rozdział 4

42 4 0
                                    

- Dobra, jest was ósemka, czyli wszyscy są. Świetnie. - powiedział Clavis już kilka dni później, kiedy wszyscy "uczniowie" zjawili się na strzelnicy. Rozejrzał się po nich wszystkich, prędko ich przeliczając. - Dzisiaj na zajęciach, jak zauważyliście, jesteśmy na strzelnicy. Nie bez powodu, bo zorganizowałem dla was mały pojedynek. - powiadomił, przyciskając do piersi notes, w którym wcześniej coś zapisywał.

- Kreatywnie.

- Dobrałem wam pary, które później i tak się zmienią. Jedna z dwóch osób, która strzeli najwięcej razy w sam środek, przechodzi do kolejnej rundy, aż w końcu wyłoni się ta jedna osoba. Zwycięzca.

- Noo, dobry pomysł. - skomentował Felix, kiwając głową z uznaniem. Cała reszta od razu się z nim zgodziła, szczególnie że dawno nie robili sobie takich zawodów.

- Kto jest z kim? - spytała od razu Charlotte, ciekawa, z kim miała się zmierzyć. Zerknęła ukradkiem na Naomi, podejrzewając, że to właśnie z nią mogła wylądować w parze. W końcu były jedynymi dziewczynami w tamtym gronie.

- Spokojnie, moi drodzy. Wszystko w swoim czasie. - uciszył ich Clavis, uśmiechając się mimo wszystko. Cieszył się takim odbiorem z ich strony, bo wiedział chociaż, że mogli go za to lubieć jeszcze bardziej. - Uszykowałem dla was broń, weźcie ją i wróćcie tu.

Cała ósemka skierowała się do pomieszczenia obok, gdzie znajdowała się broń. Każdy z nich chwycił jeden z uszykowanych wcześniej pistoletów, po czym, w różnego rodzaju rozmowach, ruszyli z powrotem do sali.

Wyjątkiem był jednak Leo, który zatrzymał swoją dziewczynę, obejmując ją ramieniem w pasie.

- Mam nadzieję, że będę z tobą, Naomi. - wyszeptał do jej ucha, przez co przeszedł ją dreszcz. On doskonale wiedział, że tak się stanie, więc cmoknął ją za uchem.

- Jeśli chcesz przegrać... - mruknęła, starając się utrzymać swoją powagę. Nie chciała dać mu tej satysfakcji, tym bardziej że wszędzie były kamery i każdy mógł ich zobaczyć.

- Chcę wygrać, a później cię pocieszyć, skarbie. Doskonale wiesz, w jaki sposób.

- Napalony nastolatek, tacy najgorsi. - stwierdziła niezwykle poważnie, odsuwając go nieznacznie od siebie. Zaraz poklepała go po piersi, kręcąc głową sama do siebie. - Uważaj, bo ci ego jeszcze podskoczy, a tego nie chcemy.

Leo zatrzymał się, a jego mimowolnie otworzyły na jej słowa. Naomi w tym czasie zdążyła wyjść z pomieszczenia z cichym śmiechem, bo widziała jego reakcję.

- Dobra, to teraz pary. - powiedział mężczyzna, kiedy już wszyscy wrócili z powrotem na strzelnicę. Prędko otworzył swój notes, po czym zaczął czytać. - Nasze dwie dziewczyny razem, Naomi i Charlotte. - oznajmił, ma co obie nastolatki spojrzały po sobie, podejrzewając taką sytuację od samego początku. - Frankie i Gary, Matt i Milo. I na końcu Leo z Felixem. - wyczytał, a wszyscy ustawili się koło swoich par. Mężczyzna zamknął notes i spojrzał po nich wszystkich po kolei, natrafiając wzrokiem na dwie dziewczyny. - Na początek nasze małe zabójczynie. Ustawcie się.

Nie trzeba im dwa razy powtarzać, bo obie posłusznie podeszły do stanowisk wraz ze swoją bronią. Zanim jednak pojedynek się zaczął, spojrzały na siebie z tajemniczymi uśmiechami.

- Gotowa na przegraną? - spytała prowokacyjnie Charlotte, wypinając dumnie pierś do przodu.

- Chyba śnisz. - odparła jej Naomi, ustawiając się w podobnej pozycji.

Już chwilę później słychać było jedynie huk strzałów.

~*~

Dwie godziny później, po kilku seriach i pomieszanych już parach, nadszedł czas na ostateczny pojedynek między dwójką wygranych. Oboje stali koło Leo, czekając na jakieś słowa Clavisa, który notował coś w swoim notatniku.

- Naomi i Milo, ciekawie się zapowiada. Ustawcie się.

Naomi i Milo po raz kolejny tamtego dnia ustawili się na odpowiednich miejscach, założyli słuchawki i okulary ochronne, przygotowując się do pojedynku.

- No i komu ja mam kibicować, co? - odezwał się Leo, bo przecież dwie bliskie mu osoby miały zmierzyć się ze sobą. Podziwiał ich obydwu, a wszelkie szanse były naprawdę wyrównane i tylko los mógł zdecydować o wygranej.

- Oczywiście, że naszej małej siostrzyczce. Wiadomo, że wygra. - oznajmił Frankie, szturchając chłopaka w ramię. Zaraz odwrócił się do siostry, bo tylko jej wtedy kibicował najbardziej. - Dajesz, Naomi!

- Wierzymy w ciebie, siostra! - krzyknął Matt, na co omawiana dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, szczęśliwa, że tak jej kibicowali.

Prędko odwróciła się do chłopaka obok i wyciągnęła w jego stronę dłoń.

- Powodzenia, Milo.

- Niech wygra lepszy. - oznajmił, ściskając jej drobną dłoń. Uśmiech ozdobił jego twarz, bo wiedział, że była dobra, i oczywiście nie wyśmiałaby go, gdyby rzeczywiście przegrał w pojedynku z nią. Wiedział, że taka nie była.

Minęła chwila, a oni zaczęli strzelać do celu. Tamte kilka strzałów trwały dla nich w nieskończoność, mimo że były to zaledwie minuty. Wreszcie przestali, w pomieszczeniu nastała cisza, Clavis poszedł sprawdzić, kto trafił najwięcej razy w sam środek. Każdy wstrzymywał oddech, spoglądając na Naomi i Milo.

- Zwycięzcą zostaje... - odezwał się wreszcie Clavis, łapiąc nadgarstki zawodników w swoje dłonie. Nastała cisza, napięta, pełna wyczekiwania... Aż w końcu padło to jedno imię. - NAOMI!

- Tak się cieszę, skarbie! - zawołał Leo, łapiąc dziewczynę tak gwałtownie, że aż podniósł ją do góry, nieco odciągając ją wtedy od reszty.

- Brawo, siostra! - zawołał Matt i Frankie, także znajdując się przy swojej siostrze, by również ją wyściskać.

- Byłaś genialna. - powiedział ktoś inny, jednak Naomi nie była w stanie zidentyfikować tego głosu, gdy nagle wszyscy się koło niej kręcili.

Euforia trwała w najlepsze, ale dziewczyna nie zapomniała też o drugim zawodniku, który stał z boku i patrzył na cały tamten obrazek z delikatnym uśmiechem. Cieszył się jej szczęściem, bo naprawdę ją lubił.

- Wygrał lepszy, a bardziej wygrała. - stwierdził ze śmiechem, przytulając ją do siebie, by w spokoju jej pogratulować. Żadne z nich nie zwracało uwagi na resztę, którzy żwawo o czym dyskutowali. - Moje gratulacje, Naomi.

- Nie zapominaj, że ty także na podium się znalazłeś, Milo. To też dużo. - oznajmiła Naomi, kiedy już się od siebie odsunęli. Ona również mu gratulowała, bo był jednym z lepszych strzelców. Inaczej nie zaszedłby aż tak daleko.

- Mimo wszystko byłaś lepsza i nie zamierzam się z tym kłócić. - powiedział z delikatnym uśmiechem, nie zamierzając ulegać. Nie był w stanie zaprzeczyć, że była od niego o wiele lepsza. - Tylko bez krzyków mi tam, jasne? - dodał ze śmiechem, nachylając się w jej stronę. Naomi niemalże od razu zdzieliła go w ramię, doskonale wiedząc, co miał na myśli.

- Idiota...

Milo w odpowiedzi zaśmiał się głośno, na co dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie dany był jej jednak spokój, bo ktoś nagle objął ją od tyłu.

- Musimy iść zacząć świętować. - stwierdził Frankie, wdychając głośno powietrze nosem, jakby zaciągał się zapachem zwycięstwa. Naomi wyswobodziła się z jego uścisku, stając do niego twarzą.

- Christine i Drago nie pozwolą, z resztą mamy pracę.

- Udobrucham ich jakoś, idźcie się bawić. Tylko nie szalejcie za bardzo. - odezwał się mężczyzna, zjawiając się tuż za nią. Dziewczyna odwróciła się do niego z pewnego rodzaju zdradą w oczach. Nie miała nikomu za złe, że chcieli świętować. Co z tego, że w środku tygodnia.

- Rozwalimy całą siedzibę. - oznajmił Matt niezwykle poważnym tonem, równając kroku ze swoim rodzeństwem. Każde z nich stanęło twarzą do mężczyzny.

- Podpalimy ją. - dodał Frankie, a jego oczy zabłysły niebezpiecznie, bo chłopak wyjątkowo lubił "bawić się" z ogniem.

- I zabijemy wszystkich po kolei. - dopowiedziała Naomi, krzyżując ręce na piersi. Jej ton głosu przyprawiał o dreszcze i naprawdę trudno było wywnioskować, czy aby na pewno żartowała, czy mówiła prawdę.

- Co za dzieciaki...

Zawsze miej plan ucieczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz