rozdział 1

77 6 0
                                    

- Beckett! - zawołała Christine, wchodząc do prowizorycznego salonu, gdzie znajdowała się znaczna większość grupy.

Dziewczyna i dwójka chłopaków odwróciła się w jej stronę, po czym każdy z nich podszedł do kobiety, ciekawy, co miała im do przekazania. Wiedzieli, że to mogła być kolejna misja, bo przecież właśnie takie zadania robili od lat.

- Świetnie, że jesteście całą trójką. Mam dla was bojowe zadanie. - oznajmiła kobieta, zacierając już ręce. Cieszyła się, że przyszli właśnie całą trójką, bo byli niezastąpieni razem, jak i osobno.

- Zaczyna się robić ciekawie. - skomentował Matt, krzyżując ręce na piersi i spoglądając na swoje rodzeństwo, które nieustannie patrzyło na szefową.

- Beverly Boulevard. Willow wszystko wie, powie wam, co i jak.

- Czemu zawsze ona wszystko wie szybciej? To ja jestem najstarszy! - zawołał Frankie, oburzony, że jego młodsza siostra wiedziała o wszystkim znacznie wcześniej. Dziewczyna zerknęła na niego z obojętnym wzrokiem, nie przejęta nagłym wybuchem chłopaka.

- Ale zachowujesz się, jak dziecko. - odparła, na co Frankie zrobił oburzoną minę, jakby właśnie obraziła mu matkę ( nawet jeśli było to również jej matka ). Nastolatka odwróciła się do swoich braci, zerkając też jeszcze na Christine. - A tak swoją drogą, to chyba już musimy ruszać, żeby zdążyć. Musimy się jeszcze ustawić i przy okazji ogarnąć sytuację.

- Dokładnie. - przytaknęła kobieta od razu, wiedząc, że to właśnie Willow była najodpowiedniejsza z całej trójki. Nie żałowała ani razu, że to zazwyczaj jej przekazywała informacje najszybciej ze wszystkich. - Uważajcie na policję, depcze nam po piętach od ostatniego razu. Mogą o wszystkim wiedzieć, dlatego musicie mieć plan ucieczki.

- Tym to ja już się zajmę. - zapewniła dziewczyna niemalże od razu, bo doskonale wszyscy wiedzieli, że ona zawsze potrafiła wyjść cało z każdej sytuacji i nigdy się nie myliła.

- Cały sprzęt macie uszykowany, samochód stoi już gotowy. Ubierzcie się i ruszajcie.

- Jasne, szefowo. - przytaknął Matt za nich wszystkich, na co Christine uśmiechnęła się pod nosem. Podziwiała ich i nie żałowała, że dla niej pracowali. Byli najlepsi i nie dało się temu zaprzeczyć.

- Powodzenia. - powiedziała na odchodne, chwilę później patrząc, jak rodzeństwo kieruje się w odpowiednią stronę.

~*~

- Jesteście na miejscach? - spytał Matt, który pomału kończył swoją robotę w jednym z budynków.

- Czwarte piętro budynku po twojej lewej, drugie okno. - odpowiedziała od razu Naomi, obserwując brata z wysokości. Widziała go w jednym z okien, gdzie wycelowana też była jej broń.

- Jestem w środku, wszystko jest już gotowe. Dajcie mi dwie minuty i możemy działać. - oznajmił chłopak, zakręcając kanister z benzyną, która rozlana była już praktycznie po całym budynku. Prędko zaczął kierować się do wyjścia, pozostając wciąż na linii z siostrą. - Willow, miej wszystkich na oku, w razie czego zabij podejrzanych.

- Się wie, Lost. Nikt się nawet nie skapnie, że to ja.

Przez pewien czas nic się nie działo - Maty zdążył wyjść, natomiast Frankie kręcił się wokół budynku, obserwując wchodzących do niego ludzi, których przecież mieli zabić. Problem polegał tylko na tym, że nie widział policjantów, którzy również znaleźli się w tamtym momencie w pobliżu, aczkolwiek z dala od niego.

- Chłopaki, policja właśnie wchodzi do budynku. Gdzie jesteście? - odezwała się Willow, patrząc na wizjer w broni, by namierzyć odpowiednie osoby. Zabijała tylko wtedy, kiedy musiała albo wymagała tego sytuacja. Nie znaczyło to jednak, że nie mogła tego zrobić w każdej chwili.

- W samochodzie, tam, gdzie go zostawiliśmy. - oznajmił Lost zgodnie z prawdą, obserwując przechodniów krzątających się po ulicach. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, jak niewiele brakowało do tragedii.

- A ty, Fire boy? - spytała nastolatka, aczkolwiek odpowiedziała jej cisza, co niezbyt się jej spodobało. Spojrzała na budynek, ale  nic się nie działo, a to zmartwiło ją jeszcze bardziej. - Frankie?

Naomi odruchowo cofnęła się od okna, kucając, gdy usłyszała wybuch. Kłęby dymu, języki ognia pochłaniające cały budynek... Otworzyła usta, bo podejrzewała najgorsze. Nie mogła stracić brata, mimo że był profesjonalistą i wiedział, co robił. Ale jakaś obawa zawsze znajdowała się w jej głowie.

- Spadamy!

- Już lecę. Poczekajcie chwilę. - powiedziała, w nadziei, że jej starszy brat żył. Ufała mu, ale czasami miała wrażenie, że był zdecydowanie psychopatą, który wyjątkowo bardzo lubił ogień.

Wzięła swoją broń, nałożyła bardziej chustkę na twarz i zaczęła zbiegać ze schodów na sam dół. Nikt nie mógł przecież wiedzieć, że to byli oni, nie mogli sobie pozwolić na odkrycie ich prawdziwych tożsamości.

Już po chwili Naomi wpadła wręcz do szarego auta, którym tam przyjechali, a Matt ruszył z lekkim piskiem opon, by jak najszybciej uciec z miejsca zdarzenia. Dziewczyna spojrzała jeszcze do tyłu, po czym odwróciła się do najstarszego z rodzeństwa z mordem w oczach.

- Idioto! Myślałam, że cię złapali. Nie rób tak więcej.

- Oh, spokojnie, Willow. Nic się przecież nie stało. - powiedział Frankie z jakimś błyskiem w oku. To właśnie on był tym śmieszkiem w ich rodzinie, co nie zmieniało faktu, że potrafił być poważny, jeśli wymagała tego sytuacja.

- Obiecuję, że zabiję cię z zimną krwią, jeśli zrobisz tak jeszcze raz. - warknęła Naomi, nie potrafiąc się na niego długo gniewać. Był, jaki był, ale kochała go mimo wszystko. - Policja była w środku, gdy podłożyłeś ogień? - spytała już spokojniej, spoglądając na obu braci.

- Krzyczeli z bólu, to chyba wystarczający dowód na to, że tam byli.

Matt skręcił, wjeżdżając na ulicę, gdzie niestety zastały ich światła, jak i... Lekki korek. Cała trójka westchnęła, wiedząc, że nie za szybko dotrą do bazy. Stali przez chwilę jako pierwsi przed światłami, gdy te nagle zmieniły swój kolor na zielony.

- Jedźmy już. - mruknęła, oglądając pomału mijamy krajobraz. Nie za często przecież mieli okazję "zwiedzać" miasto, w którym w końcu mieszkali od jakiegoś czasu.

- Myślałem, że lubisz zabijać.

- Nigdy tego nie powiedziałam, Frankie. Nie to, że lubię zabijać, ja po prostu lubię strzelać i mam dobrego cela, a że ktoś dostanie ode mnie kulką, to inna sprawa. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, nawet się tym faktem nie przejmując. Nie była osobą, która rozpamiętywała losy ludzi, których zabiła, bo to dręczyłoby ją non stop. - Dobra, koniec. Temat zamknięty, nie wracajmy do tego, bo to i tak bez sensu. - dodała szybko, poprawiając swoje ułożenie na tylnych siedzeniach. Nie chciała rozpamiętywać, bo tym wszystkim ludziom i tak nikt nie był w stanie zwrócić życia.

- Z tym się musimy zgodzić, bracie. - odezwał się Matt, klepiąc chłopaka po ramieniu.

Reszta drogi minęła im całkowicie w milczeniu.

Zawsze miej plan ucieczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz