Rozdział XXVII

977 52 42
                                    

Otworzyła powoli zaspane oczy i szybko je zamknęła, porażona przez jasne promienie słońca, które dostały się do jej pokoju przez odsłonięte okno. Westchnęła przeciągając się na łóżku i spojrzała na stojący na komodzie zegarek, który wskazywał godzinę 10:27. Przejechała rękoma po twarzy i lekko uniosła się na łokciach.

 Była sobota, więc mogła pospać dłużej, za co dziękowała, ponieważ przez ostatnie dni mało sypiała. Powoli zaczynała martwić się o Oriona, który dawno jej nie odwiedzał. Zawsze chociażby zjawiał się na jakiś czas, aby dać znak życia. Tym razem brunet nie pokazywał się przez dłuższy czas niż zwykle, co ją niepokoiło.

Elena natomiast powoli zaczęła dostosowywać się do życia wampirzycy, a Aurora z Jeremym starali się wspierać ją jak tylko mogą, wiedząc, że ich siostra bardzo przeżyła tę zmianę. 

Ale pomimo tego wszystkiego, Aurora co raz częściej się uśmiechała. Nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie mogła poznać swojego biologicznego ojca. W końcu szczęście się do niej uśmiechnęło i mogła spędzać czas z rodzicem. Azriel na każdym kroku pokazuje, że zależy mu na jego córce, a ich relacja jest co raz lepsza. Grayson i Miranda Gilbert wychowali ją, traktowali jak córkę i obdarzyli prawdziwą miłością. Będą jej rodzicami już zawsze, ale nic nie może przewyższyć jej zażyłości z Azrielem. Jest on przecież jej biologicznym rodzicem i nawet jeśli nie jest on do końca dobrą osobą, to Aurora widzi, że stara się dla niej. Namówiła Rebekah, aby opowiedziała jej co wie o mężczyźnie i choć blondynka nie była zachwycona, to w końcu Aurora ją przekonała. Wtedy brunetkę naprawdę zszokowało. Nie wiedziała, że jej rodzina była aż tak okrutna, a jej ojciec z tych opowieści wydawał się prawdziwym potworem. Skoro nawet Mikaelsonowie czuli do niego swojego rodzaju szacunek, to było się czego obawiać. Czasami aż chciało jej się śmiać, gdy pomyślała sobie, o tym że Azriel przeraża tak wiele osób i że od lat się go bano. Tymczasem ten sam okrutny czarownik spędza czas na wygłupach ze swoją nastoletnią córką i wypytuje ją o samopoczucie lub o szkołę. Nie mogłaby zobaczyć w nim potwora. Okazał się być najlepszym ojcem, jakiego mogła sobie wymarzyć. Cieszyła się, że go odzyskała i nic nie mogło jej tego zaburzyć.

Kolejnym powodem jej co raz częstszego uśmiechu, był ku jej nieszczęściu Kol. I mogła zaprzeczać przed innymi, ale przed samą sobą wiedziała, że lubi jego towarzystwo. Co prawda, czasami ją wkurzał aż do granic wytrzymałości, ale pomimo tego w pewien sposób się do niego przywiązała. Co raz częściej jednak myślała o ostatnim spotkaniu z Elijah. Wtedy pierwotny ostrzegł ją przed Kolem. Wtedy też zauważyła, że co raz częściej zaczęła o nim myśleć i wcale jej się to nie podobało. Bo co jeśli Elijah miał rację? Nigdy nie pozwoli, aby ktoś się nią bawił. Nie była niczyją zabawką. 

W końcu gdy wywlekła się z łóżka, postanowiła wziąć szybki prysznic, aby się odświeżyć.
Przebrała się w wygodne dresy i o wiele za dużą koszulkę, po czym zaczęła sprzątać w swoim pokoju. Nie mogła już przepatrzeć na stertę ubrań leżących na jej biurku lub na książki walające się po wszystkich kątach pokoju. 

- Mój boże. - mruknęła podpierając się na kolanach, gdy skończyła zbierać ostatnie przedmioty leżące na podłodze. - Ile tego było. 

Skrzywiła się, gdy usłyszała głośne burczenie, świadczące o tym, że jej żołądek domaga się jedzenia.

Wyszła ze swojego pokoju w tym samym czasie, w którym Jeremy opuszczał swój. Ich pokoje znajdowały się centralnie naprzeciwko siebie, więc gdy tylko wyszli na korytarz ich spojrzenia się spotkały. Oboje zmrużyli oczy, patrząc na siebie w milczeniu. 

- Nie masz szans. - powiedział Jeremy lekko się uśmiechając. 

- Nie byłabym tego taka pewne. - kącik jej ust uniósł się do góry.

I just feel you | Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz