rozdział 7

31 4 0
                                    

- Jesteście pewni, że mnie tam chcecie? Do niczego się wam nie przydam. - powiedziała Naomi kilka dni później, siedząc w fotelu w dość opustoszałym salonie. Obaj jej bracia stali nad nią, obserwując ją bacznie i próbując namówić na kolejną misję.

- Działamy razem, Naomi. Musisz iść, będziesz kontrolować, czy nikt się nie zbliża. - odezwał się Matt, uderzając ją lekko w ramię. Dziewczyna nie skomentowała jego słów, choć wizja po prostu obserwowania nie była wcale taka zła.

- Oo, dobrze gada. - dodał Frankie, podłapując koncepcję brata. Zaraz kucnął przed siostrą, opierając się na jej nogach, na którym ułożył również głowę. - Nie daj się prosić, noo. Będzie fajnie, tobie też coś się trafi, załatwimy ci coś.

- Dlaczego ja się zawsze na to zgadzam, co? Ja w ogóle nie powinnam się z wami zadawać, ani nigdzie z wami nie chodzić. Sprowadzacie mnie na złą ścieżkę. - stwierdziła Naomi, podchodząc się nagle, przez co Frankie upadł niespodziewanie na ziemię. Dziewczyna nie przejęła się tym jednak i po chwili stanęła kolor fotela, patrząc na obu z pewnym błyskiem w oku. - Kiedy ruszamy?

Matt i Frankie spojrzeli tylko po sobie z szerokimi uśmiechami.

~*~

- Willow, jesteś na miejscu, prawda?

- Gdzie indziej miałabym być? - odparła Naomi pytaniem na pytanie, wywracając oczami. Tamto zdanie nie było kompletnie potrzebne, bo obaj bracia dziewczyny doskonale wiedzieli, że ich siostra zawsze wypełniała swoje obowiązki. - Macie ze sobą odpowiedni sprzęt, co? - zagadnęła, udając, że szukała czegoś w telefonie, gdzie tak naprawdę przeglądała jedynie wiadomości ze świata, w tym kilka akcji, krytych byli sprawcami.

- W rzeczy samej. - stwierdził Matt, uśmiechając się szatańsko, czego jednak nie mogła zobaczyć. - Dobra, wchodzimy. Ubezpieczaj.

Naomi nie widziała swoich braci, którzy mieli dostać się do budynku tylnym wejściem, ale to nie przeszkadzało jej w "monitorowaniu" okolicy i osób się tam kręcących. Jej uwagę wyjątkowo szybko przykuł pewien chłopak, który wyjątkowo rozglądał się wtedy na boki, co chwilę zerkając na budynek, którego pilnowała.

- Chłopaki, mamy problem. Jakiś nastolatek kręci się w pobliżu. - powiadomiła Naomi, ukradkiem łapiąc się za ucho, by powiedzieć o wszystkim swoim braciom. Musieli przecież wiedzieć, że coś się działo i że musieli uważać.

- To się nim zajmij! - zawołał Frankie, lecz na tyle cicho, by nikt go nie usłyszał. Gdyby ktokolwiek skapnął się, że właśnie kradli dokumenty jednego z mężczyzn... Byłoby naprawdę źle.

- Nie krzycz na mnie, idioto. - warknęła dziewczyna, po czym natychmiast schowała telefon do kieszeni spodni. Musiała działać, musiała zrobić cokolwiek by odciągnąć nieznanego sobie chłopaka od miejsca zdarzenia.

Poprawiła włosy i ruszyła przed siebie, rozglądając się na boki, jakby wszystko wokoło podziwiając. Misja udawać, sprawiać pozory, że go wtedy nie widziała.

- O matko! Tak strasznie cię przepraszam, straszna ze mnie niezdara. - odezwała się Naomi, odsuwając się gwałtownie, gdy zderzyła się z torsem chłopaka. Robiła to specjalnie, a jednak tak, by się o tym nie dowiedział.

- Nie, nic nie szkodzi, nic się nie stało. Jestem cały. - powiedział od razu, kucając, by podnieść swojego laptopa, który, na jego nieszczęście, upadł na ziemię.

- To dobrze.

- Zajmij go czymś. - odezwał się Matt, widząc całą sytuację z okna. Nastolatka udała, że nic nie słyszała, bo postanowiła działać, nie wzbudzając podejrzeń nieznajomego. Nie była zawodową aktorką, ona nawet nigdy nie grała w żadnym przedstawieniu w szkole, ale musiała improwizować i wymyślić coś na szybko.

- Masz może chwilę czasu? Zrekompensuje ci trochę... Ten komputer. Lubisz ciasto? Tu za rogiem jest świetna kawiarnia. - powiedziała na jednym tchu, wskazując w jakimś kierunku. Pierwszy punkt: odgonienie "przeszkody" z miejsca zdarzenia, właśnie realizowany.

- W sumie... - zaczął chłopak, wzruszając ramionami, bo jednak sama myśl o cieście go w jakimś stopniu cieszyła. Dodatkowo fakt, że był głodny robił swoje.

- Świetnie, chodź. Oczywiście ja stawiam, możesz wziąć, co chcesz. - oznajmiła dziewczyna, ciągnąć go za sobą w odpowiednią stronę. Odwróciła się jeszcze za siebie i spojrzała na budynek, dostrzegając za firanką obu swoich braci, patrzących w jej stronę.

- Świetnie, Willow. - skomentował Frankie, unosząc kciuki w górę, ale ona już tego nie widziała, skupiona na drodze. Sprawianie pozorów przede wszystkim.

- Tak trzymaj. - dodał Matt, uśmiechając się pod nosem z pewnego rodzaju sukcesu siostry. Wiedział, że była zdolna, w wieku dziedzinach. A wtedy mogła się przecież wykazać w swoich umiejętnościach aktorskich, co nie było wcale takie łatwe, gdy działało się na spontanie.

- A tak swoją drogą, jak ci na imię? Chcę wiedzieć, komu zniszczyłam komputer.

- Jest cały, spokojnie. Najwyżej ma jakieś zadrapania. - odparł nastolatek, kurczowo trzymając swojego laptopa. Miał tam przecież dość ważne rzeczy, o których nikt nie mógł się dowiedzieć. - Louis jestem. - przedstawił się, wyciągając dłoń w jej stronę. Zdziwiona i lekko zdezorientowana dziewczyna zareagowała dopiero po chwili, ściskając jego dłoń.

- Oo, a ja Blanka. - zmyśliła, wymuszając się na uśmiech. Zdradzenie swojego prawdziwego imienia nie wchodziło wtedy w grę, szczególnie, że mógł przecież donieść o wszystkim policji, gdyby ktokolwiek ją rozpoznał. A to było raczej niewykonalne, bo nikt nie widział jej twarzy podczas akcji. - Jeszcze raz przepraszam za to wszystko. Naprawdę wierzę, że jest cały.

- Naprawdę nic nie szkodzi. Nic szczególnego na nim nie mam.

Masz, idioto. Dane dla policji.

Louis, chcąc szybko zmienić temat na jakiś inny, odwrócił się w jej stronę. Był ciekawy, czy dziewczyna mieszkała właśnie w Los Angeles, czy gdzieś indziej, w pobliskich miejscowościach, czy w zupełnie innej części kraju.

- Jeśli można spytać, jesteś stąd? - zagadnął, kiedy pomału dochodzili do kawiarni. Naomi natychmiast wymyśliła w głowie kolejną wymówkę, kolejne kłamstwo na swój temat.

- Z Los Angeles? Niee, przyjechałam tu tylko babcię odwiedzić. Tak, ma niedługo urodziny i głupio mi było nie być w tym dniu. - oznajmiła, stając się brzmieć, jak najbardziej naturalnie. Gdyby coś się wtedy posypało, gdyby jej bracia zostali złapani, a ona nie mogła im wtedy w żaden sposób pomóc... Musiała mieć w końcu wymówkę.

- To miłe z twojej strony. - skomentował Louis, kiwając głową z uznaniem. Choć nie znał Naomi, ani nawet jej prawdziwego imienia, czuł, że była miła i nieco zakręcona. Ale gdyby znał przede na jej temat...

- Wiem. - przytaknęła Naomi, zakładając kosmyk włosów za ucho. Oczywiście ten kosmyk, który nie odsłaniał jej słuchawki.

Łgasz, jak zawodowiec, Willow.

Zawsze miej plan ucieczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz