Wraz z Eddie'm nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę, między nami była niezręczna cisza, którą przerywała jedynie muzyka lecąca w radiu.
- Jesteście wreszcie! - krzyknęła uradowana Robin widząc nas, ale jej radość nie trwała długo gdy zobaczyła nasze miny po czym spojrzała na mnie wzrokiem „co się stało?". Ja tylko machnęłam ręką na znam że pogadamy później a ona przytaknęła.
- Dobrze skoro wszyscy już tutaj jesteśmy - zaczął Steve - musimy się dowiedzieć co robimy dalej.
- Mam dziwne wrażenie że Vecna użyje wszystkich swoich „zabawek" na raz aby zniszczyć nas doszczętnie - powiedział Hopper.
- Zgadzam się z Jim'em - poparła męża Joyce.
- Dlatego najlepiej będzie jak każdy zajmie się swoją „specjalizacją" czyli Will będzie komunikował się z Vecną, ale w taki sposób aby ten nie domyślił się że robi to specjalnie a wtedy będzie dawał nam znać co i jak, Robin, Steve i Billy wy będziecie współpracować razem jak zawsze w międzyczasie dołączać do was będą Lucas, Dustin i Eddie i będziecie zajmować się w tworzeniu broni bądź pokonywaniu tych przeklętych kwiatków a w dodatku jak znów wybierzemy się na tamtą stronę wy będziecie po tej i będziecie w rezerwie, co do Nancy i Jonathana - powiedział odwracając się w ich stronę - wy będziecie mózgami operacji i będziecie wszystkiego pilnować, w razie czego będziecie szukać jakiś dodatkowych informacji, a ja wraz z Joyce i Murray'em będziemy do waszej predyspozycji wrazie czego. 11 nie jest już sama bo ma Alex, która również ma moce, które mogą się przydać a jak się zjednoczycie to go pokonacie a my wam w tym pomożemy - zakończył Jim a my mu przytaknęliśmy.
- Okej czyli wszystko ustalone? - zapytałam patrząc na nich.
- Powiedzmy w weekend się spotkamy na i wtedy rozdzielimy zadania - powiedział Will a my mu przytaknęliśmy.
- Dobra koniec tego na razie, teraz chwila wytchnienia - przerwała ciesze Nancy. Każdy siedział pogrążony we własnych myśląc starając się wymyślić coś aby pokonać Vecnę - chcecie coś zjeść jest grubo po 22 a od paru dobrych godzin nic nie jedliśmy - zapytała pani domu patrząc na pozostałych.
- Nancy ma racje - poparł żonę Jonathan po czym podszedł do niej i pocałował ją w policzek, patrząc na nich moje serce rozpływało się. Ich miłość można było wyczuć na kilometr a nawet 10, nigdy się nie kłócili, zawsze się wspierali i sobie pomagali, po prostu byli idealni a teraz kiedy Nancy była w ciąży Jonathan nie odstępował jej na krok - pomogę ci - dodał po czym pociągnął ją w stronę kuchni.
- W sumie Nancy ma racje - powiedział Steve po czym wstał z kanapy - zgłodniałem - dodał a my się zaśmialiśmy.
- Ja nie jestem głodny - powiedział Eddie.
- Co się dziwić skoro obżarłeś Byers'ów wcześniej - powiedziałam po czym wszyscy wybuchli śmiechem.
- Kochami chodźcie! - usłyszeliśmy kark Nancy z kuchni po czym każdy po kolei ruszył w jej stronę.
- Albo dobra, pójdę z wami dla towarzystwa - powiedział Eddie po czym zaciągnął się zapachem unoszącym w powietrzu. Zaśmiałam się po czym złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam do kuchni.
Przez całą kolacje atmosfera była niesamowita, każdy zapomiał o tym co znowu dzieje się w Hawkins i starł się skupić na tym co jest teraz czyli czasie spędzonym razem, nie wiemy kiedy czasami któregoś lub którejś z nas może zabraknąć pewnego dnia przy tym wspólnym stole. Z brzegu siedziała Nancy a tuż obok niej Jonathan, który co jakiś czas pytał się jej czy wszystko e porządku masując lekko ramie, obok Jonathana siedziała Robin wraz z El i o czymś głośno dyskutowały podobnie jak Will i Mike, którzy siedzieli obok El. Po drugiej stronie stołu na przeciwko Willa i Mike'a siedział Steve i Billy, którzy co chwile wybuchali salwą śmiechu, zachowywali się jak para co mnie niesamowicie śmieszyło. Steve miał położoną rękę na oparciu krzesła Billy'ego a Billy prawą rękę trzymał na udzie Steve'a co jakiś czas wraz z wybuchem śmiechu poklepywał je. Obok Steve'a siedział Dustin wraz z Lucas'em rozmawiając o czym, Lucas chyba coś tłumaczył Dustin'owi, tak bynajmniej zrozumiałam z ich mowy ciała i mimiki twarzy. Obok Lucasa siedziała Joyce, Hopper i Murray, który musiał dostawić sobie krzesło a na końcach siedziałam ja i Eddie, ja między Will'em a Billy'm a Eddie między Jonatanem a Murray'em.
- Dobrze moi drodzy my będziemy się już zbierać - odezwał się Jim wstając z krzesła a w jego śledczy poszła Joyce wraz z Murray'em.
- My też - powiedział Eddie patrząc na mnie sugestywnie na co kiwnęłam głową i odłożyłam serwetkę po czym również zaczęłam wstawać.
Poszliśmy w stronę wyjścia gdzie każdy powoli zaczął się ubierać.
- Alex! - krzyknęła Robin po czym odchrząknęła - mogę cię prosić na słówko? - zapytała wskazując głową w stronę wąskiego korytarzyka koło kuchni. Spojrzałam na Eddie'go, który kiwnął głową ma tak po czym ruszyłam w stronę Robin.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Nie do końca - zaczęła Robin drapiąc się po karku po czym sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niego małe pudełeczko i podała mi je. Wzięłam ostrożnie przedmiot i go otworzyłam, moim oczom ukazał się piękny, srebrny pierścionek z malutkim diamentem. Zaniemówiłam.
- Robin... jest przepiękny. Dla kogo? - zapytałam patrząc cały czas na przedmiot, No bo na pewno nie dla mnie.
- Dla ciebie - powiedziała ze stoickim spokojem a ja natychmiast oderwałam zszokowany wzrok od pierścionka i przeniosłam go na Robin - żartuje! - krzyknęła po czym zaczęła się śmiać - chce...chce się... chce się oświadczyć Vickie - powiedziała szybko po czym podrapała się po karku - ale nie wiem czy to dobry pomysł.
- Robin! - krzyknęłam po czym zamknęłam pudełko i przytulałam zdziwioną dziewczynę - do genialny pomysł! A Vickie na pewno przyjmie twoje zaręczyny!! - ucieszyłam się z pomysłu przyjaciółki. Robin i Vickie są parą od czasów liceum i są nierozłączne dlatego tak odważny krok w ich relacji będzie idealny aby w końcu zmienić coś w tej rutynie.
- Tak myślisz? - zapytała blondynka odrywając się ode mnie.
- Jestem pewna że to będzie idealne.
- Dobrze, ale nawet nie wiem jak to zrobić - powiedziała załamana Buckley po czym usiadła na podłodze ówcześnie chowając pierścionek do kieszeni. Usiadłam obok niej po czym objęłam ramieniem dodając trochę otuchy.
- A co lubi Vickie? W senie nastrój, gdzie lubi spędzać czas? - zapytałam randomowo.
- Vickie...kocha siedzieć w parku na kocu popijając herbatkę i jedząc ciastka, ogólnie kocha naturę, łąki, lasy, spokój, ciszę, świeże powietrze, Ala najbardziej kocha pikniki - rozmarzyła się Robin a ja się zaśmiałam.
- Okej, okej, najpierw zejdź na ziemie - powiedziałam za co dostałam w ramię od Robin - po drugie odpowiedź masz na tacy. Zorganizuj jakąś ucztę w parku i zaproś Vickie, niby niepozorny piknik a na końcu jak będziecie się prawie zbierać wyciągnij pierścionek i zapytaj ją czy zostanie twoją żoną - poradziłam Robin.
- Alex! To jest genialne - krzyknęła Robin wstając po czym pociągnęła mnie do góry - Dziękuje!!
- Nie ma za co - zaśmiałam się - chociaż ty masz szczęście w miłości, dlatego chce ci pomóc - powiedziałam po czym przytuliłam dziewczynę.
- A ty i Eddie? Bo ty i Alec to temat skończony - zapytała zdziwiona - widziałam że ostatnio dużo czasu ze sobą spędzacie i nic?
- Owszem ja i Alec to temat skończony, a co do „Ja i Eddie" nie ma mnie i Eddie'go. Owszem wrócił i spędzamy dużo czasu, ale tylko dlatego że prowadzimy znowu sprawę Vecny, nic więcej - powiedziałam trochę smutna.
- No dobra ale... - wypowiedz Robin przerwał krzyk Steve'a.
- Alex pośpiesz się, Eddie nie będzie wieki na ciebie czekał.
- Muszę iść - westchnęłam patrząc na Robin.
- Luzik, dokończymy te rozmowę kiedy indziej - powiedziała lekko się uśmiechając.
- No ja myśle - zaśmialiśmy się - i masz mi od razu dać znać co z Vickie - dodałam wskazując na pudełko w jej kieszeni. Robin tylko kiwnęła z uśmiechem, ale nic nie powiedziała.
- Już jesteśmy - powiedziałam podchodząc do nich - aż tak się stęskfniliscie? - zapytałam pół żartem pół serio.
CZYTASZ
Oh Mami • Eddie Munson [2]
FanfictionKONTYNUACJA OH MAMI 1 - ciąg dalszy nastąpi, gdy pojawi się ostatni sezon Stranger Things. Wreszcie nastał spokój. Hawkins jest bezpieczne od potworów. Mieszkańcy wreszcie wracają na stare śmieci bez obawy że może im się coś stać a Eddie i reszta ż...