XVI - Moja matka tanio sprzeda skórę

64 3 0
                                    

Przygotowałam jedzenie dla gości. Wspólnie z Rafałem udekorowaliśmy salon festyniarskimi ozdobami w kolorze malinowym, tak jak wymagała konwencja. Wyrobiliśmy się z przygotowaniami na godzinę zanim pojawili się pierwsi goście. Wysłałam Rafała jeszcze po ciasto, które zamówiłam na tę okazję. Opadłam więc ciężko na kanapę i postanowiłam nie podnosić się, dopóki nie będę musiała się z kimś witać. W mojej opinii wyglądałam przeuroczo w luźnej, czerwonej sukience, w którą zamierzałam też wystroić się na Wigilię, i podkręconych lokówką włosach. Przygładziłam kilka razy miękkie kosmyki i odetchnęłam sobie głębiej.

– Ciekawa jestem, jakie prezenty dla ciebie mają. – Szepnęłam, gładząc się po brzuszku.

Jakby w odpowiedzi, malutka zrobiła fikołka. Nie spała. Idealnie, bo z pewnością nasi goście będą chcieli wyczuć jej ruchy. Zdążyłam jeszcze przez chwilę pogłaskać się po brzuchu i ponucić melodię, którą ciągle miałam w głowie, kiedy usłyszałam dzwonek domofonu.

Mogłabym zgadywać, kto zjawił się jako pierwszy, ale tylko ciężko podniosłam się z kanapy i bezmyślnie ruszyłam do przedpokoju. W słuchawce usłyszałam ciepły głos przyjaciela, więc z uśmiechem wcisnęłam właściwy guzik. Chwilę później w progu zjawiła się cała czwórka: Piotr, Filip, Małgorzata i mały Staś w uroczym nosidełku. Uznałam, że to świetnie, że chłopcy zaproponowali Małgorzacie, żeby jechała z nimi. Na pewno bardzo ułatwiło jej to pojawienie się tu. Wyściskali mnie na powitanie, pochwalili nową fryzurę i wyrazili swoje zdziwienie na widok mojego brzucha. Im bliżej było daty rozwiązania, tym brzuch powiększał się szybciej, to fakt. Schyliłam się, żeby przywitać się z małym człowieczkiem w nosidełku. Chłopiec był spokojny i rozglądał się po pomieszczeniu. Pozwoliłam mu uścisnąć swój kciuk na powitanie i podniosłam się z powrotem do stania. W międzyczasie cała trójka gości zdążyła się już rozebrać. Małgorzata przystąpiła do rozpakowywania synka z kaftanika, a Piotr i Filip uznali, że mogą przenieść się do salonu. Piotr zaproponował, że pomoże mi przynieść z kuchni przekąski. Filip poszedł za nami.

– Lubię dzieci – stwierdził wysoki mężczyzna – ale nie mógłbym mieć swoich. Dzieci jednak są bardziej męczące niż myślałem.

– Cud, że namówiłem cię na koty. – Powiedział Piotr.

Uśmiechnęłam się.

– Czyżby podróż ze Stasiem nie była najprzyjemniejsza? – Zapytałam zaczepnie.

– Dopóki spał, było świetnie – odpowiedział natychmiast Filip – ale potem się obudził. I resztę drogi przepłakał na zmianę z gaworzeniem.

– Gaworzenie jest przeurocze. – Wtrącił Piotr. – Gdzie Rafał? – Zapytał nagle, obrzucając mnie dziwnym spojrzeniem.

Filip natychmiast karcąco wgapił się w ukochanego.

– W cukierni. – Powiedziałam.

Tym razem Piotr nie miał absolutnie żadnych powodów do zmartwień.

Wynieśliśmy do salonu część przygotowanego jedzenia i znów zadzwonił domofon. Otworzyłam drzwi Maćkowi i wróciłam do gości. Małgorzata rozłożyła się ze Stasiem na dywanie niedaleko telewizora. Położyła synka na kocyku, a sama usiadła tuż obok. Mały rozkosznie machał sobie rączkami i nóżkami. Uśmiechnęłam się czule do niego i jego mamy i z powrotem wyszłam do przedpokoju. Okazało się, że pojawił się cały wrocławski skład. Jako pierwsza do mieszkania wleciała Lilka. Tuż po niej wsunął się mały Tadzio. Dalej Monika i Oskar, Czarek, a na szarym końcu Kasia i Maciek.

– Agata bardzo przeprasza, że nie dała rady przyjechać. Ale Felek ma dziś zawody, więc któreś z nas musiało z nim zostać. – Oznajmił na wejściu najstarszy z rodzeństwa Dębskich.

Znowu tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz