rozdział 14

31 4 0
                                    

Naomi otworzyła leniwie oczy, przeciągając się na swoim łóżku. Już po chwili podniosła się do siadu, a później wstała na równe nogi i podeszła do szafy, by wyciągnąć z niej jakieś ubrania. Jak codziennie, ubrała się, ogarnęła włosy przy lustrze i już miała wychodzić, gdy...

- Co się dzieje?

Drzwi ani drgnęły. Zdziwiona dziewczyna naciskała na klamkę jeszcze wieloma, ale zamek nie ustępował. Wreszcie uderzyła pięścią w drzwi z frustracji.

- Moi drodzy! Pewnie jesteście zdezorientowani, bo nie możecie wyjść ze swoich pokoi, ale to jest wszystko zaplanowane. - odezwał się głos z głośników. Naomi spojrzała na ten znajdujący się w jej pokoju i wywróciła oczami, wściekła, że szefostwo wymyśliło, żeby zamknąć ich w pokojach.

- To, kurwa, świetnie. - mruknęła pod nosem, po czym oparła czoło o drewnianą powłokę przed sobą. Emocje pomału z niej schodziły, choć wiedziała, że tak łatwo nie uda się jej wydostać z pokoju i wyjść "na zewnątrz".

- Macie piętnaście minut na wydostanie się ze swojego pokoju. Jeśli się wam nie uda, zostaniecie tam do kolacji. Jeśli jednak uda... No cóż, sami zobaczcie. - powiedział Drago, wzruszając ramionami. Doskonale wiedział, co przeżywali ci wszyscy zamknięci w pomieszczeniach, ale przecież kiedyś musiała nastąpić tamta sytuacja. Musieli sobie poradzić w KAŻDEJ sytuacji.

- Możecie używać wszelkich rzeczy, które macie w pomieszczeniu, bylebyście się wydostali. - dodała Christine, a kilkoro "więźniów" od razu rzuciło się na poszukiwania... Czegokolwiek, co mogło km się wtedy przydać.

- Od teraz czas jest liczony, macie piętnaście minut. - oznajmił mężczyzna, wskazując na zegarek, choć żadne z nich nie mogło tego zobaczyć. Naomi odwróciła się, stając plecami do drzwi, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Miała nadzieję, że uda się jej stamtąd wyjść, jak najszybciej, bo potrzebowała skorzystać z toalety, a ta niestety była poza jej zasięgiem i pokojem. - Kiedy wyjdziecie, widzimy się w stołówce. Powodzenia.

Wszyscy zaczęli poszukiwania - wszyscy prócz Naomi, która stała w tym samym miejscu i zastanawiała się nad tym, jak możnaby otworzyć te przeklęte drzwi.

Myśl, Naomi, myśl.

Wtedy w oczy rzuciła się jej toaletka, którą miała każda dziewczyna, kobieta w swoim pokoju i dotarło do niej, że przecież to właśnie tam mogła coś znaleźć. Natychmiast znalazła się w tamtym miejscu i zaczęła przeszukiwać szuflady w poszczególnych tej jednej jedynej rzeczy, która miała jej pomóc się wydostać.

Wreszcie, po jakże długich poszukiwaniach, znalazła - czarna wsówka do włosów znajdowała się między jej palcami. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie, by zaraz wrócić do drzwi. Doświadczenie w otwieraniu zamka miała duże, więc już po chwili zamek ustąpił, a ona w spokoju mogła wyjść ze swojego pokoju i udać się na stołówkę, jak nakazano.

- Wow! Pięć minut, Naomi. Niezła jesteś. Gratulujemy. - odezwał się Drago, widząc nastolatkę na horyzoncie. Ta podeszła do niego i jego żony bliżej, nieco zmęczona, choć sama nie wiedziała czym dokładnie. Nie zdziwił jej nawet fakt, że oboje stali na korytarzu, skąd można było dojść do wszystkich pokoi.

- Macie szczęście, że miałam przy sobie wsówki. Inaczej wciąż bym tam siedziała. - powiedziała, pokazując im ową rzecz, którą wciąż trzymała. To właśnie ona "uratowała" ją od głodówki tamtego dnia. - Co jest nagrodą? - spytała niemalże od razu, nie zamierzając nawet zwlekać. Widziała, że była pierwsza i, gdzieś w środku, czuła się wyróżniona, nawet jeśli nic jeszcze nie otrzymała, a cała reszta wciąż męczyła się z wyjściem.

- Przejdź do stołówki. Kiedy wszyscy wyjdą, dowiecie się wszystkiego.

~*~

Ludzie pomału wydostawali się na zewnątrz, ale nikt nie był szczególnie zdziwiony widokiem Naomi, która siedziała tam praktycznie od samego początku. Rodzice dziewczyny siedzieli nieopodal, nie zwracając na nią zbytniej uwagi, z resztą ze wzajemnością. Naomi prędko jednak podniosła się ze swojego miejsca, widząc na horyzoncie chłopaka, którego przecież tak dobrze znała.

- O matko! Leo! - zawołała, podbiegając do zakrwawionego nastolatka. Ten uniósł na nią wzrok, ale niemalże od razu przeniósł go na swoją krwawiącą dłoń. - Coś ty zrobił? - spytała, spoglądając na jego twarz. Nie widziała u niego jakiegoś szczególnego bólu, choć jej samej serce waliło w piersi. Wbrew pozorom martwiła się o wszystkich tam obecnych.

- Aa, to. To nic takiego. - powiedział, machając lekceważąco ręką. Nie interesowało go to, że był ranny, a to że i Naomi udało się wyjść. Ona była dla niego ważniejsza, jak nie najważniejsza.

- No jak "nic takiego"? Rękę sobie całą rozwaliłeś. To trzeba opatrzeć.

- Nic mi nie będzie, Naomi. - oznajmił, dotykając jej policzka dłonią, oczywiście tą "całą". Dziewczyna spojrzała w jego oczy, ale niezbyt mu wtedy wierzyła, widziała swoje i wiedziała, że rękę trzeba było opatrzyć.

- Nie wytrzymam z tobą kiedyś, naprawdę. Oszaleję. - mruknęła, kręcąc głową sama do siebie. Leo cmoknął ją tylko w policzek, czego już nie skomentowała, po czym podszedł do jednego z medyków, który czekał w salonie na potencjalnych pacjentów.

Dziewczyna nie stała tam za długo, bo zaraz na horyzoncie pojawił się jej brat. Prędko złapała się za głowę, widząc, że i on był ranny, również w dłoń.

- No kolejny. Co jest z wami nie tak? - spytała, nie ruszając się nawet z miejsca. Nie miała już siły patrzeć na krzywdę i obrażenia swoich bliskich, choć doskonale wiedziała, z czym się wiązała tamta praca.

- Oh, spokojnie, siostrzyczko. To akurat nic szczególnego. - powiedział Frankie, podchodząc do niej bliżej. Objął jej twarz dłonią i ucałował w głowę, jak gdyby nigdy nic.

- Christine! - zawołała Naomi, odwracając się do kobiety z beznadzieją w oczach. Christine spojrzała w jej stronę, dając jej tym samym znak, żeby mówiła dalej. - Wyślijcie mnie do wariatkowa. - dodała dziewczyna, na co kobieta jedynie zaśmiała się pod nosem, nic sobie nie robiąc z jej słów.

Czas na wyjście mijał i ku ich radości każdy zdążył się wydostać. Kilka osób potrzebowało opatrzenia, ale ich rany były powierzchowne i niezbyt poważne. Wreszcie całą grupą ustawili się wokół stolika, gdzie stali już Christine i Drago.

- Kogoś z nami nie ma? - zapytał mężczyzna, rozglądając się po zgromadzonych. Każdy spojrzał na każdego, ale nikt się nie odezwał, więc Drago mówił dalej. - Świetnie, wszyscy są. - skomentował, przenosząc swój wzrok na żonę i dając jej tym samym znak, żeby to ona mówiła.

- Co jest nagrodą?

- Niecierpliwi strasznie jesteście. - stwierdziła kobieta ze śmiechem, bo w ciągu tych piętnastu minut słyszała to wielokrotnie. Nie zraziła się tym jednak i wyprostowała dumnie, obserwując wszystkich. - Ubierzcie się ładnie, pójdziemy wszyscy ma obiad do restauracji. Choć tak możemy wam wynagrodzić to zamknięcie w siedzibie.

- A i możecie w końcu wyjść do ludzi, na świeże powietrze, zamiast siedzieć pod ziemią. - dodał Drago, unosząc palec w górę, jakby dostał nagłego olśnienia.

- Wy nas tu zamknęliście. - odezwała się Charlotte, ale nikt z towarzystwa nie skomentował jej słów. Zamiast tego Christine postanowiła odpowiedzieć najprostszą ripostą, jaką miała w zanadrzu.

- A wy dobrowolnie zgodziliście. - oznajmiła, a dziewczyna zamilkła, doskonale zdając sobie sprawę, że właśnie tak było. Każdy z nich zgodził się na to dobrowolnie, każdy wiedział, na co się pisał i z jakimi wyrzeczeniami to się wiązało. - Idźcie, widzimy się za pół godziny przy windzie.

I ruszyli do swoich pokoi, z których przecież mieli się wcześniej wydostać.

Zawsze miej plan ucieczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz