rozdział 6

48 4 0
                                    

- Widział ktoś Naomi? - spytał Leo, wchodząc do pomieszczenia pełnego ludzi. Nikt szczególnie nie zwrócił na niego uwagi, poza Mattem, który spojrzał w jego stronę, wskazując głową w jakimś kierunku.

- Jest na zewnątrz, czeka na rodziców. - powiadomił, po czym wyłożył karty na stół, wygrywając tym samym rozgrywkę. Leo podszedł do niego i poklepał po ramieniu w ramach podziękowania.

- Dzięki, Matt.

Wystarczyła chwila, by chłopak wyszedł z siedziby, a później z domu swoich szefów, gdzie wszystko się znajdowało. Znalezienie Naomi wcale nie było takie trudne do zrobienia, bo dziewczyna kucała przed drzwiami frontowymi, trzymając w dłoni papierosa..

- Tu jesteś. Szukałem cię. - powiedziała Leo, opierając się bokiem o ścianę koło niej. Nastolatka spojrzała w górę, lecz prędko wróciła wzrokiem przed siebie, patrząc na kilka aut przejeżdżających przez ulicę.

- To znalazłeś. - odparła bez większych emocji, nie zwracając zbytniej uwagi na to, że i on kucnął, tuż obok niej, by być z nią na równi. Chłopak zmarszczył brwi, bo tak naprawdę po raz pierwszy widział, że paliła.

- Od kiedy ty palisz?

- To tak okazjonalnie. Przez Calvina w sumie zaczęłam. - wyjaśniła pokrótce Naomi, zerkając na niego swoimi ciemnymi tęczówkami.

Zapanowała cisza, na zewnątrz zaczął prószyć delikatny śnieg, bo w końcu mieli już połowę listopada. Naomi owinęła się bardziej kurtką, którą miała na sobie, nie przestając palić, nawet jeśli miała to rzucić już dawno. Czuła się źle w tamtym momencie, nie tylko przez to, że niszczyła swoje płuca, ale też dlatego, że coraz częściej zauważała u siebie pewne objawy. Zimne palce, suchość w gardle, zmęczenie... Niby nie robiła nic takiego, nie smarkała, nie kaszlała, ale czuła, że coś było nie tak w jej stanem zdrowia, jak i ogólnym samopoczuciem.

W głowie dziewczyny jednak nie siedziały wtedy tamte dolegliwość, a jej związek z Leo. Każdego dnia dochodziło do niej, że był zdecydowanie inny niż jej były chłopak, z którym nie chciała mieć już nic wspólnego. Z Leo miała o wiele lepiej i czuła się w końcu kochana.

- Czytałam dzisiaj, że jeśli ktoś jest w związku ponad pół roku, to prawdopodobnie będzie on długotrwały. Najczęściej do zerwań dochodzi po trzech, pięciu miesiącach. - odezwała się nagle, nie odrywając wzroku od budynku naprzeciwko, gdzie bawiły się jakieś dzieci, nie zwracając uwagi na spadający śnieg.

- Aa, tak, też to kiedyś widziałem. - stwierdził chłopak, kiwając głową. Sam przecież kiedyś przeczytał coś takiego, zanim jednak związał się z Naomi. - A my jesteśmy już osiem miesięcy razem, czyli ten związek może być długotrwały. - dodał z uśmiechem, jednak to nie udzieliło się jej. Dziewczyna westchnęła, a jej myśli znów nawiedziła pewna myśl, która nie dawała jej spokoju. Wtedy jakoś czuła, że w końcu mogła o to spytać, tak na spokojnie. 

- Zastanawiam się dość często, dlaczego jesteś akurat ze mną? Mogłeś mieć każdą. Charlotte, Phoebe, albo jakąkolwiek inną dziewczynę. Zdaję sobie sprawę, że jesteś przystojny, laski na ciebie lecą.

- Za to ty jesteś wyjątkiem. - stwierdził, jak gdyby nigdy nic. Naomi skupiła na nim całą swoją uwagę, gotowa, by w końcu usłyszeć odpowiedź na nurtujące ją pytanie. - Kiedy cię zobaczyłem po raz pierwszy, zakochałem się, a ty uśmiechnęłaś się, bo wiedziałaś.

- Fakt, wiedziałam.

Naomi uśmiechnęła się pod nosem, bo doskonale pamiętała tamten dzień i całą sytuację. Teraz, po upływie czasu, nie żałowała ani chwili spędzonej z chłopakiem. Ułożyła głowę na jego ramieniu, przymykając na chwilę oczy i oddając się tamtej chwili.

- Wejdziemy do środka? Nie wiedziałem, że jest tu tak chłodno. - powiedział Leo po dość krótkim czasie. Cały się trząsł, jego ciało pomału się ochładzało, a on nie chciał być chory.

- Poczekam jeszcze trochę na rodziców, ale ty możesz iść. Jeśli masz być chory, to ja od razu mówię, że nie będę się tobą zajmować. Wystarczy, że muszę momentami niańczyć Matta i Frankie'ego.

- Ale widzimy się później, nie? Wpadnę do ciebie wieczorem. - powiadomił, wstając na równe nogi. Naomi pokręciła głową sama do siebie, mimo wszystko się uśmiechając. Kiedy ten nie ruszył się, najprawdopodobniej oczekując od niej odpowiedzi, dziewczyna popchnęła go lekko w nogi, by szedł.

- Idź już, bo dłużej z tobą nie wytrzymam.

Cichy śmiech wydobył się z jego ust, by już po chwili zanikł w otchłani budynku, do którego wszedł. Dziewczyna wstała, czując, że niedługo może upaść od tak długiego kucania. Ale i tamtym razem nie była za długo sama, bo, gdy kończyła już palić swojego papierosa, dotarł do niej znajomy głos.

- Naomi Beckett, proszę odłożyć tego papierosa! - zawołała matka dziewczyny, podążając w jej stronę zadziwiająco szybko. Wystraszona ich nagłym widokiem nastolatka wyrzuciła papierosa na ziemię i przygniotła go butem, unosząc ręce w geście poddania. Zdawała sobie sprawę, jak jej matka nie lubiła, kiedy ta paliła, dlatego też dziewczyna robiła to zadziwiająco rzadko.

- Przecież nie palę, coś ci się przewidziało, mamo. - odparła natychmiast, obserwując, jak jej rodzice kierują się w jej stronę. Cieszyła się niezmiernie, że znów ich widziała po dość długim czasie rozłąki..

- Tak, jasne. - mruknęła kobieta, nie chcąc zbytnio wierzyć w słowa córki. Przyjrzała się jej, po czym rozłożyła ręce, zachęcając dziewczynę do podejścia. - No chodź tu do starej matki.

- Nie takiej starej. Masz tylko czterdzieści cztery lata, jesteś młoda. A przede wszystkim sprawna. - odpowiedziała Naomi, wtulając się w ciało matki. Oh, jak bardzo tego potrzebowała w ostatnim czasie, a nie zdawała sobie nawet z tego sprawy.

- Specjalnie się podlizuje, żeby ukryć, że paliła. Capi od ciebie na kilometr, Naomi. - odezwał się mężczyzna, zjawiając się tuż koło nich z dwoma walizkami w dłoniach. Odstawił je zaraz na ziemię koło nich i przyjrzał się swojej żonie i córce.

- No wiesz, co, tato? Tak się nie robi? To miało być między nami. - powiedziała Naomi, nachylając się nieznacznie w jego stronę. Mężczyzna pokręcił głową, bo wiedział, że się zgrywała. Już po chwili on sam przytulił ją do siebie, ciesząc się, że znów ją widział. - Dobra, cieszę się, że już jesteście, ale warto byłoby wejść do środka. Nie wiadomo, czy nikt nas nie obserwuje.

Nie trzeba było im dwa razy powtarzać. Całą trójką wtarmosili się do środka, a tam od razu przeszli do ukrytej za regałem z książkami windy, która prowadziła do podziemnej siedziby, gdzie mieszkali. Tam, po różnych rozmowach w trakcie, małżeństwo Beckett przywitało się również ze swoimi synami, a później z całą resztą towarzystwa.

A Naomi nie mogła przestać się uśmiechać, wiedząc, że przez najbliższy czas jej rodzina miała być w komplecie.

Zawsze miej plan ucieczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz