BlitzøNawet nie umiem wyrazić ulgi, którą poczułem po rozmowie z Fizzem. Był to dla mnie ogromny kamień z serca, lecz także olbrzymi wstrząs emocjonalny. Nie przeszło mi nigdy przez myśl, że właśnie w taki sposób miała się ta sytuacja z jego strony. Mimo wszystko, byłem na siebie wkurwiony przez fakt, że nigdy nie dałem sobie wmówić, że było inaczej. Miałem zbyt dużą urazę do wszystkich ludzi poznanych w dzieciństwie.
Rozmyślałem dosłownie o wszystkim i o niczym, dopóki nie znalazłem się przy wejściu do siedziby I.M.P. Niechętnie wdrapałem się po schodach prowadzących do wynajmowanego przez nas pomieszczenia. Gdy otworzyłem główne drzwi, moim oczom ukazało się moje ulubione duo M&M, które rozmawiało o czymś ewidentnie zabawnym. Mi niestety do śmiechu nie było. Pierwsza zauważyła to Millie. Podeszła do mnie i niepewnie położyła swoją rękę na moim ramieniu.
- Hej, Blitz...? Wszystko w porządku? Dziś rano tak wybiegłeś bez słowa... - Było widać, że jest zmartwiona. Tak samo jak Moxxie... Kurwa, czemu ja nigdy nie potrafię zachowywać się normalnie? Chciałem przed każdym popisać się osobowością, która będzie przedstawiać kogoś, o kogo nie trzeba się martwić z błahych powodów. Nie chciałem, by znów ktoś uznał mnie za totalnego spierdoleńca życiowego.
- Tak, wszystko gra. A i sorry, że rano tak mnie wyrwało. Przypomniałem sobie, że mam coś do załatwienia i jakoś tak, no... - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Szefie, ja wiem, że w twoich prywatnych sprawach nie mam nic do gadania, lecz widzę, że coś konkretnego musiało się zadziać. Nie chcę się wtrącać tam, gdzie nie trzeba, a tylko przypomnieć, że jakby coś, to zawsze możesz nam o tym powiedzieć.
Słowa Moxxiego uświadomiły mi, jak bardzo musi im zależeć, skoro po tym wszystkim co im zrobiłem, po tym wszystkim co powiedziałem, nadal chcą mi pomóc. Moje emocje skumulowały się, przez co wzięły nade mną górę. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, a ja sam nie byłem w stanie ich kontrolować. Czułem się bezradny. Jak ostatni śmieć.
Małżeństwo podbiegło do mnie niemalże natychmiast. Millie się przytuliła, a Mox delikatnie położył mi rękę na ramię w geście wsparcia.
- Dlaczego... Dlaczego jesteście wobec mnie tacy...Nie wiem...Kochani, skoro wyrządziłem wam tyle przykrości? Jak to działa? - nie zwracałem zbytnio uwagi na to co mówię. Słowa same cisnęły mi się na usta.
- Blitz, spokojnie... - uspokajał mnie Moxxie, co po pewnym czasie zaczęło nawet przynosić skutki.
- Może i czasem emocje cię poniosą, ale oboje wiemy, że to wcale nie ty jesteś tu tym złym. Ja i Mox wiemy, jak miałeś ciężko i nadal w sumie masz, dlatego to normalne, że musisz w taki czy inny sposób... odreagować. - mówiła Millie nadal mnie przytulając. - Jesteśmy wobec ciebie tacy, jacy jesteśmy, ponieważ się przyjaźnimy Blitz. I to się nigdy nie zmieni. - Na jej słowa, również postanowiłem się do niej przytulić. Trochę mnie to uspokoiło.
Tym razem odezwał się Moxxie.
- Chcesz nam powiedzieć o tej całej sprawie? Nie będziemy naciskać, ale chyba lepiej będzie, jeśli wyrzucisz to z siebie, Blitz.
Odsunąłem się delikatnie, by powiedzieć im, co tak naprawdę się zadziało.
- Pamiętacie jak byłem ze Stolasem w tym całym popierdolonym Ozzie's? - oboje kiwnęli głowami. - Po wyjściu z klubu i odwiezieniu Stolasa do jego pałacu, można powiedzieć, że delikatnie się posprzeczaliśmy. Powiedziałem zdecydowanie za dużo i teraz ponoszę tego konsekwencje. - do oczu ponownie napłynęły mi łzy. - Kurwa mać! Potrafię spierdolić nawet najważniejszą relację w moim pieprzonym życiu, taką, na której mi zależy! Próbowałem go przepraszać, lecz to wszystko na nic. Nie dziwię mu się. W końcu przekonał się, jakim chujem naprawdę jestem.
- Szefie, czemu nie powiedziałeś mu tego wcześniej? Przecież widać gołym okiem, że jemu też na tobie zależy.
- Mox, ja cię rozumiem. Ale było tyle razy, gdy to słyszałem i tyle razy okazało się, że skończyłem z niczym! Bo gdy tylko zaczyna mi na kimś zależeć i mówię o tym otwarcie, jestem odpychany i wyśmiewany! Nie popełnię tego błędu kolejny raz. W końcu, co takiego czarującego może widzieć we mnie Sowi Książę, który ma żonę i dzieciaka? Logiczne przecież, że jedyne co się dla niego liczy to fakt, że może ruchać się ze mną do woli raz w miesiącu!
Loona na wydźwięk moich słów przerwała przeglądanie social mediów na telefonie. Zmierzyła mnie wzrokiem od butów aż po czubek głowy, po czym z całej siły cisnęła urządzeniem o stół przy którym siedziała, na co cała nasza trójka podskoczyła. Dziewczyna wstała, podeszła wprost do mnie i wymierzyła mi siarczysty policzek z otwartej dłoni. Stanąłem jak wryty, ponieważ nigdy wcześniej nie zauważyłem u niej takiego zachowania. Miała problemy z agresją, fakt, ale nigdy nie podniosła na mnie ręki.
- Kurwa mać Blitz, przestaniesz ty w końcu?! - wybuchnęła Loona. - Jeszcze do końca nie oślepłam i widzę ze jesteś wpatrzony w księcia jak w pieprzony obrazek. Zależy ci na nim, i jemu też na tobie zależy. Jestem święcie przekonana, ze nie spotykasz się z nim wyłącznie dla książki, tylko aby spędzić z nim więcej czasu. Wiec naprawdę dobrze ci radzę, przestań pierdolić głupoty, rusz swoje szanowne cztery litery i leć do niego, bo niedługo może już byc za późno. Możesz stracić Stolasa na zawsze i już nigdy sobie tego nie wybaczysz. Stracisz go tak samo jak straciłeś Verosikę czy Barbie. Obie nienawidzą cię nad pierdolone życie, więc czy naprawdę chcesz żeby twój Stolas też miał o tobie tak chujowe mniemanie?Przerywa na chwilę, aby nabrać powietrza, po chwili kontynuuje:
-Blitz, ja mówię serio. Nie ociągaj się. Idź do niego i powiedz mu to wszystko wprost.
Gdy tylko skończyła mówić, zerwałem się na równe nogi i pędem pognałem do wyjścia. Loona miała rację. Jeśli teraz go stracę, nie będzie już powrotu. Muszę to wszystko odkręcić. I za wszelką cenę go odzyskać.
CZYTASZ
In the Stars ||stolitz||
FanfictionOn, który nie wierzył, ze kiedykolwiek będzie wstanie pokochać. On, który kochał nad życie, ale wątpił w prawdziwość swojego uczucia. Oni, którzy w końcu dostrzegli, czym jest prawdziwa miłość i oddanie. On, który to zapoczątkował i on, który zakoń...