XI - Po prostu nie potrafię być ojcem

67 4 0
                                    

Znowu o tym myślałam. Miałam dreszcze na samo wspomnienie tej pamiętnej przejażdżki. Podczas naszej dwudziestominutowej przejażdżki, zdążyliśmy z Rafałem ustalić, że od teraz będziemy się przyjaźnić. Przyjaźnić! My dwoje! Co niby miałam odpowiedzieć, kiedy spojrzał na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami i jeszcze raz powtórzył, żebyśmy spróbowali się przyjaźnić. Nie mogłam udawać, że go nie słyszałam w pustym samochodzie. Przy takich obrotach nawet największy silnik by go nie zagłuszył. Musiałam uśmiechnąć się radośnie i udawać, że o niczym innym nie marzę. Dalej jakoś potoczyło się samo. Jak zwyczajni ludzie udaliśmy się na zajęcia w szkole rodzenia i przez godzinę wykonywaliśmy jakieś ćwiczenia oddechowe i testy na zaufanie. A ja przez cały ten czas miałam minę, jakbym właśnie znalazła rodzynkę w serniku. Po wszystkim Rafał odwiózł mnie do domu i zatrzymał w samochodzie.

– Wszystko w porządku? – Zapytał, uśmiechając się niewinnie.

– Jasne. – Dla dodatkowego potwierdzenia pokiwałam jeszcze kilka razy głową, a żeby przypieczętować naszą nowo narodzoną przyjaźń, przybiłam mu piątkę na pożegnanie.

Wypuścił mnie z auta i obiecał, że wpadnie za dwa tygodnie.

Dwa tygodnie właśnie mijały. Odkąd zaproponował przejście na przyjaźń, odbyliśmy przez telefon kilka długich i koleżeńskich rozmów. Opowiedziałam mu trochę o pracy i o tym, że boję się, że Kamila zadziała na moją niekorzyść. A on opowiadał o swojej wesołej rodzince i radził się mnie w kwestii wyboru nowych ubrań, kiedy wybrał się na zakupy. Potrafiłam wejść w rolę i przekonywać nawet siebie, że to dla mnie komfortowa sytuacja. Ale docierały do mnie też coraz bardziej natarczywe myśli, że ta scenografia zaraz odpadnie, obnażając tym samym ten cały syf, który wciąż pod nią tkwił.

Czy kiedykolwiek przeszło mi przez myśl, że moglibyśmy się przyjaźnić? Nie licząc oczywiście faktu, że stał się moim przyjacielem, kiedy równocześnie był moim chłopakiem. Raczej nie za bardzo. Chociaż, jeśli popatrzeć na to racjonalnie, było to lepsze niż skakanie sobie do gardeł albo jakiś toksyczny związek. Mogło się okazać, że moja nieszczera zgoda na takie rozwiązanie, tak naprawdę dawała mi same korzyści. Tym razem Rafał mógł mieć nawet rację.

Kiedy zadzwonił domofon, byłam pewna, że to już on. Otworzyłam bez zadawania zbędnych pytań. Uznałam, że skoro się przyjaźnimy, może mnie zobaczyć w poplamionych dresach i koku w stylu cebuli. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Małgorzatę.

– Co ty tu robisz? – Zapytałam w pierwszym szoku.

Wciągnęłam ją do mieszkania i przytuliłam ostrożnie, uważając na wielki brzuch.

– Załatwiałam biznesowe sprawy i uznałam, że zajdę do ciebie.

– Bardzo dobrze. Napijesz się czegoś? – Skierowałam się do kuchni.

Od razu poprawił mi się humor.

– Wody. – Powiedziała Małgorzata i ciężko opadła na krzesło w kuchni.

Dałam jej pić i odgrzałam jej obiad. Kiedy zjadła, przeszłyśmy do salonu i usiadłyśmy na kanapie.

– Kiedy zamierzasz przemeblowywać mieszkanie? – Zapytała.

Wzruszyłam ramionami i objęłam nogi ramionami.

– Jeszcze nie wiem.

Nie zdążyłam nawet wypytać przyjaciółkę o wszystkie potrzeby życiowe i samopoczucie, kiedy po raz kolejny zadzwonił domofon. Zerwałam się na równe nogi.

– To pewnie Rafał. – Ogłosiłam i otworzyłam drzwi do klatki.

Wróciłam do salonu. Małgorzata przyjrzała mi się uważnie. Jak zwykle pewnie doszukiwała się symptomów załamania nerwowego przez nadmierny kontakt z nim. Poszłam otworzyć drzwi. Po raz kolejny tego dnia spudłowałam. W progu stał Oskar Mróz i uśmiechał się do mnie pogodnie. Przez chwilę stałam z rozdziawionymi ustami i próbowałam przypomnieć sobie, czy ja go przypadkiem nie zaprosiłam.

Znowu tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz