wszystkiego, co posiada.
CZYTASZ
In the Stars ||stolitz||
FanfictionOn, który nie wierzył, ze kiedykolwiek będzie wstanie pokochać. On, który kochał nad życie, ale wątpił w prawdziwość swojego uczucia. Oni, którzy w końcu dostrzegli, czym jest prawdziwa miłość i oddanie. On, który to zapoczątkował i on, który zakoń...