X

264 10 14
                                    


Blitzø

Po otwarciu portalu mieliśmy znaleźć sie w L. A., a dokładnie w Hollywood. Wybombiło nas centralnie w kiblu na śmieci przy jakimś fancy - ass hotelu. Loona nie była zbyt zaskoczona tym widokiem, zwykła powtarzać, ze Los Angeles niewiele różni sie od Piekła, i teoretycznie miała rację.

Gdy juz wygrzebaliśmy sie ze śmieci postanowiliśmy nie zwlekać dłużej i poszukać naszego zleceniodawcy. Loona przyjęła swoją ludzką postać. Naprawdę żałowałem, ze ja nie potrafię „wytapiać się w ludzi". To dziwaczne, ze niektóre demony rodzą sie z taką umiejętnością.

- Ale ty mnie wkurwiasz, Blitz. - zaczęła dziewczyna, po czym podała mi księgę Stolasa.

- Widzisz to zaklęcie? Przeczytaj je na głos, a coś zajebistego sie stanie. Tylko pamiętaj. Skup sie do granic swoich możliwości.

Spojrzałem na nia jak na wariatkę, jednak była moją córką, mimo wszystko byłem w stanie zaufać jej bezgranicznie.
Bez większych ceregieli, zrobiłem to, co mówiła.

Transformatio hominum

Po wypowiedzeniu zaklęcia, poczułem ścisk w gardle i dreszcze przechodzące przez całe moje ciało. To nie były te przyjemne dreszcze. Nagle moje ciało zaczęło się unosić. Spanikowałem, ale Loona w odpowiednim momencie złapała mnie za rękę i wyszeptała:

- Blitz, co ja mówiłam o samokontroli swojego ciała? Opanuj się chuju.

Te słowa trochę mnie uspokoiły (jakkolwiek idiotyczne i chamskie by one nie były).

Unosiłem się zaledwie kilka stóp nad ziemią, mimo to bałem sie niemiłosiernie. W końcu, po kilku bardzo stresujących sekundach lewitacji,poczułem dziwną lekkość. Opadłem zgrabnie na nogi. Czułem sie tak... inaczej. Jakbym nie był do końca sobą.

- No dobra Loonie czas iiiiiiiiii- o KURWA MAĆ CO SIE STAŁO Z MOIM GŁOSEM?!

Faktycznie. Brzmiałem inaczej. Zniknęła moja charakterystyczna chrypka w głosie, stał się on tak jakby bardziej... ludzki i normalny.
Loonę widocznie rozbawiła moja gwałtowna reakcja. Położyła mi dłoń na ramieniu i, nadal się śmiejąc, powiedziała:

- Ja to bym na twoim miejscu spojrzała w lustro.

Podała mi swoje kieszonkowe lusterko, a ja niepewnie wyciągnąłem po nie rękę. Jednak gdy zauważyłem, jak wyglada owa kończyna , natychmiast ją cofnąłem.

- JAPIERDOLE LOONA CO TO ZA CHUDERLAWY BADYL MI Z RAMIENIA WYSTAJE?

- To twoja ręka, kretyński impie. A teraz skoncz gadać i spójrz w te lustro, bo nie załatwimy tej sprawy do końca tygodnia.

Przyjrzałem sie temu, co Loona nazwała moją ręką: było chudsze niż „normalna" ręka, w dodatku... nie było az tak czerwone jak moja.

Zebrałem sie na odwagę i spojrzałem w lusterko. Widok sie w nim ukazujący zdziwił mnie i do szpiku kości przeraził jednocześnie: zauważyłem siebie, a raczej niskiego mężczyznę o fioletowoczerwonej barwie włosów, przeplatanej białymi pasemkami, z opaloną na brąz skórą i bursztynowym oczami. Zniknęły również moje ukochane rogi oraz... tatuaż. No wlasnie, zniknął moj tatuaż, a bez niego nie jestem sobą.
Moje obawy jednak szybko zostały rozwiane, ponieważ owe znamię nie zniknęło całkowicie. Ze względu na to, ze najprawdopodobniej zaklęcie zmieniło mnie w człowieka, posiadanie tatuażu na czole byłoby dość dziwaczne. Znowu spojrzałem w lusterko i zauważyłem, ze znak jakimś cudem ulokował sie na lewym ramieniu. Po moich wcześniejszych ubraniach nie było śladu, zostały one zastąpione przez bardziej „ludzkie" okrycia, czyli w tym przypadku czarną koszulkę na ramiączka z nadrukiem białego pentagramu, spod której wystawał właśnie mój tatuaż, krótkie spodenki oraz trampki.
Podobałem sie sobie. To wyglądało fenomenalnie, nawet Loona patrzyła na mnie z niemałym zachwytem.
Wziąłem sie pod boki, wyszczerzyłem sie w jej stronę i rzuciłem:

- Widzisz, Loonie? Jednak masz hot ojca.

- Ta, ta, przestań pierdolić i ruszaj dupę. Musimy isc kogoś zajebać.

In the Stars ||stolitz||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz