ROZDZIAŁ VI

182 8 0
                                    

Do chwili opuszczenia sali jadalnej i przekroczenia progu swojej małej sypialni w Królewskiej Przystani zachowała pełną powagę i spokój ducha, nie dając odczuć ani Jake'owi ani Luke'owi jak bardzo dotknęła ją wymiana zdań z Aemondem. Idąc z przybranymi braćmi przez korytarze w ogromnym zamku, który był dużo mniej przytulny niż ich dom na Smoczej Skale, przyspieszała co chwila kroku ponieważ czuła opadające z niej emocje i coraz bardziej rozchwiany chód oraz drżenie rąk. Za żadne skarby nie chciała, aby chłopcy dostrzegli jej emocje, dlatego pożegnała się z nimi zdawkowo tłumacząc, że musi się jeszcze odświeżyć przed kolacją. Zatrzasnęła za sobą drzwi z hukiem, za co od razu skarciła się w myślach, ponieważ mogło to zdradzić jej prawdziwe uczucia, skrywane głęboko pod maską obojętności.
Podeszła niestabilnym krokiem w stronę przygotowanego łoża z ozdobnym baldachimem i jedną dłonią oparła się o ramę do której był on przymocowany. Chciała wziąć kilka oddechów i uspokoić swój puls, jednak na nic się to zdało. Krew ciągle buzowała jej w żyłach, dlatego rzuciła się na łóżko twarzą skierowaną na dołu, a mebel odpowiedział jej cichym stęknięciem pod naporem jej ciała. Ukryła oblicze w miękkiej i pachnącej poduszce, założyła obie ręce za głowę i wydała z siebie bezgłośny krzyk, dając w ten sposób upust swoim emocjom. Niemal czuła pieczenie na piersi przez ukryty pod kaftanem naszyjnik. Co też ją podkusiło, żeby go ze sobą zabierać, powinna pozbyć się go w diabły, tak jak poprosił ją Jake. Musiała przyznać, że nieco jej to pomogło i po chwili bezruchu zaczęła powoli dochodzić do siebie. Rhaella podniosła głowę, a następnie każdą inną część ciała, jednak jej wzrok od razu napotkał wzrok Lynn, która opierała się nonszalancko o futrynę drzwi prowadzących do garderoby.
- Skończyłaś już? - zapytała udając znudzoną i niewzruszoną. Rhaella jednak nie próbowała ukryć zaskoczenia wizytą przyjaciółki.
- Nie wiesz, że nieładnie jest się zakradać do sypialni królewskiej Opiekunki? Ale właściwie czego ja wymagam, od zawsze brak ci odpowiednich manier. - wycedziła brunetka.
- Uczę się od najlepszych, o Pani. - odpowiedziała piegowata dziewczyna, zginając nogi w kolanach i prezentując dworskie dygnięcie skierowane tylko dla rodziny królewskiej. Rhaella prychnęła z największą gracją na jaką było ją stać, jednak niezmiernie cieszyła się z obecności swojej powierniczki sekretów. Wiedziała, że nie musi tłumaczyć się Lynn ze swojego zachowania, ponieważ najprawdopodobniej jej bystra przyjaciółka zdążyła już wysnuć odpowiednie wnioski na temat tego, co albo raczej kto był w stanie wyprowadzić Rhaellę Targaryen z równowagi w zaledwie godzinę od przybycia do zamku. Bez zbędnych słów usiadła na łóżku obok ciemnowłosej i położyła się na plecach, zostawiając swoje nogi zwisające nad ziemią.
- Wiesz może dlaczego ja również mam zaproszenie na to wątpliwej przyjemności wydarzenie, jakim jest dzisiejsza kolacja? - spytała kobieta, a Rhaella wyczuła w jej głosie stres. Lynn wprawdzie dobrze odnajdywała się wśród innych Targaryenów, nie tylko w towarzystwie Rhaelli, jednak nie znosiła dworskiej etykiety, za co córka Rhaenyry nie mogła jej w żadnej sposób winić.
Młoda Opiekunka odpowiedziała jej zaledwie wzruszeniem ramion, ponieważ same myśli o wspólnej kolacji wywoływały u niej mdłości. Była niemal pewna, że król Viserys nie ma im nic wartościowego i niecierpiącego zwłoki do przekazania, a wezwanie do Królewskiej Przystani było tylko kolejnym pretekstem do pogodzenia zwaśnionej rodziny, na co rzecz jasna nie było szans, zważywszy na dotychczasowe zachowanie jego synów i małżonki.
Kilka godzin dziewczyny spędziły na plotkowaniu i relaksie zanim Lynn niechętnie oznajmiła, że pora rozpocząć przygotowania, ponieważ już i tak straciły zbyt wiele czasu. Rhaella zaczęła jawnie marudzić i wymyślać różne wymówki dzięki którym kobiety mogłyby zostać w jej komnacie i w ogóle nie pojawiać się na rzeczonej kolacji, jednak Lynn nie chciała o tym słyszeć, najwidoczniej przejmując się otrzymanym zaproszeniem od samego króla. Służka Rhaelli udała się do garderoby, aby po chwili przynieść czarną jak noc, długą do kostek suknię dla swojej przyjaciółki. Brązowooka brunetka spojrzała na wybór Lynn z niesmakiem, za co dostała od niej po głowie poduszką. Dziewczyna wprawdzie nie miała problemu z noszeniem eleganckich i formalnych strojów, ponieważ zdążyła się już przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy, jednak ubranie które rudowłosa służąca dla niej wybrała było nieco mniej formalne, niż można by się tego spodziewać. Czarna suknia była rzeczywiście odpowiedniej długości, aby nie wywoływać zgorszenia u nikogo z obecnych gości, jednak uszyta była z przylegającego i lejącego się materiału, który idealnie dopasowywał się do figury Rhaelli, a nie była wykonana ze sztywnej i odstającej tkaniny tak jak większość jej formalnych ubiorów i posiadała głębokie rozcięcie na prawej nodze. Kiedy grymas znikł z twarzy dziewczyny spojrzała przelotnie na Lynn, która nie kryła swojego przebiegłego uśmiechu. Opiekunka Smoków pomyślała, że rudowłosa chciała spróbować sprowokować przede wszystkim nieskazitelną królową Alicent ubiorem Rhaelli, dlatego brunetka również delikatnie się uśmiechnęła i bez dłuższego sprzeciwu nałożyła na siebie suknię, nie siląc się na pójście w tym celu do innego pomieszczenia. Rozbierając się do samej bielizny, spojrzała na siebie w lustrze, a najdokładniej przyglądała się bez słowa swojej długiej szyi, na której nadal wisiał medalion z szafirem, który zaczynał ją doprowadzać do szału. Skarciła się w myślach i postanowiła, że po kolacji bezpowrotnie się go pozbędzie. Nawet jeśli przyjaciółka dostrzegła jej biżuterię, to postanowiła to przemilczeć, co było do niej podobne. Lynn w kwestii ubioru postawiła natomiast na równie elegancką, ale prostą suknię z grafitowej sztywnej tkaniny, na co Rhaella długo protestowała - jednak bezskutecznie. Chciała, aby przyjaciółka wyglądała podobnie do niej podczas posiłku, ale Lynn pozostała nieugięta. Grając nadal nieco naburmuszoną, pozwoliła aby przyjaciółka poprawiła jej fryzurę i upięła ją w zmyślny warkocz, po czym obie wyruszyły znaną sobie drogą do jadalni, aby wkroczyć do jaskini bestii.
Drzwi do pomieszczenia stały otworem, a przed nimi stała Rhaenyra i rozmawiała o czymś żywo ze swoim ukochanym ojcem. Kiedy oboje dostrzegli zbliżające się dziewczyny natychmiast zamilkli, a na ich twarzach zagościł szczery uśmiech. Dziewczyny domyślały się, że reszta rodziny już zasiada przy wieczerzy, ponieważ po ich dotarciu dziedziczka tronu i król weszli do pomieszczenia pod ramię z każdą z nich i zamknęli za sobą wrota do sali. Miejsce Lynn przy stole znajdowało się po prawicy Lucerysa, a miejsce Rhaelli między Jacearysem a Daemonem. Brunetka wypuściła dłoń przyjaciółki z uścisku i przeciskając się między siedzącymi zajęła należne jej krzesło. Przywitała się promiennie z Jakem, którego spojrzenie było nieco zatroskane, jednak szybko chłopak rozchmurzył się, widząc dobry humor siostry. Przez całą kolację nie odrywał już od niej wzroku, ochoczo rozprawiając z nią o zamkowych plotkach, których zdążył już zasięgnąć podczas ich kilkugodzinnej rozłąki. Dziewczyna popijała wino ze złotego kielicha i śmiała się niemal do rozpuku, zasłaniając usta prawą dłonią i uważając, aby nie rozlać trunku. Starsza część rodziny również była pogrążona w przyjaźnie wyglądającej rozmowie, a Rhaelli przemknęło przez myśl że może ta kolacja nie okażę się tak istną katastrofą, jak to wcześniej zakładała. Synowie królowej Alicent rozmawiali między sobą przyciszonym tonem, jedynie siedząca na przeciwko Jake'a Healena w milczeniu słuchała ich słów. Co jakiś czas jej spojrzenie natrafiało na spojrzenie Rhaelli i dziewczyny wymieniały smutne uśmiechy, mające zapewne pocieszyć się wzajemnie po incydencie przed kolacją. Rhaella zaczęła bardziej skupiać się na konwersacji, która wywiązała się między Daemonem, a samym królem.
- Słyszałem już niejednokrotnie, że te robale na Stopniach zaczęły ponownie wychodzić ze swoich nor. Wybiorę się tam po raz kolejny i zakończę te sprawę raz na zawsze. Po wymordowaniu wszystkich postawimy tam zamek i umiejscowimy garnizon. Tak dłużej nie może być, Viserysie. - rzeczowym i miarowym tonem rzekł Daemon, który po raz kolejny był gotowy, aby bronić granic królestwa swego brata. Dorośli zaczęli wymieniać się spostrzeżeniami, jednak brunetka straciła swoje skupienie i wątek, kiedy spojrzała na ogromne otwarte okno, prowadzące po części na widok ze smoczej stajni. Wiedząc, że atmosfera kolacji już dawno straciła na formalności, odeszła po cichu od stołu odsuwając krzesło i oddaliła się do okna, które pozwoliłoby jej na nieco oddechu.
Jej oczom rzeczywiście ukazała się wschodnia część smoczej stajni, która była zbudowana w iście królewskim stylu. Król nigdy nie oszczędzał pieniędzy jeśli chodziło o najważniejsze dziedzictwo Targaryenów, czyli o smoki. W stajni wypoczywały aktualnie młode osobniki - Arrax i Vermax, starsze natomiast musiały uczestniczyć w wieczornym polowaniu i patrolowaniu okolicy królestwa, ponieważ Rhaella nie dostrzegła żadnego z nich w okolicy, ani na ziemi ani na nieboskłonie. Pozwoliła sobie na pogrążenie się w myślach na temat Dreamfyre, która być może właśnie w tej chwili składała swoje pierwsze jaja od wielu lat, a ona, królewska Opiekunka Smoków musiała tracić swój czas na bezowocnej kolacji. Czuła narastającą irytację, jednak wmawiała sobie że już niedługo będzie po wszystkim i bez względu na to, czy reszta jej rodziny postanowi zatrzymać się jeszcze przez kilka dni u króla, ona powróci jutro z samego rana na Smoczą Skałę. Wbrew tego co wykrzyczał jej Jake, miała ona swoje obowiązki, które były dla niej niemal wszystkim i chciała je należycie wykonywać. W momencie w którym tor jej myśli zszedł na najstarszego syna Rhaenyry, ten pojawił się obok niej w oknie i spojrzał na nią z troską.
- Też mam już dość. Nic nie znaczące rozmowy, wymuszone uśmiechy i komplementy. Zdecydowanie wizyta raz w roku mi odpowiada. - powiedział spokojnie, jednak jego pięści były delikatnie zaciśnięte na znak wewnętrznego protestu.
- Kogoż to musiałeś zaszczycić swoimi wyszukanymi komplementami? Wyniosłą Alicent, czy tego głupka, Aegona? - zapytała niemal szeptem i zbliżyła się do ucha Jake'a. Ten spojrzał na nią z nieukrywanym rozbawieniem, ale nie odpowiedział jednoznacznie na pytanie. Zamiast tego przybrał śmiercionośną, wyprostowaną postawę ciała i powiedział najpoważniej jak potrafił.
- Potnę Aegona we śnie, jeśli jeszcze raz odważy się odezwać do ciebie w ten sposób.
Rhaella w pierwszym momencie chciała się oburzyć, ponieważ dobrze wiedziała że bez problemu sama poradziłaby sobie ze starszym wujem, jednak zachowanie Jake'a wywołało w niej dotąd słabe znane uczucie. Spojrzała w poważne oczy chłopaka i położyła swoją dłoń na jego dłoni.
- Uważaj, co obiecujesz. Myślę że taka sytuacja będzie miała miejsce jeszcze nie jeden raz. - kobieta bardziej żartowała niż mówiła poważnie, ale chłopak ściągnął usta i napiął mięśnie w taki sposób, że uwydatnił swoje kości policzkowe.
- Nie dam tak traktować ani ciebie, ani nikogo z naszej rodziny. Trzeba temu paniczykowi pokazać, kto jest prawowitym dziedzicem Żelaznego Tronu. - brunetka wczepiła palce wolnej dłoni w swoje upięte włosy i wykrzywiła usta w lekkim uśmiechu, jednak kiedy zobaczyła powagę, jaką nadal odznaczał się Jacearys, uśmiech automatycznie znikł z jej buzi.
- Jeśli mówisz poważnie, to zapomnij o tym. Jutro z samego rana wrócimy we dwójkę do domu, nieważne czy matka będzie chciała jeszcze zostać i ten koszmar znowu odejdzie w zapomnienie. Nie daj się mu sprowokować, on przecież na to właśnie liczy, Jake... - zaczęła dziewczyna, ale mocno skrywane napięcie chłopaka znalazło wreszcie swoje ujście.
- On wygrywa, Rhael! On zawsze wygrywa, dość tego. - powiedział nieco zbyt głośno brunet, aż Rhaella odwróciła się nerwowo w stronę stołu jadalnego, jednak na szczęście nikt nie usłyszał chwilowego wybuchu Jake'a.
- Ochłoń. Jutro sam przyznasz mi rację. - zmrużyła swoje oczy i zacisnęła zęby licząc na zakończenie dyskusji, jednak Jacearys był zbyt wzburzony. Wyrwał swoją dłoń spod jej uścisku i odwrócił się na pięcie od młodej kobiety, zostawiając ją samą przy oknie. Brązowowłosa odetchnęła głęboko, chcąc wyrzucić z siebie całe napięcie które się jej trzymało, jednak usłyszała powolne kroki zbliżające się w jej stronę, więc uznała że syn Rhaenyry nie dał jeszcze za wygraną.
- Mówiłam nie, Jake! Mam ci to przeliterować, żebyś zrozumiał? - huknęła gniewnie, nie zważając już na innych obecnych w sali. Po tych słowach odwróciła się w stronę nadchodzącego chłopaka, jednak jej wzrok nie spoczął na czekoladowych oczach przybranego brata. Zamiast tego miała przed sobą wyższego i smuklejszego od niego Aemonda, o platynowych włosach i jednej błękitnej tęczówce oka. Chłopak doszedł do parapetu i spojrzał na nią z wyższością, niemal śmiejąc się w jej twarz, ponieważ jeden z kącików jego ust już wędrował ku górze w geście triumfu. Rhaella czuła jak krew napływa jej do twarzy i robi się czerwona ze wstydu. To tylko wzmocniło jej gniew, więc zarzuciła bezceremonialnie wypuszczonym kosmykiem włosów i odwróciła głowę w taki sposób, aby nie patrzeć na młodego mężczyznę. Ku jej niezadowoleniu Aemond najwyraźniej postanowił pastwić się nad nią, ponieważ odezwał się szyderczym tonem.
- Czyżby nasz mały giermek ci się narzucał? Oh, książątko zapewne nie radzi sobie z odrzuceniem... aczkolwiek myślę, że nawet przeliterowanie mu tego na niewiele by się zdało. - dziewczyna mogłaby przysiąc, że gdyby jego lewe oko nie było stracone, to śmiałoby się wówczas tak samo wyraźnie jak prawe. Chłopak najwyraźniej był bardziej rozbawiony całą sytuacją, niż chciał szydzić z Rhaelli, dlatego ta zdecydowała się odpowiedzieć na jego zaczepki.
- Nie bardzo obchodzi mnie co myślisz. Co więcej - mylisz się co do Jake'a. Na twoim miejscu zajęłabym się Aegonem, który zaraz spadnie z krzesła i wyląduje pod stołem. A może pójdziesz napełnić mu kielich? - spiorunowała Aemonda wzrokiem chcąc go rozjuszyć, jednak jej próby spełzły na niczym. Oko chłopaka nadal błyszczało z rozbawienia, a uśmiech ani trochę nie zelżał na sile.
- Nie jestem jego niańką. - odparł stanowczo i odwrócił się przodem do dziewczyny, aż w jej polu widzenia znajdował się tylko jego szeroki tors ubrany w skórę z zielonymi odznaczeniami.
- Ah tak? Wydawało mi się nieco inaczej podczas naszej ostatniej przemiłej pogawędki. - dziewczyna wiedziała, że wyraz jej twarzy zapewne przypomina teraz grymas podobny temu, który towarzyszy podczas picia mocnego alkoholu, ale miała to gdzieś. Nadal nie uspokoiła się po wymianie zdań z Jakem, a teraz jeszcze zmuszona była stać ramię w ramię z Aemondem. Swoimi słowami wreszcie zdarła ten szyderczy uśmieszek z jego twarzy, co uznała za swoje osobiste zwycięstwo.
- Radzę ci uważać na swój niewyparzony język, księżniczko. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale Aegon łatwo nie zapomina zniewag. Zalazłaś mu za skórę.
- Bardzo dobrze. Niech twój brat skupi swój gniew na mnie, zamiast wyładowywać go na niewinnych służących, albo co gorsza na waszej siostrze. - wiedziała, że rozmowa schodzi na niebezpieczny temat, jednak nie zdążyła w porę ugryźć się w język. Przez myśl przemknęło jej, że może rzeczywiście ma niewyparzoną gębę. Chcąc nie dopuścić jasnowłosego do głosu, dodała pospiesznie. - Nauczyłabym go pokory. Już widzę jego spłakaną minę, kiedy przegrałby ze mną w pojedynku.
Zgodnie z jej przewidywaniami Aemond puścił uwagę na temat przemocy brata mimo uszu i skupił się na ostatnich słowach brunetki. Założył obie ręce skrzyżowane za plecami i odpowiedział z nieskrywanym uśmiechem, który po pojawieniu się na jego twarzy od razu ożywił jego oblicze.
- Chciałbym zobaczyć, czy walczysz równie dobrze jak pyskujesz. Byłabyś mistrzem całego Westeros. - rzucił uszczypliwą uwagę, jednak kiedy Rhaella chciała odpowiedzieć coś błyskotliwego, on również nie pozwolił dojść jej do głosu. - Aegon straciłby nad sobą panowanie już na samym starcie, kiedy tylko byś się do niego odezwała. Taka walka nie byłaby żadnym wyzwaniem. Może zamiast tego wolałabyś zmierzyć się z kimś, na kim twoje desperackie oblegi nie robią najmniejszego wrażenia? - dziewczyna mogłaby dać odciąć sobie rękę, że książę właśnie mrugnął do niej jednym zdrowym okiem. Zrobiło się jej jeszcze bardziej gorąco, jednak ciężko jej było określić przyczynę tego wzrostu ciśnienia. Gniew był na pewno jedną z opcji, ponieważ uszczypliwe słowa chłopaka dudniły jej w głowie, ale wyprostowała się jednocześnie strzepując materiał sukni, aby go wygładzić. Nie odrywała wzroku od Aemonda, a on patrzył na nią równie przenikliwie. Nie chcąc pod żadnym pozorem przegrać tego niemego pojedynku, dziewczyna próbowała nawet nie mrugać, a później zapomniała również o oddychaniu. Chłopak nie dawał za wygraną, a jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, co sugerowało że on również próbował uspokoić oddech. Kiedy Rhaella zorientowała się, że jasnowłosy patrzy jej w oczy ale jednocześnie omiata również jej klatkę piersiową - automatycznie wpadła w panikę. Naszyjnik z klejnotem zaczął ciążyć jej na piersi, niczym kotwica cumująca statek. Poczuła zimny pot na plecach, po czym pospiesznie odchrząknęła i spuściła wzrok z twarzy chłopaka, dając mu tym samym do zrozumienia że się poddała.
Aemond skinął jej głową i jedną dłonią wskazał w stronę stołu jadalnego, poprawnie odczytując jej chęć powrócenia do posiłku. Wyprzedziła go szybkim krokiem, nie chcąc wracać do rodziny w jego towarzystwie i pospiesznie usiadła na wolnym miejscu obok Healeny, która od razu rozpromieniła się na widok przybranej siostrzenicy. Rhaella nie mogła pozwolić sobie na bycie roztrzęsioną na oczach całej rodziny, dlatego użyła wszystkich swoich sił aby opanować rozszalałe bicie serca. Healena na szczęście rozpoczęła rozmowę i dziewczynie od razu łatwiej się było przystosować. Jasnowłosa wypytywała ją o wszystkie szczegóły związane z lęgiem Dreamfyre i było widać, że jest nim szczerze zainteresowana, co wywołało w Rhaelli szczęście. Młoda kobieta z przejęciem opowiadała jej każdy dzień, począwszy od parzenia się jej smoczycy, skończywszy na dniu wyjazdu do Królewskiej Przystani. Tętno Rhaelli powróciło do normy, więc odprężona opowiadała również co spotkało ją przez ostatnie lata, kiedy nie widziała się z ciotką. Jednak zarówno ich rozmowę, jak i rozmowę Rhaenyry, Viserysa, Alicent i Daemona przerwał wchodzący do pomieszczenia królewski posłaniec, niosąc w dłoniach idealnie zawinięty kawałek zapieczętowanego pergaminu. Rhaella z daleka rozpoznała pieczęć Smoczej Skały, którą tak dobrze znała. Zaraz za posłańcem kroczył Jacearys, a po jego kroku można było wnioskować że odebrał już wiadomość od mężczyzny. Brunetka nie miała żadnych wątpliwości, że stało się coś złego, ponieważ chłopak z trudem nad soba panował i wręcz dobiegł do własnej matki, poprawiając sztylet umieszczony za pasem, tak jakby jego dotyk mógł go uspokoić. Posłaniec dotarł przed oblicze Rhaenyry, jako dziedziczki Smoczej Skały i przekazał jej szeptem treść meldunku. Matka Rhaelli zbladła, ale stała twardo na nogach. Spojrzała po zdziwionych twarzach swojej rodziny, zatrzymując wzrok na córce.
- Dreamfyre... złożyła jaja. - powiedziała kobieta, a Daemon oparł jej rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy, chcąc coś jeszcze z nich wyczytać. Dla Rhaelli czas na moment stanął w miejscu i nie chciał przyspieszyć. Wiedziała, wiedziała od początku że podróż tutaj nie przyniesie niczego dobrego! Trzeba było ufać swojej wiedzy i intuicji i nie opuszczać Smoczej Skały aż do złożenia jaj przez błękitną smoczycę.
- Ile jaj? Są odpowiednio zabezpieczone? Po jakim czasie je odnaleziono? - dziewczyna zasypała matkę lawiną pytań.
- Według meldunku znaleziono dwa jaja, są już odpowiednio ogrzewane i zabezpieczone. Dreamfyre również jest w dobrej kondycji... - zaczęła Rhaenyra, jednak nie spuszczając wzroku z córki po chwili pauzy dodała. - Były... były trzy jaja. Ktoś ośmielił się ukraść trzecie jajo z legowiska.
Na sali jadalnej zapanowała niczym niezmącona cisza. Rhaella wytrącona z równowagi oparła się o blat stołu. Zupełnie nie spodziewała się takiej informacji. Również reszta rodziny zdawała się być w szoku, a król Viserys najbardziej.
- Kto był tak bezczelny, żeby ukraść owoc dziedzictwa Targaryenów?! Lecimy tam niezwłocznie i nabijemy jego głowę na pikę!
Rhaenyra oderwała spojrzenie od swojej córki i przeniosła je na zatroskanego ojca. Westchnęła głęboko i dokończyła przekazywać treść wiadomości od posłańca.
- Zwiadowcy dostrzegli uciekającego z jajem dornijczyka. Nie zdążyli go złapać, ponieważ ten zeskoczył z klifu prosto na czekający na niego statek.
- Wszystko zaplanował, skurwysyn. Czekał aż opuścimy Smoczą Skałę, co idealnie współgrało ze złożeniem jaj przez Dreamfyre. - głos Daemona zagrzmiał w pomieszczeniu niczym burzowy grom. Rhaenyra stała jak sparaliżowana nie wiedząc co począć, dała więc wolną rękę swojemu towarzyszowi życia. Po chwili analizowania sytuacji, Daemon odezwał się ponownie.
- Po co wezwałeś nas do siebie , bracie? - podszedł stając twarzą w twarz z królem i chwycił go za ramiona. Król był również bardzo przejęty kradzieżą jaja, dlatego odpowiedział bez chwili zwłoki.
- Ja... dwa dni temu dostałem kruka z Dorne, że rodzina królewska pragnie połączyć swój ród z naszym. Chciałem porozmawiać o tym z wami w cztery oczy, a nie wysyłać posłańca... - król zauważając już swój katastrofalny w skutkach błąd, spuścił wzrok aby umknąć przed karcącym spojrzeniem młodszego brata.
- Wszystko jasne. To zapewne spisek! Pieczęć królewska została podrobiona, a pretekst wywabienia nas z naszego domu udał się tej kanalii wprost idealnie. - narastającą wściekłość Daemona można było odczuć z kilku metrów.
- Pieczęć była oryginalna, na pewno. - dodał po chwili król Viserys na swoją marną obronę.
Wszyscy jednak puścili tłumaczenia władcy mimo uszu, co zapewne było brakiem szacunku, jednak Viserys nie zwracał na to uwagi. Myśli Rhaelli krążyły od jaj, po Dreamfyre, aż po Smoczą Skałę i oblicze uroczego, niewinnie wyglądającego dornijskiego chłopaka, który pomagał się jej zajmować smokami. Dziewczyna kompletnie nie wiedziała, jaka intryga stoi za kradzieżą jaja, jednak wiedziała że prędzej całe królestwo spłonie, niż mężczyźnie ta zniewaga ujdzie na sucho. Rhaella była odpowiedzialna za smoki Targaryenów, więc w jej głowie układał się coraz bardziej wyraźny plan odzyskania skarbu rodu. Kiedy nikt nie zabierał głosu, zastanawiając się jakie kroki poczynić, ona odezwała się donośnym głosem.
- Jeśli kradzież miała miejsce dziś, to złodziej nie uciekł daleko. Lynn przekazała mi, że wiatry nie sprzyjają podróżom statkiem, a żeby dotrzeć do Dorne nie ma innego wyjścia niż pokonanie całego akwenu. Natychmiast wracam na Smoczą Skałę i wyruszam za dornijczykiem. Odzyskam jajo, choćbym miała skąpać całe Dorne we krwi ich rodaka. - postawiła kilka kroków w stronę Rhaenyry, szukając w niej poparcia pomysłu i aprobaty, jednak nic takiego nie znalazła. Chcąc przekonać resztę zgromadzonych do swojego planu, dodała. - Jake wyruszy ze mną na Vermaxie, to jedyny sposób żeby zyskać na czasie. Lynn poleci z nami... - nie zdążyła skończyć zdania, a Rhaenyra i Daemon gwałtownie zmienili wyraz twarzy. Rhaella podniosła ręce do góry w geście kapitulacji, ponieważ chciała, aby rodzice dali jej dokończyć.
- Wiem, że to niebezpieczne i nie wiemy czy się uda, ale musimy spróbować. Nie mamy tyle czasu, żeby Lynn wróciła drogą morską na Smoczą Skałę, a jest ona jedynym żeglarzem któremu jestem w stanie zaufać w tak ważnej sprawie. Potrzebuję znakomitego kapitana, a bez urazy Viserysie, ale ci królewscy nie dorastają mojej służce do pięt. - zakończyła wywód, ale widząc nieprzekonaną minę swojego przybranego dziadka, chciała przekonać go kolejnymi niezbitymi argumentami. Starszy mężczyzna podniósł jednak dłoń ku górze, nakazując zachowanie ciszy wszystkim obecnym w pomieszczeniu. Zdawał się on dokładnie analizować plan wnuczki, myśli przebiegały przez jego twarz co można było wyraźnie dostrzec w jego mimice. Po chwili odezwał się tonem nieznoszącym sprzeciwu, a jego słowa zmroziły krew w żyłach Rhaelli.
- Rozsądny plan. Masz kapitana, ty znasz się na smokach jak nikt inny w królestwie, ponadto możesz wyruszyć na statku nieprzyozdobionym moimi chorągwiami, aby nikt nie łączył naszego rodu z tą skrytą inwigilacją Dorne. Potrzebujesz jeszcze smoka, który zdoła się ukryć gdy zajdzie potrzeba, ale również odpowiednio doświadczonego, zdolnego spalić całą wioskę wedle rozkazu.
Fioletowe oczy Rhaelli zwęziły się, ponieważ wizja spalenia wiosek od razu narzuciła jej na myśl Aemonda i Vhagar... jednak wzmianka o ukrywaniu się nie pasowała do ogromnej i ociężałej smoczycy. Nie zdążyła zabrać głosu, oczywiście w celu przekonania króla że Vermax da sobie radę z powierzoną mu misją, ponieważ król postanowił dokończyć myśl.
- Pod osłoną nocy poleci z wami Aegon, dosiadając grzbietu Sunfyre'a.
Rhaenyra porzuciła stoicki spokój i wykrzyknęła, nie hamując gniewu.
- Nie ma takiej możliwości, ojcze! To wystarczająco niebezpieczne zadanie, nie pozwolę aby nieobliczalność twojego syna zagroziła mojej córce. - błysk w jej oku sugerował zawziętość, którą cechowała się niemal cała krew Targaryenów, ale również do tej pory milcząca Alicent - jako matka chłopaka - zabrała głos sprzeciwu. Rhaella spojrzała na Aegona, który słysząc słowa swojego ojca chyba automatycznie wytrzeźwiał siedząc przy stole, jednak jego wyraz twarzy zdawał się mówić, że nie wierzy w to co słyszy. Król natomiast nie chciał słyszeć już ani słowa więcej.
- Zostało skradzione jajo smoczycy Healeny. Żony Aegona. Jakim mężem byłby mój syn, gdyby siedział bezczynnie w pałacowych komnatach, mając na swoje wezwanie jednego z najbardziej doświadczonych smoków w królestwie?
Pierworodny syn Viserysa nadal milczał, wpatrując się pustym wzrokiem w równie pusty złoty kielich stojący przed nim. Nikt nie ośmielił się wchodzić w dalsze dyskusje z władcą, jednak Rhaella nie chciała dać za wygraną. Patrzyła błagalnym wzrokiem na swoją matkę, jednak ta odmówiła w niemym geście zrezygnowania, więc dziewczyna skrzyżowała swoje spojrzenie z Daemonem, chcąc go sprowokować. Miała nadzieję, że jej przybrany ojciec sprzeciwi się bratu, nie pierwszy raz zresztą. Daemon jednak milczał, co było do niego niepodobne. Wszyscy zmówili się przeciwko niej... bez problemu poradziliby sobie z Lynn i Jakem oraz jego smokiem, na nic przyda im się Aegon, który ledwo zdawał się zachowywać trzeźwość umysłu. Za jej plecami niespodziewanie pojawił się Jacearys, który objął ją troskliwie ramieniem, jednak on również nie zebrał się na odwagę, aby sprzeciwić się woli panującego króla. Rhaella miała mu to za złe, dlatego strąciła jego dłoń jednym ruchem ciała. Dopiero w tym momencie o swojej obecności dał znać drugi syn króla, który do tej pory milczał i wysłuchiwał całego zdarzenia z odległości.
- Kapitan, Smocza Opiekunka i smok z jeźdźcem. Chyba brakuje istotnego elementu, ojcze. - trzymając obie dłonie za plecami, podszedł miękkim i sprężystym krokiem przed oblicze Viserysa, nie chcąc dłużej chować się w cieniu. Jego ojciec bacznie obserwował każdy jego ruch, a następnie przez chwilę oboje wpatrywali się w siebie.
- Wojownik. Potrzebujecie kogoś kto was obroni w razie niebezpieczeństwa nacierającego z ziemi.
Królowa Alicent ku zaskoczeniu wszystkich dopadła do króla i chwyciła go za dłonie, które przyłożyła sobie do twarzy. Panika w jej słowach była bardzo wyraźna, jednak starała się nie załamywać głosu.
- Wyślesz obu swoich synów na pogoń za złodziejem jednego jaja? To twoi synowie, twoja krew Viserysie! Nie możesz, jedno jajo nie jest warte żadnych konsekwencji, które nastąpią jeśli im się coś stanie...
- Właśnie dlatego nic nie rozumiesz, Alicent. Jedno jajo jest warte wszystkiego. - odpowiedział Daemon, wtrącając się w wymianę zdań między małżonkami, ale mina króla zdawała się zdradzać, że jego myśli są podobne do myśli jego brata.
Serce Rhaelli na przemian zatrzymywało się i zaczynało bić. Myśli kłębiły się w jej głowie, szukała jak najszybszego wyjścia z sytuacji, w którą król właśnie próbował ją uwikłać chcąc odzyskać jajo Dreamfyre. Brunetka mimo narastającej paniki ogarniającej jej ciało i mózg, zdołała zachować bystrość umysłu i odpowiedziała na argument Aemonda i króla, który wysnuli wspólnymi siłami.
- Dwóch królewskich synów na nieoznakowanym statku? Chyba źle cię zrozumiałam, królu. Chciałeś zachować tę podróż w tajemnicy, a nie ogłaszać wszystkim szpiegom w królestwie, że dwoje z twoich dzieci wyrusza na cichą inwazję na Dorne, jeszcze w towarzystwie smoka. - włożyła niemały wysiłek, aby wypowiedzieć to zdanie pewnie i z determinacją.
- W towarzystwie dwóch smoków, księżniczko. - zdrowe oko Aemonda spojrzało na nią z naprzeciwka, na co dziewczyna niemal wybuchnęła irracjonalnym śmiechem.
- Vhagar udająca się niepostrzeżenie na lot w kierunku Dorne! Postradałeś rozum? - wykrzyknęła brunetka, a Jake który nadal stał blisko niej, zdawał się postawić krok do przodu w stronę młodszego wuja.
Zanim jasnowłosy zdołał odpowiedzieć cokolwiek błyskotliwego, król zabrał głos w sprawie.
- Oczywiście że nie polecisz na Vhagar, synu. Jest zbyt duża, zbyt rozpoznawalna. Co więcej nie przewiduję, żebyście musieli spalić całe Dorne! Wystarczy wsparcie Sunfyre. Koniec dyskusji. - władca usiadł w końcu na krześle, a na jego czole pojawiła się strużka potu, którą dostrzegła Rhaenyra i podeszła bliżej ojca, chcąc okazać mu swoje wsparcie i aprobatę. Rhaella uznała, że to idealny moment aby wykorzystać odmowę króla.
- Aemond również nie jest potrzebny, Viserysie. Walczę równie dobrze jak on i potrafię nas obronić, gdyby zaistaniała taka potrzeba. - mówiąc to nie patrzyła na swojego dziadka, a spojrzeniem rzucała wyzwanie jasnowłosemu chłopakowi.
W sali, w której wszyscy przebywali rozległ się gwałtowny grzmot dochodzący z zewnątrz. Dziewczyna spojrzała na horyzont przez otwarte okno. Na błoniach szalała burza i nawet smoki usunęły się ze smoczej stajni w jakieś bardziej ustronne miejsce, chcąc schronić się przed nawałnicą. Rhaella powróciła jednak do patrzenia to na króla, to na Aemonda, oczekując jakiejś reakcji z ich strony. Chłopak jednak nie dał się sprowokować jej jasnej zniewadze, natomiast król niedbale machnął ręką zbywając argument dziewczyny. Młoda kobieta intensywnie myślała nad kolejnymi słowami, jednak jak na złość nic nie przychodziło jej do głowy. Spojrzała na długi miecz wystający zza pleców jednookiego księcia i na jego zadziorny wyraz twarzy. Teraz to on starał się ją sprowokować do działania, ponieważ uważał że sprawa jest już przesądzona. Widząc to Rhaellę ogarnęła taka irytacja, że chciało jej się krzyczeć. Tyle dni na statku z Aegonem oraz co gorsza z Aemondem i jego kąśliwymi uwagami? Kiedy zaczynała już tracić hart ducha i nadzieję, miecz chłopaka błysnął w blasku świec zwisających z sufitu i dziewczyna doznała gwałtownego olśnienia.
- Ja... wyzywam Aemonda na pojedynek. - początkowe zdanie zdawało się nie zawierać w sobie pewności siebie, jednak po chwili dziewczyna ją odzyskała i kontynuowała. - Jeśli go pokonam, dowiodę że nie jest potrzebny podczas wyprawy. Możemy się zmierzyć choćby zaraz, żeby nie tracić czasu.
Chłopak zareagował błyskawicznie, przez gwałtowny ruch jego skórzana opaska na pustym oczodole nieco się przesunęła, ukazując większą część blizny, czego brunetka się nie spodziewała. Odwrócił się plecami do króla i przyszpilił krewną swoim spojrzeniem błękitnego oka dając jej do zrozumienia, że nie robią na nim wrażenia jej desperackie próby przeforsowania swoich racji.
- To czysta strata czasu, który odgrywa teraz dość ważną rolę. Pokonam cię nawet we śnie. - odparł pewny siebie młodzieniec i dalej nie zwracał uwagi na nikogo innego w pomieszczeniu oprócz Rhaelli.
Król jednak zdawał się być zainteresowany propozycją wnuczki. Można by go posądzić o faworyzację któregoś z nich, jednak powołał się on na tradycje, co w jego przypadku było dość przewidywalne.
- Rhaella ma do tego prawo, synu. Rzeczywiście zaczynam skłaniać się ku temu, że zbyt wiele osób przyciągnie zbyt wielką uwagę podczas tej wyprawy... moja wnuczka wyraża gotowość w tej chwili, pragniesz jej odmówić i okryć się hańbą? - Viserys obdarzył syna chłodnym, bezuczuciowym spojrzeniem. Chłopak zdawał się to dostrzegać i rozumieć rozczarowanie, które zaczynało malować się na twarzy ojca.
- Wedle życzenia, księżniczko. Może jednak zechciałbyś się najpierw przebrać z tej uwodzicielskiej kreacji, żeby wytrzymać walkę ze mną chociaż przez minutę, hm? - rzucił w jej stronę niby od niechcenia, ale Rhaella widziała obelgę wypisaną na jego obliczu i determinację w chęci znieważenia jej.
- Nie ma takiej potrzeby. Będziesz mógł zrzucić winę za swoje zbyt powolne ruchy na mnie i moją uwodzicielską kreację. - wycedziła przez zaciśnięte zęby, ale nie mogła zbliżyć się do Aemonda żeby okazać swoją brawurę, ponieważ jej starszy brat nadal trzymał ją za ramię, próbują ochronić ją przez całym światem.
Jasnowłosy chłopak wykrzywił usta w grymasie i wtedy Rhaella wiedziała, że żarty się skończyły. Udało jej się wyprowadzić księcia z równowagi i osłabić jego czujność. Już chciała prosić służbę o przyniesienie jej odpowiedniego miecza ze zbrojowni, ale Aemond nie skończył jeszcze gierek słownych między nimi.
- To będzie największa przyjemność doprowadzić cię do skamlenia o litość, księżniczko.
Rhaella nie była pewna, dlatego tak bardzo to słowo ciągle powtarzane przez chłopaka działało jej na nerwy, jednak nie zdołała zachować zimnej twarzy i wykrzyczała w stronę Aemonda, jednocześnie w końcu uwalniając się z uchwytu Jacearysa.
- Przestań nazywać mnie księżniczką!
Gniew pulsował w jej skroniach, jednak młodego Targaryena zdawało się to napędzać do działania. Kiedy w końcu udało mu się sprowokować kobietę, postanowił iść za ciosem. Patrząc idealnie w jej fiołkowe oczy, nie pozwalając sobie na figlarny uśmiech, który wcześniej gościł na jego twarzy, wycedził przez zęby wiedząc, że to co powie, wyzwoli w dziewczynie uczucie jakiego dotąd nie poznała.
- Będziesz skamleć jak psia przybłęda, którą jesteś.
Oczy zaszły jej mgłą, a powietrze zdawało się stawać trujące, ponieważ dziewczyna nie mogła chwycić oddechu i doprowadzić tlenu do swoich płuc. Czuła że głowa zaraz jej eksploduje, a kiedy ujrzała delikatnie uniesiony kącik ust Aemonda całkowicie straciła nad sobą resztki panowania. Straciło dla niej znaczenie ukradzione jajo Dreamfyre, cała wyprawa oraz jej matka, ojciec i dziadek stojący nieopodal niej. Liczył się tylko Aemond patrzący na nią z wyższością. Z pełnym gracji, ale i wyćwiczonym ruchem, wykonała obrót wokół własnej osi wyciągając sztylet zza pasa blisko znajdującego się Jacearysa, który nie zdążył w żaden sposób zareagować. Gwałtowność jej ruchu sprawiła, że warkocz rozplótł się samoistnie, włosy opadły jej na plecy, a naszyjnik z szafirem który teraz niemal parzył ją w nagą skórę, wydostał się spod materiału jej sukni. Rhaella przemierzyła odległość kilku kroków dzielących ją od jednookiego księcia w ułamku sekundy, a jej wzrok spoczywał na jego jedynym zachowanym oku.
Chciała wyrwać mu je z oczodołu, jednak uznała że lepiej będzie po prostu nadziać je na sztylet. Aemond jednak był dostatecznie szybki i kiedy znajdowała się zaledwie stopę od niego, już sięgał po długi miecz który dzierżył na plecach. Czas zdawał się przyspieszać kiedy dziewczyna zbliżała się do chłopaka i coraz wyraźniej widziała jego zarysowaną szczękę oraz bliznę biegnącą przez całą lewę połowę twarzy. Kiedy zdawało się, że zaraz sztylet zderzy się z solidnym mieczem drugiego syna króla, Aemond zdołał skierować spojrzenie na medalion spoczywający teraz na materiale sukni Rhaelli. Jego błękitna tęczówka oka stała się ciemniejsza, a wyraz twarzy był nieodgadniony. Długowłosa jednak nie zatrzymała się, za to chłopak zawiesił swoją broń w połowie drogi między plecami a frontem ciała, na co Rhaella nie była przygotowana. Kiedy dopadła z impetem do torsu księcia, jej zręczny i niewielki sztylet zatrzymał się tylko na wyciągniętym w odpowiednim momencie przedramieniu Aemonda. Z oddali usłyszała szelest rozdzierającej się tkaniny, a potem ujrzała ciemną krew spływającą z rozoranej ręki młodego chłopaka, sączącą się na podłogę sali jadalnej.

Opiekunka SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz