Samotność nie jest naszym przeznaczeniem, a samych siebie poznajemy tylko wtedy, kiedy możemy się przejrzeć w oczach innych ludzi.
Paulo Coelho
"Czarownica z Portobello"
~Agnes~
Zimny dreszcz przetarł moje ciało. A krew w moich żyłach wstrząsnęła moim umysłem. Ciche szepty mojego wilka ukajały mój umysł. Dręczona milionami pragnień, powoli zapadałam w agonie. Ten głód. To pragnienie. Tak bardzo odlegle mi wspomnienie. Znów czułam swoje pożądanie. Znów czułam się tak jak dawnej. Przelany krwią innych, mój wilk budził się do życia. Znów byliśmy razem. Znów mogłam poczuć jego żądze krwi. Znów mogłam zatopić się w jego zwątpieniach. Nie osobno, a razem. Znów byliśmy jednością, która istniała dla siebie. I choć to uczucie było tak silne jak zawsze. Tym razem było inaczej. Tym razem byliśmy połączeni niepowtarzalna więzią, która łączyła dwie dusze i dwa oblicza. Która leczyła to, co wspólnie współgra? Byliśmy jednością. Ta sama myślą. Ta sama istota, kora rosła w sile. Która wiązała swe istnienie. Która stała się samica alfa. Żyjąca dla jednej nadziei. I dla jednego marzenia.
Zjednoczona ze swoim wilkiem. Stałam naprzeciwko Erica i wpatrywałam się w niego z nienawiścią. Nie miałam żadnych skrupułów. I nie miałam tez żadnych zachamowań. Liczyło się tylko ty bym wytrwała. To bym nie przestała walczyć. Nie mogłam pozwolić Ericowi odebrać to, co dla mnie ważne. To, co jest dla mnie cenne. Nawet za utratę jego uznania, nawet za utratę swojego człowieczeństwa. Musiałam walczyć. Krzywiąc swoja twarz w nieznacznym grymasie, podeszłam bliżej ku Ericowi i złączyłam z nim swoje spojrzenie. Nie było ucieczki. Nie było drogi na skróty. Musiałam mu pokazać gdzie jego miejsce.
-Jeśli myślisz ze odbierzesz mi Calestie, to mylisz się. Nie dam ci nawet szansy byś podskoczył do mnie ze swoimi kłami. A nawet, jeśli, to pamiętaj, na kogo terenie się znajdujesz. Teraz już nie jesteś jedynie naszym przyjacielem, ale tez naszym wrogiem. Nie zapominaj o tym Eric.
-A jednak jest cos w tobie z twojego ojca. Takie same złowieszcze oczy i ten sam smak krwi na twoich włosach. Nie boje się ciebie. Nie jestem jak oni- ciężki glos rozniósł się po pomieszczeniu, zagłuszając cisze panując miedzy nami.
Miał racje. Zapewne byłam jak mój ojciec. Tak jak on dążyłam do własnych pragnień, nie zważając na przeciwności. Nie zważając na cenę podjętego wysiłku. Do celu o własnych silach. Jednak ja w przeciwności do Herza, miałam swoja nadzieje. Miałam swoja miłość. I nie byłam tak jak on zagubionym wilkiem. Morderca opętanym przez błędy swojej przeszłości. Ja byłam jedynie cząstka jego istnienia. Małym cierniem jego korony. Korony przelanej krwi innych. Byłam istnieniem, który pomimo tego, jakie popełniło błędy teraz kreśliło swoja nowa drogę. Drogę do swojego wiecznego szczęścia.
-Masz racje mam cos z niego. Ale nie jestem jak on. Potrafię odróżnić, kto zasługuje na cierpienie, a kto na szanse. I nie zamierza podejmować decyzji, kto umrze, a kto przeżyje. Jednak, jeśli zamierzasz działać tak jak to teraz. To wiedz ze niezaprzestane na groźbach.
-A wiec taka teraz jesteś. Zabijesz mnie bez skrupułów nawet, jeśli będę chciał wziąć to, co dla mnie należy....
-Przestań Eric, to zaszło już za daleko...- tym razem to Sebastian zasięgnął głosu przerywając nasza wymianę zdań.
Teraz, gdy nasze spojrzenia spotkały się, uświadomiłam sobie ze nie jestem tu jedyna. Ze teraz on nie jest sam. Byliśmy oboje alfa. I oboje mieliśmy te same priorytety. Walczyliśmy u swojego boku. Jednak nie tylko to nas łączyło. Nie byliśmy jedynie zgranymi zmiennokształtnymi. Które ponad inne wysławiały się swoja odwagą. Walecznością. Ale byliśmy tez zmiennokształtnymi, które darzyły się wzajemnie wyjątkowym uczuciem. Darzyły się wzajemnym zrozumieniem.
-Nie Sebastian, nie oddam wam to, co moje. Nie pozwolę byście zagarnęli wszystko, co należy do mojej przeszłości...
-Nikt niczego ci nie odebrał, sam odebrałeś sobie to, co dla ciebie cenne. Niestety teraz musisz się pogodzić ze swoja sytuacja- Bastian wy warczał mu w twarz kilka słów, po czym objął mnie ramieniem i znów zwrócił się w jego kierunku- Nie zapominaj tez jak wyrażasz się o mojej alfie.
Po tych słowach zapadła miedzy nami niezręczna cisza. Oboje z Sebastianem wiedzieliśmy ze wygraliśmy. Że Eric nie będzie stawiał nam dalej warunków. Teraz byliśmy razem. A razem byliśmy silniejsi.
Byliśmy niezwyciężeni.
~Chris~
Ciężkie brzemię moich nóg, niosło mnie w kierunku rozchodzących się promieni światła. Zmęczony i przelany pełnia żalu. Z mała nadzieją w moim sercu. I nic więcej się nie liczyło i nic więcej mną nie kierowało. Trzymając w swoim uścisku, jej drobne ciało. Otulając jej zimne dłonie swoim ciele. Starałem się zachować jej resztki świadomości przy sobie. Nie mogłem pozwolić sobie na kolejna utratę. Nie mogłem pozwolić jej odejść. Nie potem, jak zdołałem ja odzyskać. Nie po tym ja znalazłem ja przemarznięta i wygłodzona na tym chłodzie. Musiałem o nią walczyć. Tylko ona jedyna mi została. Tylka ja kochałem. Czując jak moje ciało bezwładnie opada na ziemie, okryłem Calestie swoim ciałem chroniąc ja przed upadkiem. Teraz nie mogłem pozwolić jej odejść. Przymknąłem swoje oczy, oddając się chwilowej egzystencji. Mój umysł nieświadomy bólu i cierpienia, zakrył się ciemna płachta. Chciałem wierzy. Chciałem mieć nadzieje, ze ktoś nas uratuje. Ze nadal mamy wspólnie szanse. I chce ta nadzieja była nikła, trzymałem się jej kurczowo. Tak samo jak Calesti. Ona była dla mnie wszystkimi, choć wiedziałem ze wkrótce będziemy musieli się rozstać chciałem być przy niej cały czas. Chciałem by dla niej wszystkim, ale tez i niczym. Chciałem by ona kochała mnie całym swoim sercem. Tak jak ja ją. Ostatnim westchnieniem oddałem się rozpaczy. Jak nikła fala sięgnąłem odległej nadziei. Nadziei, która okazała się ona.
Moja dawna przyjaźń.
Moja odległa miłość.
Agnes.
CZYTASZ
Wolf's rain:Desire
WerewolfW życiu Agnes i Sebastiana nic nie jest takie jak kiedyś. Ich marzenie o wspólnej przyszłości, teraz wydaje się dla nich odległe. A wszystko to za sprawą Rozpruwacza, który próbuje zniszczyć życie Agnes i dąży do zawładnięcia zmiennokształtnymi. Jak...