prolog

87 3 0
                                    

- Louis, zdaj raport. Czego się dowiedziałeś? - powiedział jeden z policjantów, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia, gdzie znajdował się dziewiętnastoletni chłopak. Ten spojrzał na wchodzących mężczyzn, po czym odwrócił się z powrotem do swojego laptopa i włączył odpowiednie zdjęcia.

- Nie wiem, jak ma na imię, ale nazywają ją Willow. Szczerze, nie za wiele jest o niej informacji, tak jakby w ogóle nie istniała. Ale ustaliłem pewną rzecz.

- No to mów. Musimy wiedzieć, jak najwięcej. Kto wie, do czego jeszcze jest zdolna.

- Tutaj, na Beverly Boulevard będzie jutro. Godzina osiemnasta dwadzieścia trzy, punktualnie. - powiedział Louis zgodnie z prawdą, włączając mapę i pokazując palcem w odpowiednim miejscu. Nie trudno było ukryć, że mężczyźni byli pod wrażeniem tak precyzyjnej odpowiedzi.

- Wow! - odezwał się jeden z nich, spoglądając po reszcie z szeroko otwartymi oczami.

- Musimy tam wtedy być. - dodał kolejny z determinacją w głosie. Od miesięcy próbowali złapać tajemniczą zabójczynię, bezskutecznie jednak, a każdy, choćby najmniejszy, szczegół był na wagę złota.

- To niebezpieczne. Ona nie jest zwykłą zabójczynią, czy kimś w tym rodzaju. Jeszcze nikomu nie dało się jej złapać, a nie działa sama, jak wiecie. To może być pułapką. - oznajmił Louis, nie do końca przekonany do planu policjantów, których zdążył poznać w ostatnich tygodniach. Wiedział, że byli dobrzy, ale czasami też lekkomyślni i chcący zrobić wszystko szybko, a to przecież wcale nie było takie proste.

- No dobra, to, co twoim zdaniem mamy zrobić w tej sprawie? - spytał mężczyzna po lewej, krzyżując ręce na piersi. W jakimś stopniu wszyscy udali Louis'owi, a jego zdanie ostatnimi czasy było ważne.

- Dajcie mi trochę czasu, a coś wymyślę. - odparł chłopak od razu, wracając do swojego laptopa. Natychmiast zaczął przeszukiwać wszelkie notatki i wiadomości, które zdążył zebrać na temat Willow. - Musi mieć jakieś słabości, odkryję to. Choćbym miał stanąć z nią twarzą w twarz.

- Nawet nie umiesz walczyć. - przypomniał policjant po prawej, na co Louis przewrócił oczami. To nie siła się liczyła w tamtej sprawie.

- Nic nie szkodzi. Załatwię to inaczej.

- Ona cię zabije prędzej, niż ty coś z niej wyciągniesz. Zostaw to profesjonalistom, wiemy, co robić. - polecił jeden z czterech mężczyzn, klepiąc chłopaka po ramieniu. Ten westchnął, wiedząc, że im ciężko było przemówić do rozumu.

- Dobra. Tylko jeśli któryś z was tam zginie, to nie zrzucajcie winy na mnie. - powiedział, bo przeczucie podpowiadało mu, że to mogło skończyć się źle. Nie chciał ofiar, ale narzucać się też nie zamierzał. Byli przecież dorośli.

- Nikt nie zginie. - zapewnił najwyższy z policjantów, niezwykle pewny siebie, co nie udzielało się Louis'owi. Chłopak pokręcił głową, wracając do swojej wcześniejszej pracy, podczas gdy cała reszta zaczęła wychodzić z pomieszczenia.

- Obyś się nie mylił, Dickens. Obyś się nie mylił.

Zawsze miej plan ucieczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz