Czuła na sobie silne i stanowcze dłonie należące do Jacearysa. Chłopak trzymał ją kurczowo za ramiona, aż sztylet z jej dłoni wreszcie opadł na kamienną posadzkę w sali jadalnej i odbił się od niej głuchym echem. Rhaella wykrzywiła skostniałe palce u dłoni, zupełnie nie czuła że przed chwilą między nimi znajdowała się broń. Po chwili do jej starszego przybranego brata dopadła również ich matka - Rhaenyra i gwałtownym krokiem zaczęła wyprowadzać oboje z sali. Można by zaryzykować stwierdzenie, że członkowie jej rodziny bardziej nieśli dziewczynę na swoich barkach, niż prowadzili ją o własnych siłach. Kiedy drzwi zaczęły się za nimi zamykać, w ich szczelinie Rhaella zdążyła dostrzec zastęp służby zajmującej się Aemondem, a także wypełnioną gniewem królową Alicent, która miotała się po pomieszczeniu krzycząc niezrozumiałe dziewczynie słowa do króla Viserysa. W ostatniej chwili królowa skrzyżowała swoje spojrzenie z brunetką, a jej wzrok zdradzał obudzone w niej szaleństwo.
Długowłosa nie pamiętała dokładnie w jaki sposób znalazła się w swojej komnacie, ale domyślała się że zawdzięcza to Jake'owi i swojej matce. Wbrew ich błaganiom, dziewczyna nie chciała położyć się w łóżku, natomiast nerwowo chodziła od okna balkonowego aż do drzwi wejściowych. Emocje jeszcze jej nie opuściły, ale wyrwała się w końcu ze stanu otępienia, które jej towarzyszyło i zaczynała logicznie myśleć nad swoim położeniem. Słowa matki i przybranego brata docierały do niej jakby z oddali, ponieważ ona była już zajęta rozmyślaniem nad kolejnym krokiem.
- Rhaello, kochanie. Połóż się, bardzo cię proszę. Nadal jesteś roztrzęsiona, musisz odpocząć. Powiemy królowi dokładnie jak się ma sytuacja i w jakim jesteś stanie. Nie byłaś sobą, nie wiedziałaś co robisz, ten chłopak cię do tego sprowokował... - rzucała raz po raz Rhaenyra, jak zwykle próbując usprawiedliwić jedno ze swoich dzieci.
Dziewczyna stanęła w połowie drogi między drzwiami, a meblem stojącym przy jej łóżku i spojrzała prosto w oczy blondwłosej kobiety.
- Zrobiłam to z pełną premedytacją. Sprowokował mnie, nie sprowokował mnie... jakież to ma znaczenie? Chciałam go oślepić, a zamiast tego zmasakrowałam mu rękę... - przełknęła głośno ślinę wracając wspomnieniami do kapiącej na podłogę szkarłatnej krwi.
- W pełni sobie na to zasłużył, nie ma nawet co go żałować. - odburknął Jacearys wiedząc, że tym samym naraża się na naganę matki. Rhaenyra jednak nie skomentowała zachowania chłopaka, tylko zwróciła się wprost do ukochanej córki.
- Aemondowi nic nie będzie. Uzdrowiciele zaszyli ranę, która okazała się dość płytka. Zostanie mu co najwyżej blizna, nie pierwsza i zapewne nie ostatnia w jego kolekcji. Nie zadręczaj się, Rhael.
- Ale teraz wszyscy wiedzą jaka jestem naprawdę. Szalona. Szalona, znaleziona przybłęda Targaryenów! - młoda kobieta nienawidziła się nad sobą użalać, ale zbyt wiele obelg wypowiedzianych w jej stronę w ciągu ostatnich kilku dni przelało szalę goryczy. Pozwoliła sobie więc na chwilę słabości wiedząc, że znajduje się w otoczeniu najbliższych jej osób, które na pewno nie będą oceniać jej wybuchu żalu i cierpienia. Jej przybrana matka od razu podeszła do dziewczyny, nie siląc się na zbędne słowa pocieszenia, po prostu utuliła swoją ukochaną córkę do piersi i pogładziła ją po włosach.
- Moja kochana dziewczynka. - mówiła wciąż gładząc Rhaellę po długich, ciemnych włosach.
Rhael dzięki kojącemu dotykowi matki szybko się uspokoiła i zaczęła myśleć strategicznie. Rzuciła się ze sztyletem na drugiego syna króla. Alicent jej tego nie odpuści, nie było takiej możliwości. Rhaella wmawiała sobie, że to właśnie gniew królowej najbardziej ją martwi, ale nie mogła pozbyć się towarzyszącego jej zmartwienia o rękę Aemonda. Gniew, który zaślepił ją podczas kolacji zdawał się ulatywać z niej z każdą minutą, jednak nigdy nie zapomni tego płonącego uczucia w głębi serca, które nakazało jej chwycić za broń i wyrządzić krzywdę jasnowłosemu chłopakowi. Nie pamiętała zupełnie nic z tego zdarzenia, nie pamiętała innych obecnych w sali, nie pamiętała ułożenia potraw na stole, nie pamiętała dźwięków które roztaczały się po pomieszczeniu zanim chwyciła za sztylet. Pamiętała tylko twarz Aemonda z mocną zarysowaną żuchwą i słowa, które opuściły jego usta bez ani chwili zawahania. Zagłębiając się płytko w tym wspomnieniu, dziewczyna pamiętała jeszcze tylko płomień świec odbijających się w błękitnym oku chłopaka... zanim dostrzegł naszyjnik spoczywający na jej szyi. Brązowowłosa wiedziała, że tylko ten element zaskoczenia zdezorientował chłopaka na tyle mocno, że nie zdołał dobyć miecza na czas. W innym wypadku byliby obydwoje zapewne już po odbytym pojedynku, który miał przesądzić o losach wyprawy po skradzione jajo. Rhaella wyrwała się niezbyt grzecznie z uścisku matki i przerażona wykrzyknęła.
- Jajo Dreamfyre! Nie można dłużej zwlekać. Muszę ruszać, muszę... - jej wzrok spoczął już na broni, którą poprzedniego dnia oparła o szafę i postawiła krok w jej stronę, jednak następczyni tronu zatrzymała ją stanowczo.
- Musisz czekać aż mój ojciec wraz z królową zjawią się w twojej komnacie. Okaleczyłaś ich syna, Rhaello. Musisz się chociaż wytłumaczyć, ale znając porywczość Alicent, wytłumaczenia mogą nie wystarczyć. Bez wątpienia poniesiesz karę. - stanowczy ton Rhaenyry sprawił, że Jake przysunął się bliżej Rhaelli. Dziewczyna jednak nie okazała ani odrobiny lęku przed tym, co miała ją czekać.
Zarówno ona, jak i jej krewni nie musieli długo czekać na przybycie władcy wraz ze swoją królową. Alicent najwidoczniej również nieco ochłonęła, ponieważ nie rzuciła się od wejścia na szyję Rhaelli, aby ją udusić. Królowa, zupełnie jak i dziewczyna przybrała teraz chłodną i opanowaną minę, wyraźnie kalkulowała sytuację i możliwe konsekwencje oraz wymierzenie kary dziewczynie. Król Viserys już od wejścia zdradził swoją postawą, że dziewczynie włos z głowy nie spadnie, ponieważ podszedł i objął ją jednym ramieniem, mówiąc następujące słowa.
- Moja Rhaello... moja gorąca krew. - jego małżonka skrzywiła się nieukrywanie, jednak dalej milczała. Dopiero, kiedy król ponownie przemówił, na twarzy królowej pojawił się ten przebłysk gniewu i szaleństwa, który Rhaella dostrzegła w sali jadalnej.
- Zafundowałaś mojemu chłopakowi niezłą lekcję! Oh, myślę że teraz nie będzie już cię lekceważył, o nie...
- Viserysie... chciałabym jednak powrócić do możliwości odpłacenia Rhaelli takim samym czynem, jaki ona wyrządziła Aemondowi. - ściągnęła usta w wąską linię, wyraźnie próbując trzymać nerwy na wodzy.
- Rozmawialiśmy już o tym, Alicent! Nie jesteśmy bandą barbarzyńców, tylko rodziną królewską! - król wybuchnął gniewem, jednak nie robiło to żadnego wrażenia na jego małżonce.
Rhaella nie cofnęła się nawet o krok, kiedy królowa jawnie zasugerowała oszpecenie jej ręki. Myślami powędrowała jednak do blizny Aemonda. Dziewczyna była ciekawa jak rozległe były zadane mu przez nią obrażenia, oraz czy blizna będzie chociaż w połowie tak spektakularna jak ta, która zdobiła lewą połowę twarzy młodego Targaryena. Z zamyślenia wyrwały ją jednak opanowane słowa Alicent.
- Dziewczynę musi spotkać kara. Surowa. Jej występek widziała część służby królewskiej i nie możemy liczyć na ich pełną dyskrecję, chyba że ich wszystkich zabijemy. - Rhaenyra spojrzała z wyrzutem na dawną przyjaciółkę, jednak ta wyglądała zupełnie jakby miała ochotę na masową rzeź, jednak mówiła dalej. - Sugeruję odsunięcie jej od obowiązków królewskiej Opiekunki Smoków i miesięczny pobyt w Zakonie Wiary w Siedmiu, aby utemperować jej porywczy charakter.
Król na te słowa niemal parsknął śmiechem w twarz swojej żonie, a Jake oraz Rhaenyra nie zdążyli zareagować, ponieważ Viserys błyskawicznie odpowiedział.
- Chyba postradałaś zmysły, kobieto. Rozumiem twój ból i chęć pomszczenia ran naszego syna, ale to absurdalny pomysł. Rhaella jest jedyną kompetentną osobą w królestwie do sprawowania funkcji Opiekunki. A ten pomysł z Zakonem? Jeszcze bardziej idiotyczny. Jej charakteru i temperamentu nie opanuje nawet roczny pobyt w tym miejscu, gwarantuje ci to.
Rhaella nie wiedziała, czy ostatnie zdanie może uznać jako komplement z ust swojego dziadka, jednak delikatny uśmieszek na twarzy Rhaenyry zasugerował jej, że tak. Królowa Alicent z całych sił starała się, aby nie było po niej widać że dotknęła ją zniewaga męża. Milczała nie wydając z siebie ani słowa, jednak jej czoło dalej było zmarszczone, co zwiastowało kolejne propozycje ukarania dziewczyny, które miały zaraz paść z jej strony. Brązowowłosa dziewczyna nie spodziewała się już niczego nadzwyczajnego, dlatego rozluźniła barki i wypuściła powietrze z płuc. Być może nieco zbyt głośno, ponieważ jej ulga nie umknęła uwadze Alicent. Na twarzy matki Aemonda utworzyły się zmarszczki wokół ust, które chyba stanowiły u niej zalążek przebiegłego uśmiechu.
- Niezastąpiona Opiekunka Smoków... cóż, misja która została ci powierzona nie może czekać ani dnia dłużej jak mniemam. Co jednak z resztą smoków pod twoją nieobecność? - królowa nie dała jednak dziewczynie dojść do słowa. - Podczas twojego pobytu poza granicami kraju, osobiście będę nadzorować szkolenie innych Opiekunów. - Rhaella nie widziała nic złego, czy podstępnego w tym pomyśle, dlatego nawet nie próbowała przerywać monologu królowej Siedmiu Królestw.
- Jajo Dreamfyre to skarb naszego rodu... - kontynuowała królowa i zaczęła przechadzać się po sypialni dziewczyny. - Nie zdziwi więc nikogo wielkość rangi tego zadania. Jeśli zawiedziesz... twoje miejsce zastąpi inny Opiekun. To twoja kara za okaleczenie mojego syna. - odwróciła się gwałtownie w stronę Viserysa, ponieważ wiedziała że król jest jedyną decyzyjną osobą w tej sprawie. Rhaella ścisnęła pięści, ponieważ królowa uderzyła w czuły punkt jakim była jej profesja, nie straciła jednak panowania nad sobą. Wierzyła w siebie i wiedziała, że bez problemu uda jej się odzyskać jajo smoczycy i przywlec głowę złodzieja przed oblicze dziadka. Król Viserys nieznacznie skinął głową, co oznaczało że na większą aprobatę Alicent nie mogła już liczyć. Królowa Matka nie skończyła jednak swojego przemówienia.
- Pojedynek między tobą, a moim drugim synem rzecz jasna się nie odbędzie. Nie mogę powiedzieć, czy nie okaleczyłaś go celowo, aby później ośmieszyć go w starciu między wami i niesprawiedliwie zwyciężyć. Wyruszysz w pogoń za złodziejem w składzie, jaki zarządził mój król. - Alicent odpłaciła mężowi delikatnym ukłonem i spojrzała twardym spojrzeniem na Rhaellę, która rzecz jasna zamierzała protestować. Jednak Viserys uniósł dłoń ku górze i uciszył dziewczynę, jak na władcę przystało. Młoda Targaryenka nie była zadowolona z tego faktu. Królowa za pośrednictwem swoich dwóch synów mogła próbować przeszkadzać jej w wykonaniu królewskiego zadania, wyłącznie po to aby pozbawić jej funkcji na dworze królewskim. Z tego powodu mimo postawy króla, dziewczyna chciała jeszcze negocjować, ale przerwał jej głos Alicent.
- I przeprosisz mojego syna. Za krzywdę jaką mu wyrządziłaś, i za obelgi które go znieważyły. - Rhaella wiedziała, że królowa ma na myśli ich wymianę zdań na krótko przed jej atakiem. Nieskrywanie umniejszała umiejętnościom pojedynkowym Aemonda i sugerowała że jej strój mógłby go rozkojarzyć, jednak chłopak przecież czynił wobec niej to samo.
- Nie uważam, żeby należały mu się przeprosiny za cokolwiek innego, niż za to że go zaatakowałam. Królowo. - dodała pospiesznie tytuł władczyni nie chcąc bardziej jej rozwścieczyć. Alicent spojrzała na nią złowrogo, jednak nie wykłócała się dalej. Wyglądała na zmęczoną całą tą sytuacją, dlatego na koniec powiedziała tylko.
- Przeprosiny to coś, czego mój syn zwykle nie otrzymuje. - spojrzała przelotnie z wyrzutem na swojego męża i na syna Rhaenyry. - Przeproś go za to co uważasz za słuszne, zgodnie ze swoim sumieniem, Rhaello. - królowa po raz pierwszy w ciągu całej rozmowy zwróciła się do niej po imieniu, dlatego brunetka spojrzała jej prosto w oczy i z gracją skinęła głową, zgadzając się tym samym na warunki jej kary.
CZYTASZ
Opiekunka Smoków
FanfictionRhaella Targaryen jest królewską Opiekunką Smoków nie posiadającą własnego wierzchowca. Jednak kiedy jedno z jaj smoczycy Dreamfyre zostaje skradzione, dziewczyna wyrusza w pogoń za domniemanym złodziejem za towarzyszy mając znienawidzonego Aegona...